WYDARZENIE MIESIĄCA ■
4
MEDYK BIAŁOSTOCKI • NR 119
Wydarzenie to jest bez precedensu. W Polsce, choć minęło ćwierć wieku od narodzin pierwszego dziecka z zapłodnienia pozaustrojowego, nie ma żadnych norm prawnych w tej sprawie. Absolutnie żadnych. Kraj nasz nie ratyfikował nawet obowiązującej w Unii Europejskiej konwencji bioetycznej z Oviedo, która częściowo reguluje, jak należy postępować przy takich technikach leczenia. Ministerialny program to też niejako obejście przepisów, bo narzucone przez niego unormowania, obowiązują tylko w uczestniczących w nim klinikach. Pozostałe podmioty dalej mają swobodę działalności i pozostają poza kontrolą.
- Ważne, że udało się to wreszcie ruszyć. Spóźnieni i małymi krokami, ale wreszcie gonimy Europę - cieszył się podczas spotkania z ministrem prof. Sławomir Wotczyński, szef Kliniki Rozrodczości i Endokrynologii Ginekologicznej UMB.
Oficjalna część wydarzenia odbyła się w niewielkim gabinecie zabiegowym kli-
nym w Białymstoku. Miejsca wystarczyło tylko dla ministra Arhikowicza, profesora Wołczyńskiego i kilkunastu dziennikarz)'. Dyrektor szpitala Bogusław Poniatowski, czy prof. Marian Szamatowicz, szef zespołu, który dokonał pierwszego polskiego zabiegu in vitro, przysłuchiwali się wszystkiemu z korytarza,
- To rozwiązanie gwarantuje to, że dostęp do metody in vitro będzie niezależny od zasobności portfela. Przeznaczamy na niego, na trzy lata, ponad 240 min zl i chcemy pomóc 15 tysiącom par - zapewniał minister.
Aby przystąpić do programu trzeba spełnić kilka warunków. Najważniejsze: para ma się leczyć z powodu niepłodności od co najmniej roku, a inne metody kuracji w jej przypadku zostały już wyczerpane. Kobieta nie może mieć więcej niż 40 lat (mężczyzny limit wieku nie obejmuje). Para nie musi być małżeństwem. Państwo finansować będzie do trzech prób in vitro dla jednej pary (koszt jednej to nawet ok. 10 tys. zł).
Zabiegi będzie można wykonać tylko w wyselekcjonowanych 23 klinikach leczenia niepłodności w kraju (w Białymstoku będą to trzy kliniki, prócz tej w szpitalu klinicznym, są to: Kriobank oraz Centrum Położniczo--Ginekologiczne „Bocian”). Wszystkie one będą poddane surowemu reżimowi kontrolnemu. Stworzony zostanie specjalny rejestr procedur, w którym ma być odnotowana każda czynność związana z zabiegami (pacjenci będą w nim anonimowi). Ten spis jest potrzebny, by z jednej strony mieć kontrolę nad wykorzystywanymi w zabiegach zarodkami (o tę kwestię ciągle toczy się spór), z drugiej zaś strony dość szybko okaże się, która klinika ma najlepsze wyniki pracy.
- Chciałbym, żeby ten program uświadomił nam wszystkim, że niepłodność nie jest ani lewicowa, ani prawicowa. Ona nie ma poglądów. To po prostu choroba, którą nowoczesna medycyna potrafi leczyć - przekonywał Bartosz Arłukowicz.
Dodał też, że nie można straszyć ludzi informacjami o in vitro, czy stygma-tyzować urodzonych w ten sposób dzieci, opowiadając o rzekomych bruzdach porodowych czy wadach genetycznych. Zapewnił też, że nikt za stosowanie tej metody nie trafi do więzienia.
- W kolejce czeka 200 par - mówił dziennikarzom profesor Wotczyński. - Już rozpoczynamy procedury kwalifikujące, ale nie wiem, kiedy będziemy mogli powiedzieć, że mamy pierwszą parę, która skorzysta z programu. Przypuszczam, że wszystko pełną parą ruszy w sierpniu.
Prof. Marian Szamatowicz, choć dostrzega ułomności ministerialnego rozwiązania (głównie chodzi o wszelkie limity i ograniczenia wobec pacjentów), jest zadowolony z jego rozpoczęcia. Cieszy go najbardziej fakt, że wreszcie udało się pokonać dotychczasowe przeszkody, czyli negatywne stanowisko kościoła katolickiego, oraz wielki opór części polityków. Jego zdaniem liczba potrzebujących par jest znacznie niedoszacowana. Według jego obliczeń program powinien objąć ok. 25 tys. potrzebujących.
- Korzystając z okazji, muszę się też pochwalić, że dziewczynka, która tutaj jako pierwsza w Polsce przyszła na świat dzięki in vitro, niedawno wyszła za mąż. Byłem na jej ślubie, a ślub byl w kościele katolickim - podkreślał profesor.
Na razie nie wiadomo, co będzie dalej z programem, gdy upłyną zakładane przez pomysłodawców trzy lata.
bdc