r
Rozdział I.
Jak przez sen przypomina mi się dzisiaj mój odjazd z dworca głównego z Warszawy pociągiem pośpiesznym Warszawa-Paryż. Jak przez gęstą mgłę widzę dworzec w Poznaniu, potem Berlin, Paryż, Londyn.
Wyraźniej przypominam sobie wielki ogród zoologiczny w Londynie. Oglądałem: słonie, lwy, nosorożce, dziesiątki odmian antylop, i myślałem o tern, że niedługo już ujrzę te same zwierzęta, lecz nie w klatkach i zagrodach, a na wolności, we własnej ich ojczyźnie!
Po paru jeszcze dniach podróży koleją znalazłem się wreszcie w pięknej stolicy Portugalji, Lizbonie. Nie miałem czasu na oglądanie miasta i jego cennych zabytków, gdyż okręt do Angoli odpływał już nazajutrz. A ja miałem jeszcze do załatwienia tysiąc
i jedną sprawę i tyleż najkonieczniejszych sprawunków.
rCl A
Nie zdążyłbym załatwić tego wszystkiego, gdyby poczciwy okręt, który też widocznie miał dużo-jeszcze do roboty, nie odłożył swego wyjazdu o całą dobę. Załatwiłem więc sprawy i nazajutrz, o drugiej po południu, znalazłem się wreszcie, wraz ze swoim bagażem, na przystani Towarzystwa „Companha Colonial de Navegaęao”.
Wśród murzynów Angoli.
r