PIŁAT 915
— Nie ma na co czekać — zdecydował — spróbujemy po raz ostatni.
Wyszedł na taras. Okrzyki się wzmogły. Rozejrzał się po tłumie. Teraz bez trudu mógł zobaczyć rozsianych wśród ludzi kapłanów. ..Nawet nie zadali sobie trudu, by się przebrać” — pomyślał. A pod jego oknami stała cała ich grupa. To chyba centrum dowodzenia. Chyba stąd padały pierwsze słowa: ukrzyżuj go.
— Przyprowadzić Jezusa — zwrócił się do żołnierza.
Ten, który wychodził teraz, po ubiczowaniu na schody, to już nie jest ten sam człowiek, którego Piłat widział rano. To jest maszkara. Jego twarz, to jeden czarny skrzep krwi, po którym płyną wciąż nowe krople spod wciśniętej na głowę korony cierniowej. Podszedł do Jezusa, uchwycił Go za ramię, podprowadził pod balustradę i powiedział tylko dwa słowa. Słowa oskarżające zebranych na placu:
— Oto człowiek.
Jeszcze tlił w nim cień nadziei, że może się wzruszą. Przeliczył się znowu. Usłyszał krzyk kapłanów:
— Ukrzyżuj go!
Podjął go tłum:
— U-krzy-żuj go!
Znowu się zdenerwował:
— Cóż złego uczynił — zaczął wrzeszczeć, ale ryk nie ustawał.
Ogarnęła go wściekłość. Wstał i schodząc z tarasu z pasją zawołał:
— Weźcie go wy i ukrzyżujcie, bo ja w Nim nie znajduję winy.
Odpowiedzieli mu:
— My mamy Zakon, a według Zakonu on powinien umrzeć, bo się podawał za Syna Bożego.
Te słowa usłyszał Piłat już u wejścia do pretorium. Polecił wprowadzić Jezusa. Wniósł ze sobą zapach knvi i potu.
— Skąd ty jesteś? — spytał Go.
Jezus milczał.
— Nie mówisz do mnie? Nie wiesz, że mam władzę wypuścić ciebie i mam władzę ukrzyżować cię?
Zobaczył, że poruszyły się zapuchnięte usta i posłyszał niewyraźnie wymawiane słowa:
— Nie miałbyś żadnej władzy nade mną, gdyby ci nie była dana z wysoka. Dlatego ten, kto mnie tobie wydał, większego dopuścił się grzechu.
Z placu dochodził ryk tłumu. Można było od czasu do czasu rozróżniać jakieś wezwania, przekleństwa, złorzeczenia. Narastała w nim wściekłość. Wziął Go znowu za rękę aby Go wyprowadzić na taras. Już wiedział: uwolni Go wbrew kapłanom i temu ogłupiałemu mo-tłochowi. I wtedy wszedł żołnierz.
— Annasz i Kajfasz chcą z tobą, Panie, rozmawiać.