.REFLEKSJE W ZAWIESZENIU 945
Bo nie wracamy w sposób bezkrytyczny, wracamy wzbogaceni widokiem całego bogactwa wartości, które braliśmy pod uwagę, gdy rewidowaliśmy to wszystko, co kiedyś przyjmowaliśmy bezkrytycznie, gdy próbowaliśmy dojrzeć nieprzekraczalny pułap naszych aksjo-logicznj'ch możliwości. Wracamy jak ci więźniowie platońskiej jaskini, którzy — jeśli nam wolno kontynuować ów mit — wyszli z niej po to, by wrócić ze światłem. I w tym świetle zobaczyć jej autentyczną prawdę i przymierzyć do niej prawdę wartości, które oglądali w blasku dnia. W takim właśnie świetle odkrywamy w samych scbie to, co w nas najcenniejsze: odkrywamy aksjologiczne ejdos człowieczeństwa. Nie znajdziemy go nigdzie poza tym. Do istoty człowieczeństwa należy, że jest związane z indywidualnym, jednostkowym, ułomnym ale zasadniczo zdolnym do przekraczania siebie ja, że jest wartością indywidualnego człowieka. W oparciu o wartość czystego człowieczeństwa, znajdowanego w samym sobie, możemy budować właściwy system wartości. Nie ma niebezpieczeństwa pobłądzenia, jeżeli ejdos człowieczeństwa będzie nam rzeczywiście towarzyszyć dc końca, i jeżeli naprawdę na nim oprzemy całą naszą skalę wartości.
Lecz: co to jest człowieczeństwo? Nie odpowiemy tu na to pytanie. Ale spróbujmy przynajmniej zwrócić uwagę na niektóre związane z istotą człowieka doświadczenia. Jedno z nich wybija się, wskutek swej dramatyczności, na plan pierwszy. Jest to doświadczenie rozdarcia.
Szukając człowieczeństwa w sobie, stwierdzamy przede wszystkim, że jest ono w nas w takim samym stopniu, w jakim w nas go nie ma. Jesteśmy rozdarci na to, co w nas rzeczywiście jest — i na to, co w nas być powinno. Rozdarci na byt i powinność. Rozdarci na zwykłą egzystencję, przeżywaną aktualnie — i projekcję zakotwiczoną wprawdzie w tej egzystencji, ale przekraczającą ją.
Ale tu znów grozi niebezpieczeństwo. Moje „powinienem” musi być oparte o to, co istotnie we mnie najgłębsze, nie na czymkolwiek innym, co nader często wielkim głosem domaga się uwzględnienia. Czy funkcje, które spełniam i stanowiska, jakie piastuję nie wyznaczają mi swoich „wzorców idealnych", z którymi powinienem się utożsamić? Czyż nie domaga się tego postulat doskonalenia mego zawodu i realizowania życiowych „powołań”? A przecież nie o to, a w każdym razie nie tylko o to tu chodzi. Fałszywość aktualizowanej w ten sposób sytuacji polegałaby na podwójnej identyfikacji: mego ja z określoną funkcją (ściślej: autentycznego ja z ja-podmiotem tej i tylko tej funkcji) oraz identyfikacji ukształtowanego przez tę funkcję ja — z jej „wzorcem idealnym”. Efekty, społecznie rzecz biorąc, mogą być interesujące, ba, nader pozytywne: oto nauczyciel realizujący w sobie wyłącznie (to trzeba zaakcentować) ideał nauczy-9 - ZNAK