314 WSTAŃ
Raz pierwszy spojrzał ku niej z żywem zainteresowaniem :
— Aż tak?... Gdyby nie to, iż postanowiłem dziś jeszcze skończyć, poszedłbym posłuchać słów Jezusa z Nazaretu, który H ewie... złoto obrzydził.
— Obyś poszedł...
— Bywaj zdrowa, niech wszyscy bogowie otaczają cię swoją opieką, boję się, iż na starość będziesz wysoce moralną matroną i żałuję, iż w tej roli widzieć cię nie będę... Musisz się jeno przenieść z Naimu w jakiś zakątek innego świata, bo tu przeszłość jest za świeżą, by na niej przyszłość budować. Żegnaj!
— Nahumie — drobne jej dłonie oplotły kurczowo jego ręce — jeżeliś mnie kiedy kochał...
— Tylko bez scen, Hewo! — w jego głosie dźwięczała nuda, przelotnie dotknął ustami jej ciemnych warkoczy i wyszedł spiesznie z komnaty.
Kobieta patrzyła chwilę za nim szeroko rozwartemi, pełne mi przerażenia oczyma, a w duszy jej szalała rozpacz :
— Zali on to uczyni... uczyni...? I czyż krewr jego nie spadnie na mnie występną... Boże! Boże! Boże!...
*
* *
— Syn mój nie wrócił jeszcze?
— Nie pani...
Cicho przesunął się w głębi sieni senny niewolnik i wdowa po Samuelu taplanie pozostała znów samą, wpatrzona w mrok ogrodu siedziała na kamiennych schodach nasłuchując, czy piasek ścieżki nie zaskrzypi pod krokami wracającego syna. Noc była cicha, parna, ciężka woń róż rozwitych snuła się w przestrzeni, majaczyły żałobne zjawy cyprysów nad bielą ścieżyn i cichutko, miarowo, z nieubłaganą jednostajnością opadała woda fontanny w marmurowe łożysko, a biedne macierzyńskie serce biło niepokojem, to zamierało lękiem... Skończyć się niedługo krótka noc letnia, a on... wróci znowu... jak zazwyczaj o świtaniu, a ujrzawszy ją czekającą, wybuchnie gniewem...