34 W Angoli.
poza portugalskim, został przywołany młody, przystojny chłopiec w aresztanckiem ubraniu, z wielkim białym numerem na plecach.
Młody zesłaniec polityczny, jak zadecydowałem odrazu w myśli, mówił dobrze po francusku, więc po chwili omyłka wyjaśniła się.
Uprzejmy dyżurny oficer zaproponował, by are-sztant, w asyście dwóch żołnierzy, odprowadził mnie do gubernatora. Żołnierze szli tuż za przewodnikiem, ale ponieważ po francusku nie rozumieli, mogliśmy rozmawiać zupełnie swobodnie.
— Zapewne polityczna sprawa, — zagadnąłem.
— Tak, jestem studentem uniwersytetu w Lizbonie.
— Dużo pan dostał?
— Dwa lata. Pozostały jeszcze tylko trzy miesiące.
— Czy dobrze się z panami obchodzą?
— Bardzo dobrze, jak z wszystkimi, którzy żadnego poważnego przestępstwa nie popełnili, i którzy po raz pierwszy zesłani zostali do Angoli. Lecz dla innych są tu lochy, pełne wilgoci i szczurów, są i kajdany na ręce i nogi.
— Zapewne cieszy się pan, że już wkrótce powróci do domu? — pytałem dalej.
— I tak i nie. Rad będę oczywiście zobaczyć rodziców i rodzeństwo. Lecz wiem, że wkrótce przywiozą mnie tu po raz wtóry. Walczymy przeciwko dyktaturze i, po powrocie do kraju, powrócę niezwłocznie do szeregów przyjaciół.
Zatrzymaliśmy się przed pałacem gubernatora. W chwili, gdy przybyli z nami żołnierze odwrócili się