plik


ÿþUeda Akinari Karp wyczarowany ze snu Wstp ,,Karp wyczarowany ze snu'' jest cz[ci Ugetsu-monogatari (opowie[ci ,,Po deszczu przy ksi|ycu'') których autorem jest Ueda Akinari (1734-1809) |yjcy w XVIII-wiecznej Japonii. Nyogen Nowak 2 Dawno temu, w czasach ery Encho, w klasztorze Miidera, |yB mnich imieniem Kogi. ZdobyB sBaw tym, |e z talentem malowaB obrazy. Ale zazwyczaj nie przedstawiaB na nich ani postaci Buddy, ani gór czy rzek, ani kwiatów, ani wreszcie ptaków. Gdy tylko miaB dzieD wolny od obowizków klasztor- nych, wypBywaB Bódk na jezioro, dawaB pienidze rybakom Bowicym ryby w sieci, zBapane przez nich ryby wypuszczaB z powrotem do jeziora, a potem obserwujc igraszki tych ryb w wodzie malowaB je i w tym doszedB z biegiem lat do doskonaBo[ci. Niekiedy tak oddawaB si tej robocie, a| zasypiaB, a we [nie wstpowaB w wody jeziora i igraB z ryba- mi, wielkimi i maBymi. Gdy si przebudziB, malowaB to, co widziaB, obrazki przytwierdzaB do [cian i sam je nazywaB karpiami wyczarowanymi ze snu. Byli ludzie, którzy rozumieli niezwykB warto[ tych malowideB i jeden przez drugiego starali si wyprosi je u niego, ale na te pro[by dawaB im wy- Bcznie obrazy kwiatów czy ptaków, albo jakie[ widoczki, a tylko owych karpi stanowczo odmawiaB i tBumaczyB wszystkim w |artobliwym tonie: - Nie mog przecie| dawa stworzeD, które jako mnich hoduj, wam [wieckim, którzy zabijacie to, co |ywe, a ryby zjadacie na surowo. GBo[no wic byBo w caBym cesarstwie i o tych obrazach, i o tym |arciku. Pewnego razu Kogi zapadB na jak[ chorob, a po siedmiu dniach zamknB oczy i przestaB oddycha; krótko mówic - zmarB. Zebrali si jego uczniowie i przyjaciele u|alajc si i lamentujc, ale okazaBo si, |e pier[ zmarBego jest jeszcze troch ciepBa. Kto wie - mo|e o|yje - pomy[lano. Otoczyli wic jego ciaBo i czuwali nad nim. Gdy upBynBy trzy dni, zaczB ju| jakby troch porusza rkami i nogami i na- gle z gBbokim westchnieniem otworzyB oczy, podniósB si jak zbudzony ze snu i zwracajc si do zgromadzonych uczniów powiedziaB: - OddaliBem si na dBugo duchem od spraw ludzkich. Ciekaw jestem, ile to dni upBynBo! - UtraciBe[, nauczycielu, oddech - odrzekli mu uczniowie - przed trzema dniami. Bracia klasztorni i osoby, które stale pozostaj z nimi w bliskich kontaktach, zebrali si wszyscy tutaj, aby omówi spra- wy pogrzebu, a| tu spostrze|ono, |e pier[ twoja, mistrzu, jest ciepBa. Nie kBadli[my ci wic do trum- ny, a czuwali[my tak, jak nas teraz tutaj widzisz, przy twym Bo|u. I oto w tej chwili dopiero wróciBe[ do |ycia, wic cieszymy si z tego wszyscy. Dobrze si staBo, |e[my ci nie pochowali! Kogi na znak aprobaty skinB gBow. - Niech ktokolwiek z was - rzekB - uda si do rezydencji Jego Wysoko[ci wicegubernatora Taira, który jest naszym protektorem i oznajmi mu, co nastpuje: <Oto mistrz nasz w dziwnych okoliczno[ciach powróciB do |ycia. Ty, panie, teraz pijesz sake i kazaBe[ przygotowa na przeksk [wie| surow ryb w occie. Racz na jaki[ czas przerwa uczt i zechciej przyby do klasztoru. UsByszysz tu przedziwn opowie[>. Ten kto pójdzie z tym posBannictwem niech patrzy na to, co oni tam robi: wszystko po- winno by tak, jak powiedziaBem. PosBany czBowiek dziwujc si caBej sprawie poszedB do magnackiego dworzyszcza, przekazaB, co mu przykazano, a przy tym rozejrzaB si pilnie dokoBa. Zarówno gospodarz domu, wicegubrnator, jak i jego mBodszy brat Juro, wasale i domownicy, siedzieli tu zebrani i raczyli si winem ry|owym - a| dziw braB, |e wszystko byBo tak, jak zapowiedziaB to mistrz, który go tu przysBaB. Wicegubernator i dworacy dowiedziawszy si o wszystkim wielce si dziwili, zaraz odBo|yli paBeczki, którymi sigali po zaksk i wszyscy - nie wyBczajc Juro i domowników - pospieszyli do klasztoru. 3 Kogi uniósBszy si z wezgBowia wyraziB im sw wdziczno[ za przybycie mimo trudów dalekiego marszu, a odpowiadajc mu dostojny go[ przekazaB mnichowi swe powinszowanie z okazji powrotu do |ycia. Z kolei Kogi wystpiB z zapytaniem. - Zechciejcie, panie, po[wiadczy to, co ode mnie usByszycie. Czy zamawiali[cie ryb u rybaka, nieja- kiego Bunshi? - W samej rzeczy - zdziwiB si wicegubernator - byBo tak, jak mówisz. Skd o tym wiesz? - Ten rybak - cignB dalej Kogi - przyszedB na dwór wasz, panie, z koszykiem; a miaB w nim ryb nie mniejsz ni| na trzy stopy. Wy, panie, ze swym mBodszym bratem przebywali[cie wBa[nie w bawialni od poBudniowej strony i grali[cie w go. Jeden z domowników siedziaB w pobli|u was, panie, i sycc podniebienie ogromn brzoskwini [ledziB przebieg partii. Zadowoleni z tego, |e rybak dostarczyB wam tak pikn sztuk dali[cie mu jedn z brzoskwiD, których byBa peBna patera, a potem podali[cie mu czark i nalali[cie mu trzy razy sake. Wasz krajczy wyjB z podniosB min ryb z koszyka i pociwszy j na plasterki przyprawiB octem. Tusz , |e - jak dotd - wszystko, co powiedziaBem, w peBni si zgadza! Wszyscy, co przyszli z wicegubernatorem, sByszc t relacj byli wprost zdumieni i oszoBomieni; z naleganiem te| dopytywali si, jakim sposobem zna on te szczegóBy tak dokBadnie. I wtedy Kogi opowiedziaB im caB histori. - ZmogBa mnie niedawno choroba i znosiBem niewymowne cierpienia. Nie zdawaBem sobie nawet sprawy z tego, |e oto umarBem. Wyczerpany gorczk zapragnBem si nieco orzezwi. Wspierajc si na kiju wyszedBem za bram domu. Zdawa by si mogBo, |e zapomniaBem zupeBnie o swojej choro- bie. CzuBem si jak ptak wypuszczony z klatki w królestwo chmur. WlokBem si dBugo przez wzgórza i osiedla ludzkie, a| wyszedBem wreszcie na brzeg wielkiej wody. Na widok niebieskiej toni jeziora przyszBo mi na my[l, |eby - jak to bywaBo w mych sennych widzeniach - zanurzy si dla zabawy w wodzie. ZrzuciBem wic odzie|, daBem nura, ale mimo, |e od razu wpadBem w miejsce gBbokie, pBywaBem sobie tu i tam swobodnie; cho od najmBodszych lat niewiele miaBem wspólnego z pBywa- niem, harcowaBem wtedy, jak mi sie |ywnie podobaBo. Gdy teraz o tym my[l, wydaje mi si to wszystko niedorzecznym marzeniem sennym. Jednak|e czBowiek unoszcy si na powierzchni wody nie jest tak swobodny jak ryba. ObudziBa si we mnie zazdro[, |e oto nie mog plsa na podobieD- stwo ryb. A byBa opodal mnie jaka[ wielka ryba, która rzekBa: <SpeBni twe |yczenie, mistrzu, to nic trudnego. Prosz poczeka!> - widziaBem, jak si po tych sBowach zapu[ciBa gdzie[ hen, na dno, a po jakim[ czasie wypBynBa na powierzchni niosc na swym grzbiecie jak[ istot w koronie i ceremo- nialnym ubiorze, a za t ryb cignBo wiele jeszcze innych przedstawicieli rybiego rodu. Osobnik w koronie zwróciB si do mnie tymi sBowy: - <Oto zarzdzenie boga mórz! Czcigodny brat zgromadziB w dotychczasowym swym |yciu wiele zasBug dziki temu, |e obdarzaB |yciem stworzenia, które czekaBa [mier. Teraz brat nasz wstpiB do wody jeziora i pragnie igra jak ryby. Na pewien czas u|yczamy mu stroju zBotego karpia i pozwalamy za|ywa przyjemno[ci Królestwa Wody. Niech tylko nie da si omami zapachem przynty, aby nie straciB |ycia gdy zawi[nie na nitce wdki>. Po tych sBowach po- seB si oddaliB i znikB mi z oczu. Z najwy|szym zdumieniem spojrzaBem na swe ciaBo: nie wiadomo kiedy pokryBo si ono Busk i nabraBo zBotego poBysku - zmieniBem si w jednego z karpi. Nie dziwo- waBem si jednak temu w tym momencie - machnBem ogonem, poruszyBem pBetwami i dalej|e si krci i koBowa, ile dusza zapragnie. Najpierw daBem si unosi falom, które gnaB wicher, wiejcy z góry Nagara; potem oddawaBem si swawoli w przybrze|nych wodach wielkiej zatoki Shiga, ale prze- ra|ony nieustannym ruchem pieszych, którzy zdawali si tu niemal zanurza poBy szat w wodzie, przeniosBem si w cieD wysokiej góry Hira. I ju| miaBem zawdrowa a| na dno gBbokiej w tym miej- scu wody, gdy wbrew mej woli zwabiBy mnie ognie rybaków z Katada, przed którymi trudno uj[ ry- bie. Noc byBa czarna jak smoBa, ale ksi|yc, który odbijaB si w zwierciadle jeziora, ja[niaB nad szczy- tem góry Kagami rozwidniajc niezliczone zakamarki niezliczonych nadbrze|nych osiedli. Mo|na by- Bo podziwia wysepki Oki i Chikubu, a na tej ostatniej barwione cynobrem ogrodzenie, które odbijaBo si w falach...Gdy si tym zachwycaBem, po tafli jeziora zmarszczonej przez wiatr z góry Ibuki przy- 4 pBynBa pchana wiosBem barka z Asazuma i zostaBem przez ni zbudzony z uroku, jaki spadB na mnie po[ród gBbin zarosBych algami. UciekaBem teraz tak|e przed rozcinajcymi umiejtnie wod |erdzia- mi przewozników z Yabase; przeganiali mnie te| wielokro stra|nicy mostu Seta. Gdy dzieD byB gor- cy, pBywaBem pod powierzchni wody, gdy szalaB wiatr, igraBem sobie na dnie tysic s|ni w gBbi. Wtem zachciaBo mi si z gBodu co[ zje[. W poszukiwaniu po|ywienia pBynBem to tu to tam, ale ni- czego nie znalazBem. ZaczynaBo ju| mnie to mczy, gdy nagle trafiBem na miejsce, gdzie Bunshi za- puszczaB sw wdk. Przynta pachniaBa wspaniale. ZachowaBem jednak jeszcze w pamici ostrze|e- nie rzecznego bóstwa. PowiedziaBem wic sobie: - Jestem przecie| uczniem Buddy! Cho przez ten czas nie udaBo mi si znalez niczego do jedzenia, nie wypada w |adnym razie, |ebym BykaB rybi po- karm! - I odpBynBem stamtd. Po jakim[ czasie gBód si wzmógB, a cho nadal si zastanawiaBem, czy to przystoi, nie mogBem ju| wytrzyma. - Powiedzmy, |e chwyc ten ksek, ale czy| jestem tak gBupi, |eby od razu da si zBapa? Znamy si zreszt z tym rybakiem od dawna, czego| wic mógBbym si obawia? - Uspokoiwszy si w ten sposób poBknBem wreszcie przynt. Bunshi szybko pocignB za ni i wyBowiB mnie. <Dlaczego to robisz?> krzyknBem, ale on miaB niezmiennie wyraz twarzy taki, jakby niczego nie sByszaB. PrzecignB mi teraz sznurek przez skrzela, uwizaB Bódk po[ród sitowia, wsadziB mnie do koszyka i zaniósB do waszego, panie, domu. Wy[cie si, panie, zabawiali wBa[nie ze swoim bratem w poBudniowej komnacie gr w go. Jeden z domowników siedziaB tu| obok was i zaja- daB owoc. Widzc |e Bunshi przyniósB tak wielk ryb, wszyscy[cie j wielce podziwiali. Ja si w tym momencie zwróciBem do was i nat|ajc gBos krzyczaBem bez ustanku: - Czy[cie zapomnieli wszyscy, |e jestem Kogi? Wypu[cie mnie! Pozwólcie mi wróci do klasztoru! - Ale na nikim z was nie zrobiBo to najmniejszego wra|enia - klaskali[cie tylko z uciechy w dBonie. Ten który jest waszym krajczym, zacisnB mi najpierw mocno palcami lewej rki oczy, a w praw wziwszy dobrze wyostrzony nó| po- Bo|yB mnie na kuchennym stole i ju| miaB kroi, ale ja jeszcze zdjty nieopisanym przera|eniem na ca- By gBos krzyknBem z pBaczem: - Czy|by[cie si wa|yli skrzywdzi ucznia Buddy? Nie zabijajcie mnie! Nie zabijajcie! - Ale nikt tego nie posByszaB. PoczuBem wreszcie cicie i...zbudziBem si ze snu. Ludzie, którym to opowiedziaB, bardzo byli tym poruszeni i bardzo si wszystkiemu dziwili. - Gdy przypominamy sobie to, o czym nam, mistrzu, prawisz, rzeczywi[cie widzieli[my wtedy w ró|- nych momentach, |e ryba porusza pyskiem, ale gBosu wcale nie byBo sBycha. Nie do uwierzenia wprost, |e[my widzieli na wBasne oczy taki przypadek. Wicegubernator poleciB jednemu ze swego orszaku pobiec do domu i resztki przyrzdzonej w occie ryby wrzuci do jeziora. Kogi wróciB teraz ze swej choroby do zdrowia i umarB znacznie pózniej, po doj[ciu do sdziwego wie- ku. Gdy ju| si spodziewaB swego zgonu, powrzucaB do jeziora wszystkie obrazy z karpiami, jakie tyl- ko kiedykolwiek namalowaB, a malowane ryby zeszBy z kartonu i jedwabiu i zaczBy igra w wodzie. Dlatego jego obrazy nie zachowaBy si dla potomno[ci. Jego uczeD, niejaki Narimitsu, przejB po Ko- gim tajemnic jego mistrzostwa i zdobyB sBaw. Stare podania notuj, |e gdy namalowaB on na drzwiach w paBacu Kan'in koguta bojowego, |ywy kogut widzc t podobizn rzuciB si jakoby na ob- raz z pazurami. tBum. W. KotaDski 5

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Karp wyczarowany ze snu
O zbudz sie wreszcie i ze snu powstan
Amanda Quick Mężczyzna ze snu
Ona jest ze snu IRA
O zbudz sie wreszcie i ze snu powstan
song46 IRA Ona jest ze snu text tab
Złoty pył czyli jak poradzić sobie z potworami ze snu
Pastuszkowie ze snu powstali
Zbawiamy świat nie budząc go ze snu – permanentna promocja
Twarz ze snu rozmycie postaci
Ona jest ze snu IRA?75746
cmkp zaburzenia snu

więcej podobnych podstron