Ochojska 18
body { background-color: #f0f0f0; margin-right: 50px; margin-left: 50px; font-size: 12pt; font-family: Arial, sans-serif;}
p { font-size: 18pt; color: #000000; font-family: Times New Roman, Courier, serif; text-align: justify; }
p a { color: #008; text-decoration: none; }
p a:active { color: #008; text-decoration: none; }
p a:visited { color: #008; text-decoration: none; }
p a:hover { color: #e00; text-decoration: none; }
.head { font-weight: normal; font-size: 12pt; font-family: Verdana, Arial, Helvetica, sans-serif; text-align: left; color: darkred; }
.title { font-weight: bold; font-size: 18pt; font-family: Times New Roman, Garamond, Courier, serif; text-align: center; color: darkblue; }
#navig1 { float: right; font-weight: bold; background-color: #fff; margin-top: 5px; padding: 5px; }
#navig1 a { text-decoration: none; color: #009; }
#navig1 a:hover { color: #e00; }
Poprzedni -
Spis -
Nast�pny
Janina Ochojska - niebo to inni
18. WYPADEK NA PROSTEJ DRODZE
W roku 1998 na mapie Polskiej Akcji Humanitarnej pojawia si� nowe
miejsce: Afganistan.
O pomocy dla Afganistanu my�la�am od dawna, ale wys�anie tam konwoju
przerasta�o z pocz�tku nasze mo�liwo�ci. Ca�� energi� przeznaczon� dla
„Wschodu” skupili�my na Kazachstanie i na staraniach o zezwolenie na
wjazd do Czeczenii. Dwa trz�sienia ziemi w Afganistanie - w lutym i
maju 1998 roku - poch�on�y kilka tysi�cy ofiar, a oko�o 80 tysi�cy
zosta�o bez dachu nad g�ow�. Byli to ludzie z najbiedniejszych,
g�rzystych rejon�w kraju, do kt�rych trudno by�o dotrze�. Ju� po
pierwszym trz�sieniu uznali�my, �e powinni�my tam pojecha�, i
natychmiast og�osili�my apel.
Spotka� mnie wtedy ogromny zaw�d. Mimo i� w nasz� akcj� zaanga�owali
si� mi�dzy innymi Wojciech Jagielski z „Wyborczej” i Ryszard
Kapu�ci�ski, odzewu w�a�ciwie nie by�o: nie mieli�my ani jednej
ci�ar�wki. Potrzeba by�o dopiero drugiego, silniejszego wstrz�su, �eby
na konto zacz�y sp�ywa� pieni�dze przeznaczone na ten cel. Wszystkie
dary, kt�re zawie�li�my (w sumie 39 ton), zosta�y przez nas zakupione.
Konw�j wyjecha� 20 czerwca.
Prawdziwe trudno�ci by�y dopiero przed wami. Co si� sta�o na granicy
ukrai�sko-rosyjskiej? Stali�cie tam sze�� dni.
Najpierw po stronie ukrai�skiej czekali�my, a� wy�pi si�... pies, kt�ry
mia� obw�cha� konw�j, by sprawdzi�, czy nie przewozimy narkotyk�w.
Potem rosyjski celnik wzi�� nasze dokumenty i nawet na nie nie
spojrzawszy, zwin�� je w tr�bk� i powiedzia�, �e s� niewa�ne. Za��dano
od nas jakich� za�wiadcze�, twierdz�c bezpodstawnie, �e z dokument�w,
kt�re mamy, nie wynika, i� jeste�my pomoc� humanitarn�. Nie pomog�y
nawet gwarancje Ambasady Polskiej w Moskwie! Trudno powiedzie�, czy ta
postawa rosyjskich celnik�w wi�za�a si� z tym, �e jechali�my do
Afganistanu, czy te� po prostu - jak twierdzili spotkani na granicy
kierowcy - chcieli „w �ap�”.
Dwa miesi�ce p�niej nasz konw�j do Kazachstanu przejecha� granic� bez
przeszk�d. Te same dokumenty okaza�y si� tym razem wystarczaj�ce.
Tak czy owak o sprawie zrobi�o si� w ko�cu tak g�o�no, �e Rosjanom nie
wypada�o nas ju� tak po prostu przepu�ci�. Gor�czkowo szukali
rozmaitych przepis�w, kt�re utrudni�yby nam wjazd. Jak wiadomo, w
prawie rosyjskim mo�na znale�� wszystko. W ko�cu o�wiadczyli, �e albo
przejedziemy przez terytorium Rosji konwojowani przez wojsko, albo
musimy zap�aci� kaucj�. By nie przed�u�a� negocjacji w niesko�czono��,
zgodzili�my si� na konw�j celny. Ka�dy z naszych samochod�w musia�
zabra� jednego uzbrojonego �o�nierza. �o�nierze towarzyszyli nam a� do
granicy z Kazachstanem (dojazd tam zaj�� kawa�ek dnia i ca�� noc), a
potem wr�cili do siebie poci�giem. Kosztowa�a nas ta przyjemno�� trzy
tysi�ce dolar�w!My�l�,
�e by� to jeden z bardziej wyczerpuj�cych konwoj�w - tak
fizycznie, jak psychicznie. Z pocz�tku wszyscy uwa�ali�my, �e si� nie
damy i �e b�dziemy sta� na granicy, a� Rosjanie ust�pi�. Ale na
posterunku celnym panowa� brud nie do opisania, nie mieli�my dost�pu do
toalet, by�y problemy z wod�, z myciem si� i przygotowywaniem posi�k�w.
Kiedy pr�bowali�my przynajmniej zamie�� wok� samochod�w, celnicy
przylecieli i zacz�li wydziwia�, co my robimy. Z dnia na dzie� byli�my
coraz bardziej przygn�bieni i �li. To, �e w ko�cu to my musieli�my
ust�pi�, te� nie poprawi�o nam humoru. Potem gnali�my, jak szybko si�
da�o, ale na granicy kazachskiej znowu nas przytrzymano. Zn�w
nocowali�my w samochodach i zn�w pr�bowano wymusi� na nas rozmaite
op�aty. Wreszcie w samym Kazachstanie wybrali�my drog�, kt�ra na mapie
wygl�da�a, jak jedna z wa�niejszych tras przejazdowych i rzeczywi�cie
by�a przyzwoit� dwupasm�wk�, tyle �e... urywa�a si� po stu kilometrach.
Trzeba by�o szuka� objazdu. W jeden dzie� zrobili�my wtedy zaledwie 250
kilometr�w!
Objazdy by�y nasz� zmor�. Musieli�my uwa�a�, �eby nie zab��dzi� lub nie
uszkodzi� kt�rego� z samochod�w. Czasem jednak pomaga�y nam dowiedzie�
si� czego� o kraju, przez kt�ry jechali�my. Pami�tam, jak stan�li�my w
pewnej kazachskiej wiosce, gdzie zaczyna� si� objazd z powodu
zniszczonego mostu. Zapytali�my mieszka�c�w o ten most. „Mieli�my tu
ma�� wojn�”, odpowiedzieli. „Kiedy to by�o?” „Jakie� trzy lata temu”.
„I przez trzy lata nic nie zrobili�cie, �eby ten most naprawi�?!” „Bo
nikt nie kaza�...” Chcieli�my tam kupi� troch� chleba. „Nie mamy. Nie
dowie�li”. „A wy nie pieczecie?” Wok� ziemie nie naj�y�niejsze mo�e,
ale jednak uprawne... „Nie, dowo��”. U�wiadomi�am sobie, jak bardzo
trudno b�dzie pom�c tym ludziom odbudowa� nie tylko kraj, ale przede
wszystkim ich w�asne poczucie godno�ci.
Po raz pierwszy wasza pomoc dotarla na miejsce helikopterami.
Przebi� si� przez g�ry samochodami by�oby niemo�liwo�ci�, a w ka�dym
razie ogromnym ryzykiem. Um�wili�my si� wi�c wcze�niej z UNOCHA (Biurem
ONZ ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej), �e w Duszanbe b�d� czeka�
helikoptery, kt�re zabior� nas do Afganistanu. Mieli�my jednak spore
sp�nienie i okaza�o si�, �e w dniu, w kt�rym dotarli�my do stolicy
Tad�ykistanu, UNOCHA w�a�nie zaprzesta�o lot�w. Skorzystali�my wi�c z
pomocy Mi�dzynarodowego Czerwonego Krzy�a. Pami�tam, �e szef ich misji,
kiedy zobaczy� nasze dary, powiedzia�, �e tak �adnych koc�w jeszcze w
pomocy humanitarnej nie widzia�!
Wybrali�my wiosk� Dashtak po�o�on� kilkadziesi�t kilometr�w na p�nocny
wsch�d od miasta Rostaq. Wiosk� t� przysypa�a osiemdziesi�ciometrowa
warstwa ziemi i g�az�w. Domy, budowane z trzciny ��czonej glin�,
znikn�y w przeci�gu p�torej minuty. Opowiadano nam, �e w centrum wsi
rozst�pi�a si� ziemia. Sta�y tam meczet i szko�a. Dzieci z klas od
pierwszej do trzeciej mia�y akurat lekcje; wszystkie zgin�y, ocala�o
tylko dw�ch wagarowicz�w... W sumie �ycie straci�a blisko po�owa
mieszka�c�w wioski - 1500 os�b. Pozostali koczowali pod go�ym niebem po
drugiej strome strumienia.
Helikoptery zawioz�y dary na miejsce, ale nas zostawi�y w Rostaq.
Stamt�d kawa�ek podwioz�y nas samochody terenowe, a potem trzeba by�o
i�� pieszo korytem rzeki; mnie wsadzono na osio�ka. Kiedy dotarli�my do
celu, ujrzeli�my wstrz�saj�cy widok. Zobaczyli�my ludzi t�ocz�cych si�
w kilkunastu namiotach lub �yj�cych pod prowizorycznymi dachami z
pa�atek. Kiedy przygotowywali�my konw�j, UNOCHA przys�a�a faks z
informacj�, �e w Afganistanie nie brakuje ju� namiot�w, dlatego
przywie�li�my ich tylko trzydzie�ci. Tymczasem okaza�o si�, �e w�a�nie
na nie najbardziej tu czekano. Wioska przeznaczona by�a do
przesiedlenia, ale na razie mieszka�cy musieli koczowa� w tych
prymitywnych warunkach. Zajrza�am do jednego z „namiot�w”. W
straszliwym �cisku mieszka�o tam kilkana�cie rodzin, pusta puszka z
napisem „US” s�u�y�a za garnek, brakowa�o podstawowych sprz�t�w
kuchennych i domowych.
Uderzy�o mnie, �e mimo i� byli ca�kowicie uzale�nieni od pomocy z
zewn�trz (zniszczeniu uleg�y pola uprawne, studnie zosta�y zasypane, a
jedyny strumie�, z kt�rego mo�na by�o czerpa� wod�, by� mocno
zanieczyszczony), zachowywali si� z ogromn� godno�ci�. Dzieci nie
przybiega�y do nas, wyci�gaj�c r�ce po
prezenty, do czego byli�my przyzwyczajeni w innych krajach. W miejscu,
gdzie sta� meczet, wbito w ziemi� ogromne dr�gi, na kt�rych wisia�y
chor�gwie z wyhaftowanymi imionami wszystkich, kt�rzy zgin�li. Kiedy
zapytali�my jednego z mieszka�c�w (oczywi�cie wolno nam by�o rozmawia�
tylko z m�czyznami), co jest teraz dla nich najwa�niejsze,
odpowiedzia�, �e odbudowa meczetu - miejsca, w kt�rym mogliby si�
modli� za swoich zmar�ych.
W powrotnej drodze Tw�j samoch�d mia� wypadek. Mija� prawie miesi�c, od
kiedy konw�j wyruszy� z kraju, i wszyscy byli�my ju� spokojni o jego
losy. Wiadomo�� o wypadku zelektryzowa�a ca�� Polsk�. Co si� w�a�ciwie
sta�o?
Byli�my ju� na terenie Rosji, 60 kilometr�w od Tambowa. W powrotnej
drodze na og� dosy� si� spieszymy, ale tego dnia, kiedy zdarzy� si�
wypadek, porz�dnie si� wyspali�my, wyk�pali�my w jeziorze, zjedli�my
�niadanie. Nie byli�my zm�czeni, droga by�a pro�ciute�ka, jechali�my
najwy�ej 60 kilometr�w na godzin� - nic nie zapowiada�o, �e mo�e sta�
si� co� z�ego. Jecha�am w ostatnim samochodzie. Prowadzi� go „Je�u”,
�wietny kierowca, kt�rego nazywam nasz� „polis� ubezpieczeniow�”, bo
umie sobie radzi� w najtrudniejszych sytuacjach. Trzeba powiedzie�, �e
ten, kto jedzie na ko�cu konwoju, zawsze troch� mniej uwa�nie obserwuje
drog�, wolniej reaguje. W pewnym momencie konw�j zacz�� zwalnia�, a
potem nagle gwa�townie si� zatrzyma�; na poboczu sta�a ci�ar�wka,
kt�rej nie da�o si� wymin��, bo z naprzeciwka nadje�d�a�a inna. „Je�u”
nie zauwa�y�, �e konw�j staje, w ostatniej chwili pr�bowa� hamowa�,
skr�ci� autem nieco w lewo - i uderzyli�my w ty� ostatniej z naszych
ci�ar�wek.
Mieli�my szcz�cie, �e mia�a ona nisko przyspawany zderzak, inaczej
wjechaliby�my pod ni� i zostali zmia�d�eni.„Je�u”
uderzy� g�ow� w szyb� i straci� przytomno��. Mia� rozci�t� brew,
od razu zala� si� krwi�, my�la�am, �e nie �yje. Ja mia�am zmia�d�one
lewe kolano i z�amane lewe biodro, a wskutek uderzenia g�ow� - z�amany
nos, g��boko rozci�t� g�rn� warg� i wybite z�by. Rozci�te mia�am te�
prawe kolano (potem okaza�o si�, �e praw� nog�, t� zdrowsz�,
uszkodzi�am sobie powa�niej - zerwane zosta�o tylne wi�zad�o, co przy
sparali�owanych mi�niach powoduje bardzo bolesne dolegliwo�ci). W
dodatku zacz�� si� pali� akumulator, a ja nogi mia�am tak mocno
�ci�ni�te, �e nie mog�am si� poruszy�. Ba�am si�, �e samoch�d stanie w
ogniu, a ja spal� si� �ywcem. Nasi kierowcy jednak nie zawiedli.
Okaza�o si�, �e mieli i �omy, i pasy do rozci�gania. Zerwali klap� i
przeci�li przew�d od akumulatora, a potem dwiema ci�ar�wkami
rozci�gn�li nasz samoch�d i mnie uwolnili.
Jaka by�a Twoja pierwsza my�l? „Co z nogami?”
„Czy b�d� mog�a chodzi�?”
O nogi jeszcze si� wtedy nie martwi�am. P�aka�am, jak b�d� wygl�da� z
tak pokiereszowan� twarz� (w miejscu ust zwisa� mi bezw�adnie p�atek
sk�ry) i w dodatku bez przednich z�b�w. Niekt�rzy kierowcy pr�bowali
mnie pocieszy�; podchodzili, rozchylali wargi, stukali palcami w - jak
si� okaza�o - sztuczne uz�bienie i m�wili: „Nie martw si�, Janka, takie
b�dziesz mia�a!” [�miech] Kiedy „Je�u” odzyska� przytomno��, r�wnie�
si� rozp�aka�; zacz�� mnie przeprasza�, m�wi�, �e to jego wina. Oboje
byli�my w szoku.
Z najbli�szej miejscowo�ci koledzy przywie�li dwie piel�gniarki z
miedpunktu. Na szcz�cie zawsze wozimy dobrze zaopatrzon� apteczk�, bo
one nie mia�y dos�ownie nic. Obmy�y mi twarz, opatrzy�y praw� nog�,
da�y zastrzyk relanium. W szpitalu w Tambowie zrobiono mi
prze�wietlenie, kt�re potwierdzi�o, �e lewe kolano jest zgruchotane.
Kr�gos�up nie by� uszkodzony. Zszyto mi „na �ywca” prawe kolano i zrobiono �usk�
gipsow�, �eby usztywni� lew� nog�; nie zgodzi�am si�, �eby mi j� tam
operowano. Zdecydowa�am si� natomiast na zeszycie wargi, poniewa�
powiedziano mi, �e w Polsce mo�e by� na to za p�no, a tam mieli
specjalist� od tego rodzaju zabieg�w.
Kiedy ja czeka�am na izbie przyj��, towarzysz�cy nam dziennikarz
„Tr�jki” porozumia� si� z polskim konsulatem oraz nada� korespondencj�
do Polski. Wszystko by�oby w porz�dku, tyle �e z jego dramatycznej
relacji nie wynika�o na sto procent, czy �yj�, czy walcz� o �ycie, czy
te� jestem tylko po�amana... M�j m��, kt�remu kolega z pracy przekaza�
podan� przez radio wiadomo��, przez dwie godziny szuka� ze mn�
kontaktu. W ko�cu uzyska� po��czenie z Tambowem. W tym czasie
rozdzwoni�y si� ju� jednak telefony od polskich dziennikarzy i kiedy
Micha� po��czy� si� po raz pierwszy, zniecierpliwiony lekarz od�o�y�
s�uchawk�. Dopiero za drugim razem uda�o nam si� przez chwil�
porozmawia�. Nast�pnego dnia wieczorem mia�am przylecie� samolotem z
Moskwy do Warszawy. Trzeba by�o szybko znale�� kogo�, kto (w sobot� po
po�udniu!) podj��by decyzj�, �eby w tym samolocie wyj�� sze�� siedze� i
zrobi� miejsce dla moich noszy. Trzeba by�o te� zorganizowa� transport
z Warszawy do Krakowa. Micha� i Ola zaj�li si� tym wszystkim.
Nie mog�am le�e� na izbie przyj�� bez ko�ca, wieczorem przyj�to mnie
wi�c oficjalnie do szpitala. Dobrze, �e kiedy k�adziono mnie w ��ku,
by�o ciemno, a mnie chcia�o si� spa�, bo pewnie nie zmru�y�abym tam
oka. Kiedy o wp� do pierwszej w nocy zjawi� si� pan konsul Rychlek i w
mojej sali zapalono �wiat�o, zobaczy�am, �e po por�czy ��ka spaceruj�
karaluchy. W szpitalu w Tambowie by�o bardzo biednie, wszystkiego
brakowa�o. Ludzie jednak - personel i pacjenci - byli niezwykle mili.
Panie z izby przyj�� podzieli�y si� ze mn� swoj� zup�. Nikt nie chcia�
od nas �adnej zap�aty; przyj�to za to z wdzi�czno�ci� leki i
�rodki opatrunkowe. Dosta�am silny �rodek
przeciwb�lowy i dzi�ki niemu jako� przetrwa�am podr� do Moskwy. Tam,
chocia� si� opiera�am, zawieziono mnie do szpitala dla dyplomat�w.
To w�a�nie wtedy stwierdzono, �e lewe biodro jest z�amane?
Tak, i postanowiono zrobi� mi now�, d�u�sz� �usk�. Przygotowano j�
jednak tak nieumiej�tnie, �e - po pierwsze - nie usztywniono mi wcale
biodra, a po drugie - gips w og�le nie stwardnia�; kiedy mi go
zdejmowano w klinice w Krakowie, lekarz zrolowa� go jak materacyk...
Dosta�am jednak kolejny �rodek przeciwb�lowy, kt�ry dzia�a� skutecznie
przez ca�� drog� powrotn�.
Na lotnisku w Warszawie czeka�o podobno mn�stwo dziennikarzy, ale dla
mnie podstawiono od razu ma�y samolot sanitarny, kt�ry zabra� mnie do
Krakowa. By�am wdzi�czna, �e oszcz�dzono mi wtedy spotkania z kamerami.
Z lotniska w Balicach karetk� zawieziono mnie do kliniki ortopedycznej
na Kopernika. Czeka�a mnie skomplikowana (i bardzo bolesna) operacja -
zespolenie lewego kolana. Przeprowadzi� j� docent Edward Czerwi�ski.
Trzeba by�o usun�� tkanki, kt�re zosta�y ca�kowicie zmia�d�one, za� z
pozosta�ych kawa�eczk�w zrekonstruowa� kolano. Zrobiono to znakomicie.
Nie odzyska�am wprawdzie w tej nodze pe�nej ruchomo�ci, ale te� trzeba
pami�ta�, �e by�a to moja „gorsza” noga, zawsze obci��ona aparatem, w
kt�rej mi�nie nie pracowa�y jak nale�y. Dwa tygodnie p�niej mia�am
kolejn�, cho� ju� nie tak trudn� operacj� - zespolenia biodra. By�a to
dwudziesta pi�ta operacja w moim �yciu.
Wiem, �e �wi�towa�a�.
A pewnie! Piel�gniarki pomog�y mi przemyci� na sal� operacyjn�
butelk� szampana. Kiedy wszed� docent Czerwi�ski, �eby oznajmi�, �e
zaraz b�d� mnie usypiali, spod prze�cierad�a wyj�am szampana i
powiedzia�am: „Prosz� wypi� moje zdrowie!”
Przed operacj�?!
[�miech] No co ty! Butelka trafi�a do lod�wki. Kiedy si� obudzi�am po
narkozie, pan doktor powiedzia�, �e nie wyobra�ali sobie, aby mo�na
by�o �wi�towa� beze mnie. Otwarli�my wi�c tego szampana dopiero dwa dni
p�niej. Wypi�am tylko odrobink�, bo wi�cej nie by�o wolno.
W tym czasie zrobiono Ci w Krakowie r�wnie� operacj� ramienia.
Czy mia�a jaki� zwi�zek z wypadkiem?
Chodzenie o kulach zwi�zane jest z ogromnym wysi�kiem ramion i przy
intensywnym trybie �ycia nietrudno jest „przeszar�owa�”. Od pewnego
czasu bola�o mnie prawe rami�. W lutym 1998 zrobiono mi w Warszawie
artroskopi�, w czasie kt�rej uszkodzono mi rotator, wskutek czego nie
mog�am prawej r�ki podnosi� do g�ry. B�l si� nasila�. By�o jasne, �e
czeka mnie powa�na operacja, odk�ada�am j� jednak, poniewa� na leczenie
za granic� nie by�o mnie sta�, a ba�am si�, �e w Polsce taka operacja
mo�e si� nie uda�. W ko�cu do krakowskiego szpitala przyjecha� ze
Szwecji wybitny specjalista, doktor Karol �yto (nawiasem m�wi�c -
„marcowy emigrant”), kt�ry - niejako przy okazji cyklu wyk�ad�w -
„wzi�� mnie pod n�”. Operacja polega�a na naci�gni�ciu i podczepieniu
dw�ch mi�ni, kt�re si� zerwa�y i obkurczy�y. Jeszcze nie zd��y�am
roz�wiczy� lewej nogi, a musia�am znowu po�o�y� si� do ��ka.
Jak wspominasz sw�j pobyt w klinice?
Najprzyjemniejsze by�o to, �e lekarze i personel byli mili nie tylko
dla mnie, ale dla wszystkich pacjent�w. Czu�abym si� �le, gdyby mnie
wyr�niano jako osob� „z telewizji”, a tak nie by�o.
Podziwia�am szczeg�lnie salowe i piel�gniarki: pracuj�ce w trudnych
warunkach (stary klasztor - w�skie korytarze, ciasne sale, jedna
�azienka dla ca�ego personelu...), zaharowane, zarabiaj�ce
beznadziejnie ma�o, a mimo to - u�miechni�te i mi�e. Nigdy nie
s�ysza�am, �eby kt�ra� obrazi�a pacjenta.
Mimo to z ka�dym tygodniem ros�a moja niecierpliwo��. Powr�t do zdrowia
i jakiej takiej sprawno�ci trwa� d�u�ej ni� zak�ada�am, tymczasem
czeka�y kolejne akcje i kolejne konwoje. W sumie sp�dzi�am w klinice
sze�� miesi�cy. Na szcz�cie mia�am przy sobie telefon kom�rkowy...
Jedyny przedmiot kontrowersji mi�dzy mn� a lekarzami stanowi�y �rodki
przeciwb�lowe. O ile w pozosta�ych sprawach traktowano mnie podobnie
jak reszt� pacjent�w, o tyle w przypadku �rodk�w przeciwb�lowych by�am
na wyj�tkowych prawach: dostawa�am je wtedy, kiedy za��da�am. Po
operacji lewego kolana, zw�aszcza kiedy zacz�am �wiczy� zginanie, b�l
nasila� si� tak bardzo, �e nie mog�am spa�. Powiedzia�am wtedy wprost,
�e nie zamierzam zu�ywa� si� psychicznych na zmaganie si� z b�lem, bo
s� mi potrzebne do czego� innego. Podobnie by�o po operacji ramienia,
te� nies�ychanie bolesnej; doktor �yto poleci�, �eby podawa� mi �rodki
przeciwb�lowe nawet przez kilka tygodni. M�j problem polega na tym, �e
dostawa�am w �yciu wiele tych �rodk�w i ca�y szereg ju� na mnie nie
dzia�a lub dzia�a zbyt s�abo. Kiedy prosi�am o kolejn� dawk� lub o
zmian� �rodka, ostrzegano mnie przed uzale�nieniem. W naszych
szpitalach wci�� pokutuje przekonanie, �e jak pacjent pocierpi, to nic
z�ego si� nie stanie, i �e lepsze to, ni� gdyby mia� si� uzale�ni�. A
tymczasem prawda jest taka, �e �atwiej wyj�� z lekkiego uzale�nienia,
ni� nadrobi� zniszczenia, jakich w psychice dokonuje b�l.
Czy nie s�dzisz, �e decyduj�ce znaczenie ma tu pewne wyobra�enie
cz�owieka - jako istoty, kt�ra powinna zmaga� si� z b�lem, z
cierpieniem, nawet wtedy, gdy wydaje si� ono ponad si�y? Wedle tej
wizji,
przyjmuj�c cierpienie i przezwyci�aj�c je, cz�owiek staje si�
szlachetniejszy, „zdrowszy” moralnie. Twoje �ycie dostarcza przyk�adu,
�e ta wizja jest s�uszna...
Owszem, ja te� uwa�am, �e z cierpieniem trzeba si� zmaga�. Wi�cej - �e
jest ono nieroz��cznie zwi�zane z rozwojem cz�owieka: czyni go
wra�liwszym na potrzeby i prze�ycia innych. Ale co innego cierpienie, a
co innego b�l. Fizyczny b�l nie jest jedyn� przyczyn� cierpienia.
U�mierzaj�c b�l, nie uwalniamy przecie� wcale cz�owieka od cierpie�,
jakie wi��� si� na przyk�ad z samotno�ci�, niedo��no�ci�,
niepe�nosprawno�ci�.
Ale czy pozwalaj�c mu - cho�by w ograniczonym zakresie - zmaga� si� z
b�lem, nie przygotowujemy go lepiej na zmaganie si� z innymi
przeszkodami, jakie napotyka?
To jest niebezpieczne my�lenie, bo nigdy do ko�ca nie wiemy, co
prze�ywa cz�owiek, kt�ry odczuwa dojmuj�cy b�l. Ponadto trzeba
pami�ta�, �e odporno�� na b�l te� jest bardzo zr�nicowana.
Obserwowa�am w szpitalu panie, kt�rym wstawiono sztuczne biodro. Jedne
odstawia�y �rodki przeciwb�lowe ju� po jednym dniu. Inne m�czy�y si�,
bo nie �mia�y prosi�, �eby poda� im co� silniejszego. Kiedy kto�, kogo
boli, m�wi: „�y� si� nie chce”, to ja tego nie uwa�am za metafor�,
tylko rozumiem dos�ownie. Odmawianie mu pomocy jest r�wnoznaczne z
odbieraniem mu �ycia.
Z drugiej strony, nie chodzi o to, by cz�owieka zupe�nie uwolni� od
b�lu. Tego tak czy owak nie da si� zrobi�. Istotne jest, �eby b�l nad
nim nie panowa�, �eby nie wydawa�o mu si�, �e nie istnieje w �wiecie
nic pr�cz jego b�lu. Pacjent, kt�ry koncentruje si� na tym, �e go boli
lub b�dzie bola�o, zupe�nie inaczej przechodzi proces rekonwalescencji
i rehabilitacji. Gdybym �wiczy�a kolano ze �wiadomo�ci�, �e czeka mnie
kolejna bezsenna noc, to by�abym napi�ta, rozdra�niona, �le nastawiona i w
sumie efekt tych �wicze� by�by mizerniejszy. My�l�, �e lekarze powinni
w tej sprawie �ci�lej wsp�pracowa� z pacjentem i okaza� mu wi�cej
zaufania. Kiedy b�l stawa� si� mniej dokuczliwy, sama rezygnowa�am z
zastrzyku.
M�wi� tu o okre�lonym wyobra�eniu czlowieka, bo wydaje mi si�, �e nasze
wyobra�enia cz�sto decyduj� o czym�, jeszcze zanim znajd� si� mniej lub
bardziej racjonalne argumenty. W Ameryce, gdzie wiedza na temat �rodk�w
przeciwb�lowych jest du�o wi�ksza, stwierdzono, �e dzieciom podaje si�
�rodki przeciwb�lowe wielokrotnie rzadziej ni� cierpi�cym na te same
dolegliwo�ci doros�ym. Dlaczego? Bo nawet tam wci�� pokutuje
przekonanie, �e „dziecko mniej boli”.
Je�eli m�wimy o wyobra�eniach, to trzeba powiedzie�, �e one te� mog�
by� powodem cierpie�. Cz�owieka mo�e nic nie bole�, ale boi si�, czy
operacja si� uda�a, boi si� niepe�nosprawno�ci czy tego, jak przyjm�
jego powr�t do domu bliscy. Dla dziecka wystarczaj�cym powodem
cierpienia jest oddalenie od domu i rodzic�w i niepewno��, co go czeka.
Skoro czas u�mierza b�l duszy, dlaczego my nie mamy - przy pomocy
dost�pnych �rodk�w - u�mierza� b�lu cia�a najlepiej jak to mo�liwe?
G�ra -
Dalej
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
ochojska08ochojska10ochojska09ochojskaochojska19ochojska11ochojska04ochojska15ochojska17ochojska05ochojska03ochojska07ochojska13ochojska06ochojska16ochojska14ochojska12ochojska01ochojska02więcej podobnych podstron