Na oceanie. 31
skiej wyspie Fernando Po, leżącej niedaleko na wschód od wyspy św. Tomasza. Piękna i urodzajna ta wyspa produkuje również kakao, kawę i owoce, lecz życie zamiera tam w szybkiem tempie i wkrótce, zapewne, zamrze zupełnie, tak wielki jest procent śmiertelności z powodu różnych chorób, a „śpiączki” przedewszystkiem. Na dowód fatalnego stanu zdrowotności na tej wyspie może służyć fakt, iż plantatorzy płacą specjalnym ajentom, werbującym murzynów na kontrakty, po 50 dolarów za każdego murzyna. Lecz rządy wszystkich kolonij zabroniły ajentom pracy na swoich terenach i nie zezwalają na wyjazd murzynów na Fernando Po.
Jeśli władze hiszpańskie nie zabiorą się niezwłocznie i energicznie do uzdrowienia wyspy, wyludni się
ona wkrótce zupełnie, a przepływające okręty zdaleka omijać będą tę „wyspę zadżumionych”.
Po parogodzinnym postoju w porcie św. Tomasza, gdzie wyładowaliśmy tylko kilkadziesiąt skrzyń towaru i paręset beczek wina i piwa, ruszyliśmy w dalszą drogę, kierując się wprost na Loandę, stolicę kolon ji Angola.
Szybko minęły ostatnie godziny podróży okrętem i, po niecałych dwóch dobach, ujrzałem nareszcie brzegi Afryki: wysokie, urwiste, ponure. Dalej widać suchą, spaloną przez słońce równinę, rzadko porośniętą karłowatemi drzewkami, bez listka, bez cie-
* * * *
nia zieloności. W głębi zatoki widać spore miasteczko o małych, przeważnie białych domkach, krytych czerwoną dachówką. Na Avzgórzu bardzo już stara forteca. Gdy okręt zarzucił kotwicę, w odle-