Piotr Petelenz
Akcent padający na analogie raczej niż różnice jest częścią normalnego paradygmatu badań naukowych. Naturalne więc jest dla nas poszukiwanie niezmienników, abstrahowanie od konkretnej sytuacji, uogólnianie. Tym celom służyły skonstruowane przez referentów funkcjonalne definicje „starego uczonego”, oparte na jego relacji do otaczającej rzeczywistości badawczej, zaś w zasadzie niezależne od jego wieku biologicznego. Pozwoliły one na dyskutowanie problemu w oderwaniu od realiów konkretnej dyscypliny, którą ów modelowy uczony reprezentuje. Wszelako, gdy rozważamy faktyczne lub potencjalne role, które może on pełnić (co, jak rozumiem, jest jednym z naszych zadań) taki szczebel abstrakcji nie w każdym kontekście jest uzasadniony.
Nawiązując do wypowiedzi Pana prof. Samsonowicza warto zauważyć, że niejeden fizyk teoretyk może okazać się „wypalonym” pod względem twórczym już w wieku poniżej 40 lat, podczas gdy pięćdziesięcio -, sześćdziesięcioletni eksperymentator jest w apogeum swej twórczości, zaś humanista często dochodzi do największych osiągnięć twórczych około siedemdziesiątki. Nie spierając się o konkretne przedziały wiekowe trudno nie zauważyć, że wiek biologiczny i ogólne doświadczenie życiowe w sposób oczywisty muszą wpływać na percepcję otaczającej rzeczywistości, a w efekcie na motywacje i możliwości angażowania się „funkcjonalnie starego” uczonego w różne nurty działalności. Dlatego ewentualne sugestie co do jego możliwych ról będą musiały silnie zależeć od jego specjalności naukowej.
Jedną z takich ról, które, jak mi się wydaje, nie były tu dotąd wspomniane, ilustruje fragment mojej rozmowy z Freemanem Dysonem (Anglik z urodzenia, matematyk z wykształcenia, profesor Uniwersytetu Princeton, dał duży wkład w rozwój fizyki teoretycznej; szeroko znane jest tzw. równanie Dysona).
Zapytany kilka lat temu o swe aktualne zainteresowania naukowe, odpowiedział mi on, że zajmuje się obecnie kometami. Następnie dodał, iż zagadnienia te interesują bardzo niewielu badaczy, ale w swoim wieku (był już na emeryturze) może sobie pozwolić na angażowanie się w problemy niemodne. W końcu skomentował: „Ciekawa, nowa fizyka tkwi właśnie w zagadnieniach niemodnych, nie w tych najbardziej okrzyczanych”. Dziedzina modna to najczęściej ta, w której niedawno miało miejsce ważne odkrycie; zazwyczaj więc następne pojawi się nieprędko.