Lonewolf jest jednym z tych zespołów, które wciąż pozostają wierne klasycznemu heavy metalowi. Nie chodzi tu tylko o sam styl muzyki, ale też o sposób komponowania, niegasnącą pasję i nietracenie z oczu inspiracji. Jeśli ostatnio zatraciliście zainteresowanie tym zespołem, a lubicie pierwsze płyty - posłuchajcie najnowszej, "Division Hades”. Nie tylko oddaje klimat pierwszych surowych płyt Lonewolf, ale też posiada ciekawy bonus. Na drugim krążku znalazły się kawałki z demówek i pierwszych wydawnictw Lonewolf, nagrane na nowo. Sam Jens widzi, że tkwił w nich potencjał przysłonięty przez kiepską produkcję i początkujące umiejętności samych muzyków. Powrót do przeszłości w wykonaniu Lonewolf wiąże się częściowo z dołączeniem oryginalnego gitarzysty, Damiena Capolongo, a historia jego powrotu jest niemal wzruszająca. Wszystko przez to, że Jens nie ma w domu sprzętu do nagrywania.
HMP: "Division Hades" to Wasza dziesiąta płyta. Pamiętam Wasz świetny debiut/ jakby to było wczoraj (śmiech). Też masz takie uczucie?
Jens Bórner: (śmiech). Tak. rzeczywiście "dziwnie" brzmi, że mamy już dziesięć płyt na koncie, ale jeszcze dziwniej brzmi fakt. że minęło 20 lat od naszego debiutu! Aż trudno uwierzyć, że minęły już dwie dekady! Tyle się zmieniło, przez te 20 lat... Jestem teraz
mu przypomniało mi się wiele rzeczy z początków' zespołu, wr tym radocha, jaką miałem z pisania kawałków'. Ale też dziesiąty album jest dla mnie czymś wyjątkowym. To coś w rodzaju koła, które się zamknęło, a rozpoczęło się wrraz z wydaniem "March in-to Arena". Oczywiście mamy teraz lepsze brzmienie, lepiej gramy, mamy dużo większe doświadczenie, ale duch naszych kawałków wiele się przez te lata nie zmienił. Nigdy nie
dumnym ojcem, młodość już za mną - przynajmniej jeśli chodzi o ciało, nie ducha (śmiech). Świat się ogromnie zmienił. W czasach "March into Arena" jeszcze pisaliśmy listy, bo nie było internetu ani komórek. Społeczeństwa też się zmieniło, ale my wciąż istniejemy, z tą samą pasją. Na swój sposób to wspaniałe i nadal ekscytujące, zupełnie jak w' czasach młodości. Myślę, że pasja to jeden z tych kluczy, dzięki którym wrciąż istniejemy. To zabawne, bo ostatnimi miesiącami musiałem wracać myślami do "March into Arena". To rzecz jasna dlatego, że skłonił mnie do tego powfrót Damiena - dzięki nie-
zeszliśmy z naszej ścieżki. Inna sprawa to to, że w ostatnich dwóch, trzech latach zaczęliśmy znów grać kawałki z debiutu, których nie graliśmy od lat, takie jak "Forgotten Shadows" czy "Fioły EviF. Może to w jakiś sposób był podświadomy sygnał, że musimy WTÓcić do korzeni.
jaką masz receptę na to> żeby utrzymać unikatowy "styl Lonewolf"/ a jednocześnie tworzyć różnorodne płyty? Bardzo łatwo o powtarzanie się...
Dzięki, to wielki komplement. Naprawdę trudno jest znaleźć odpowiedź. Myślę, że
składa się na nią kilka spraw. Pierwsza sprawa to to, że zawsze bardzo ciężko pracujemy, gdy zabieramy się za tworzenie nowej płyty. Kiedy pojawia się jakiś pomysł niepasujący do naszego stylu, dajemy mu czas, żeby się "zlonewolizował". Mamy więc kilka kawałków, które są dla nas "nowe", ale wrciąż brzmią jak czysty Lonewolf. Są na przykład takie kawałki jak "Wheit the Angels Fali", "Army of the Damited", "Funeral Pyrę" czy "Wereivolf Rebellion", które nie są w 100% tym, czego fani oczekują od Lonew'olf, ale są jednak całkowicie sygnowane naszą marką. Wydaje mi się, że takie właśnie utwory różnią się z płyty na płytę, i to sprawia, że różnią się i całe albumy. Wpływa na to też fakt, że niektóre płyty są bardziej epickie, jak "Heathen Dawn", niektóre bardziej surowe, jak "Cult of Steel" czy "Raised on Metal", albo chłodniejsze, jak "Army of the Dam-ned". To zależy od tego, jaki mamy nastrój w czasie komponowania, a komponujemy zawsze od serca. Aktualny nastrój wpływa zatem bardzo mocno na płytę, która w danym momencie powstaje. Nigdy nie mówimy sobie "musimy spróbować tego, a tego", tylko podążamy za sercem, a kiedy spodoba nam się jakiś riff, bierzemy go bez dyskusji. Innym ważnym punktem powinny być refreny. Pracujemy nad refrenami bardzo ciężko, zakładając, że to być może nawret ważniejsza część składowa kawałka, niż główny riff. Poświęcamy całe godziny na to, żeby znaleźć taki refren, którego wcześniej jeszcze nie mieliśmy. Co prawda zawsze zdarzy się, że trafi się jakiś refren przypominający inny, ale to normalne. Na ogół, jeśli słychać, że refreny są różne, rzutują one odbiór płyt, które wtedy też wydają się odmienne. A dużo łatwiej jest znaleźć refren, którego jeszcze nie było, niż taki riff. Jesteśmy zespołem, który nie może zmienić sposobu riffowania, bo mamy pewną ścieżkę i jeśli chcemy zachować ducha kapeli, nie powinniśmy z niej schodzić. Dużo łatwiej jest znaleźć coś, co można zmienić wr linii wokalnej refrenu. Ale nawet jak zmieni się nieco refren, mój głos sprawi, że będzie brzmiał jak Lonewolf. Poza tym mieliśmy też kilka zmian w składzie, a nowy gitarzysta prowadzący zawsze wprowadzał swoje sposoby gry, pomysły czy feeling, a ja zawrsze próbowałem wpasować się w ten styl i komponować w' jego obrębie. Wydaje mi się, że odpowiedź na Twoje pytanie mieści się we wszystkich tych kwestiach.
Na nowej płcie słychać ten "stary/ surowy Lonewolf". Zgaduję, że ma to związek z powrotem Damiena Capolongo?
62
LONEWOLF