ALEKSANDRA OKOPIEN-SŁAWINSKA
spontaniczność, pomysłowość, niekonwencjonalność, zmienność, energia, ludy-czność, nieskrywany seksualizm i demonstracyjny luz - aprobowane wskaźniki się mnożą i układają w różne konfiguracje.
Procesy te nie pozostają bez wpływu na sytuację w obrębie społeczności naukowej, podmywając jej dotychczasowy fundament - ustopniowaną strukturę kształcenia i dojrzewania do uprawiania nauki, porządkowaną wedle hierarchii autorytetu i związanej z nim władzy, a opartą na podstawowej relacji mistrz - uczeń. Kult młodości wchodzi w rażącą kolizję z tą relacją, która nieuchronnie zakłada jakąś formę przewagi starszych, choć niekoniecznie przybiera tak odrażające dla współczesnej wrażliwości postacie, jak gerontokracja czy feudalny paternalizm.
Zgodne z duchem czasu, pociągające retorycznie i budzące odruchową sympatię hasło potraktowania relacji mistrz - uczeń jako relacji partnerskiej, obecne również w referacie prof. Sztompki, kryje w sobie jednakże nieusuwalną sprzeczność. Postulat budowania partnerstwa przy utrzymaniu zasadniczej nierówno-prawności stron, z których jedna ma prawo do oceny drugiej i do decydowania
0 dalszych stopniach jej naukowego awansu - okazuje się słabo egzekwowalnym postulatem natury moralnej, odwołującym się nie do strukturalnych uwarunkowań, ale do nieegoistycznej, przyjaznej i światłej postawy mistrza wobec emancypacyjnych ambicji ucznia. W takiej postaci nie likwiduje konfliktu pokoleniowego, tylko go humanizuje i łagodzi. Jest też postulatem umiaru i rozsądku w realizowaniu partnerstwa, które pojęte radykalnie wymaga zburzenia tradycyjnego porządku i hierarchicznej zależności, pojmowane zaś powierzchownie, acz efektownie, sprowadza się do zmian obyczajowych - bratania się z młodymi, mówienia po imieniu, wspólnego chodzenia na piwo i na imprezy...
Poddany tym, i nie tylko tym, napięciom aktualny ustrój środowiska akademickiego uważam za rozchwiany i niepewny. Wydawać by się mogło, iż kulturowe dowartościowanie młodości powinno zapewniać młodym, jeśli nie znakomitą, to coraz lepszą pozycję. Praktyka życia naukowego wcale jednak tego nie potwierdza, zwłaszcza gdy zastanowić się nad warunkami startu do pracy uczonego. Ograniczę się do przykładu jednego rozwiązania organizacyjnego.
Mimo głośno wyrażanej troski o starzenie się i wykruszanie kadry naukowej
1 o niedostateczny napływ do nauki najbardziej uzdolnionych absolwentów - zlikwidowane w istocie zostało stanowisko asystenta, najmłodszego pracownika nauki. Miejsce asystentury zajęły studia doktoranckie będące formą organizacyjną wygodną dla instytucji przede wszystkim, choć nie tylko, ze względów finansowych, pozwalającą bez dalszych zobowiązań zatrudnić przy zajęciach dydaktycznych względnie liczną rzeszę doktorantów, a następnie po czterech latach dokonywać wśród nich swobodnej selekcji. Dla aspirujących do pracy naukowej młodych ludzi jest to forma zatrudnienia rażąco niekorzystna. Za marne stypendia nie zapewnia im pełni praw pracowniczych i emerytalnych (instytucja nie płaci za nich składek), zakazuje przy tym dodatkowej pracy na etacie. Nie daje też żadnego
106