mieli do czynienia. Rozpoczyna się ona charakterystycznym melodyjnym sposobem grania Macieja Mellera na gitarze, z wykorzystaniem sporej dawki gitary akustycznej oraz subtelnego tła klawiszy i perkusji. Ze względu na jej długość mamy do czynienia z kilkoma wahnięciami tempa aby w środku zwolnić i zbudować klimat dla wyśmienitego gitarowego sola. Po czym atmosfera gęstnieje aby na koniec zaatakować dość mocnymi riffami. Takimi środkami Maciej operuje również w dalszej części albumu ale wykorzystuje do tego ich wszystkie możliwe warianty, dodając do tego swój talent oraz pozostałych muzyków. Robią to rewelacyjnie, także całość "Zenith" to uczta dla progresywnych romantyków. Niemniej wyróżnił bym jeszcze dwie kompozycje. Pierwsza z nich to singlowy "Frożen", wbrew tytułowi bardzo ciepły oraz spójny z resztą albumu, uwypuklając)' jego wszystkie walory a zarazem najbardziej witalny i przebojów)'. Natomiast drugą jest "Trip". długi bardzo przestrzenny utwór, leniwie snujący swoją dźwiękową opowieść, w końcowej fazie przechodzący w hipnotyczny trans. Ponadto tak jak wspominałem całość albumy wypełniony jest wspaniałą muzyką i każdy będzie miał w czym wybierać, nie koniecznie te kompozycje, które wam wskazałem. Wszyscy muzycy odgrywają swoje partie rewelacyjnie, nie wspomnę o brzmieniu samych instrumentów. Na ich tle znakomicie wypada bardzo ciepły głos Krzysztofa Borka. który dopełnia i dodaje wyrazistości muzyce Macieja Mellera. Wokalista dokłada się też do całości materiału tworząc wszystkie teksty na albumie, które dotyczą tytułowego zenitu, punktu w życiu, w którym Maciej i Krzysztof znaleźli się i niewiadomo co nowego przyniesie ich dalsze istnienie. Ogólnie całość albumu to obowiązkowa jazda dla fanów progresywnego rocka. (5,5)
2020 Art Ciało
Mad Hatter to szwedzki zespół, który powstał w 2017 roku, grający power metal. Jego założycielami byli Petter Hjerpe (wokal, gitara rytmiczna, klawisze) i Alfred Frid-hagen (perkusja). W skład grupy, oprócz wymienionych wcześniej, wchodzą: gitarzysta Dennis Eriks-son oraz basista Magnus Skoog. Zespół ma na koncie dwa albumy studyjne - wydany w 2018 roku zatytułowany po prostu "Mad Hatter" oraz najnowszy, który ukazał się 22 maja br. za pośrednictwem Art Gates Records. pt. "Pieces Of Reality". Po przesłuchaniu debiutanckiego albumu byłam mile zaskoczona - przyjemne dla ucha granie, ewidentnie inspirowane twórczością takich zespołów jak: Edguy. Helloween, Gamma Ray. Hammerfall czy Stratovarious. Natomiast pierwsze odsłuchanie "Pieces Of Reality" przyniosło znaczne rozczarowanie. Żaden utwór mnie nie zachwycił, a niektóre wręcz irytowały. jak na przykład '77/ Savc The World', gdzie Petter Hjerpe, w mojej ocenie, po prostu pieje. W pozostałych utworach styl śpiewu wokalisty Mad Hatter niektórym może kojarzyć się z Tobiasem Santmetem z niemieckiej grupy powermetalowej Edguy. Jak sama nazwa wskazuje Mad Hatter, czyli Szalony Kapelusznik, nawiązuje do powieści Lewisa Carrolla (właściwie Charlesa Lutwidge'a Dodg-sona,) o przygodach Alicji w Krainie Czarów. Fantazyjny klimat książki oddaje galopując)' "Qneen Of Hearts" czy utrzymany w średnim tempie *Rutledge Asylum". Album rozpoczyna krótki instrumentalny ”Fever Dreanis". Intro przywodzi na myśl nawiedzony lunapark z przerażającymi, złowieszczo śmiejącymi się klaunami i płynnie przechodzi w pierwszy singiel "Master Of The Night” -początkowo spokojny, by następnie rozwinąć mocniejsze tony. W "The Valley" pojawia się motyw hiszpańskich dźwięków gitar)', a wprowadzenie do "Awake" brzmi jak dźwięki gry na konsolę z lat 90-tych. Jak dla mnie najlepszymi utworami z płyty są:"Rutledge Asylum", w którym idealnie synchronizują się m.in. wokal, gitarowe solówki Dennisa Erikssona i pod-wójny rytm perkusji Alfreda Frid-hagena oraz "The Children from the Stars" - chwytliwy i energiczny ukazujący potencjał zespołu. Ogólnie rzecz biorąc "Pieces Of Reality" nie grzeszy oryginalnością. Album stanowi porcję melodyjnego power metalu nawiązującego do największych zespołów tego gatunku z wysokim wokalem, dość szybkim tempem, harmonijnymi gitarami, podwójnym dudnieniem bębna basowego perkusji (nie zawsze pasującym) i sporą ilością dźwięków klawisz)'. Zapewne fani wczesnego Edguya znajdą tu coś dla siebie, mnie jednak ta produkcja nie przekonała. (3)
2020 Stcamkunmci/SrY
Chociaż ekipa Michaela Vossa miała sporą przerwę, to i tak jej staż robi wrażenie, bowiem Mad Max debiutował jeszcze w roku 1981, a jego albumy "Rollin’ Thunder", "Stormchild" oraz
"Night Of Passion" z lat 1984-87 cieszyły się sporą popularnością. Po różnych zawirowaniach na przełomie wieków zespół wrócił na dobre, niedawno uczcił jubileusz okolicznościowym wydawnictwem "35", a do tego ciągle wydaje kolejne, bardzo fajne płyty. Hard'n’ heacy w ich wydaniu nic zestarzał się ani trochę: wciąż jest dość surowy i zadziorny, a do tego dopełniony kapitalnymi melodiami, brzmiąc tak klasycznie, jak w latach 80. Już perfekcyjny opener "Hurri-caned' pokazuje, że żartów nie będzie, a wokalny duet Voss - Ron-nie Romero (Rainbow, etc.) można tylko komplementować. Drugi duet frontman Mad Max stwnrzył w covcrze "Tukę Her" Rough Cutt, zapraszając do jego nagrania dawnego wokalistę tej grupy, znanego też z Quiet Riot, Paula Shor-tino. 1 dają panowie czadu, a ta nowa wersja brzmi mocniej od oryginału, chociaż zachowała jego klimat. włącznie z fragmentem zapożyczonym od Griega. Wrażenie robią też inne mocniejsze utwory, jak "Ladies And Gentlemen" czy "Mindhunter", a na drugim biegunie mamy te lżejsze, hairmetalowe, jak choćby "Gemini". Mamy też ciekawostkę, bo "The Blues Aint No Stranger", faktycznie ma w sobie coś z bluesa, a gościnnie gra w nim Oz Fox, gitarzysta Stryper. Efekt końcowy może niczym nie zaskakuje, ale to kolejna płyta Mad Max, na której zespół nie zszedł poniżej bardzo wysokiego poziomu - mnie to w zupełności wystarcza. (5)
Wojciech Chamryk
2019 Norbylang Musie
Mad Ripper to projekt Francuza ukrywającego się pod pseudonimem Sir Norbylang (Norbert Langanay), który odpowiada za gitary, bas, keyboardy, programowanie perkusji oraz za komponowanie muzyki. W pisaniu tekstów odciąża go wokalista Alexandre Duffau. Norbert ma też wsparcie w postaci drugiego gitarzysty Guil-laume Landeau. Na Metal Achi-ves przy gatunku muzycznym tego projektu widnieje thrash metal.
Niemniej dla mnie jest to heavy/ power metal z bardzo mocnym posmakiem Blind Guardian (z początków ich karier)'). To odczucie podkreśla również głos i sposób śpiewania wokalisty Alexandre Duffau, który mocno kojarzy mi się z Hansi Kiirschem. Owszem Mad Ripper bardziej stawia na gitary niż obecny Guardian, jego muzyka jest bardziej toporna oraz ma w sobie sporo wolnych wręcz doomowych wtrąceń ale do thrash metalu to jednak jeszcze daleka droga, co najwyżej niektóre z fragmentów zaliczyłbym do power/ thrashu. Jeszcze jedna ciekawostka, gdy słucha się albumu na słuchawkach brzmi on nawet całkiem dobrze. W uszy rzuca się wy-wrażony ale wyeksponowany i pulsując)' bas, znakomicie do przodu mknie perkusja, choć w rzeczywistości to tylko dobre oprogramowanie, trochę gorzej brzmią gitar)' ale i tak jest nieźle w porywach intrygująco i ciekawie. Nieciekawie za to jest, gdy muzyka leci przez głośniki. wtedy brzmi ona trochę niechlujnie i niezgrabnie. Także popełniono jakiś błąd przy produkcji. Kompozycje są dość ciekawe, mają w sobie sporo fajnych pomysłów. Większość z nich utrzymana jest w średnich tempach, choć oczywiście Norbert Langanay chętnie korzysta ze zmian temp oraz klimatów. Niemniej nie jest to tak płynne jak w utworach Blind Guardian. Trochę lepiej wygląda ta kwestia w kawałkach szybszych typu "Shadow Of Death" i"Lamb Of God albo w utworze, który choć utrzymany jest w' średnim tempie, to cały czas prze do przodu, a mam na myśli "The Suntmoning". Jednak najlepiej jest w "Killing Is My Naturę" ale tylko fragmentami, w szczególnie w tych, które łączą się z "kurscho-wymi" wokalami. Nie jestem zwolennikiem doomowych naleciałości używanych przez Norberta. Nie wykorzystuje ich nagminnie ale są słyszalne. Najbardziej denerwuje mnie to w tytułowej kompozycji, która zaczyna się doomowymi riffami aby rozwinąć je dopiero w końcowej fazie utworu. Bywają też wpadki wynikające z niedbalstwa w produkcji (kolejny raz), najbardziej jaskrawym jest wyciszenie w "Killing Is My Naturę". Warto wspomnieć, ze grafika i ogólnie aura przesłania kapeli zawiązana jest wrokół postaci Kuby Rozpruwacza. temat znany ale cały czas aktualny. Mimo, że sporo wytknąłem tej płycie niedoróbek, to całościowa "Shadow' Of Death" przedstawia się dość sensownie i myślę, że warto dać Mad Ripper szanse. Parę poprawek i przejście z projektu na regularny zespół powinno przynieść zmianę na lepsze. (3,7)
\mAm/
RECENZJE