13
Gazeta AMG nr 11/96
Prof. W. Zielińska we wspomnieniach pacjentki
Taka była Pani Profesor...
Spoglądam ze wzruszeniem na fotografię i nie mogę uwierzyć w to, iż nie zobaczę już więcej w szpitalu tak dobrze mi znanej postaci. A tyle Jej zawdzięczam...
Wchodząc do gabinetu, już od progu czutam na sobie przenikliwe spojrzenie, które niczym najdoskonalszy aparat rejestrowało wszystkie dane o pacjencie, uwzględniając każdy, najdrobniejszy szczegół. I to był już pierwszy etap lekarskiego badania. Po czym następowało krótkie: Proszę siadać! - i zaczynało się wnikliwe przeglądanie karty choroby i wszystkich aktualnych wyników. Pełna skupienia cisza przerywana była jedynie krótkim komentarzem: Dobrze... Dobrze... Hmm... Dobrze... Hmm... W normie... Aha... W normie... Dobrze! I chory musiał jednak uwierzyć, że wcale nie jest z nim tak źle, że jeszcze jest nadzieja. A to było przecież takie ważne. W poczekalni każdy niemal z pacjentów chwalił się radośnie, że ma dobre wyniki badań. I od razu czuł się zdrowszy. Kiedyś jednak zadałam głupie pytanie: Dlaczego, skoro mam dobre wyniki, wcale nie czuję się dobrze? Dopiero po chwili milczenia poczułam na sobie tak charakterystyczne spojrzenie, pełne uwagi, zatroskania i autentycznego ciepła: Ma pani przecież chroniczne zapalenie trzustki, czy nie? - cicho, łagodnie, zapytała Pani Profesor. Nie odpowiedziałam. Poczułam się głupio. Podziwiałam jedynie ogromną cierpliwość, takt i wyrozumiałość.
Innym znów razem narzekałam, że przybywa mi na wadze, bo przyjmuję kreon. I znowu cisza, a potem przenikliwe spojrzenie: A chciałaby pani zacząć chudnąć? Jaka była Pani Profesor...
Kiedyś wspomniałam, że wszystko mi szkodzi, cokolwiek zjem. Sama nie wiem, dlaczego, bo przecież zachowuję dietę. Pani Profesor, rzuciwszy na mnie swe bystre spojrzenie, zaczęła opowiadać...
Moja mama, to ciągle narzekała, że źle się czuje. Pytam ją raz: Zjadłaś pewnie coś niedobrego? - Nie, nic me jadłam - mówi mi słabym głosem. To co ci zaszkodziło? - Sama nie wiem... -Piłaś pewnie kawę? -... - Ze śmietanką?-... -A mówiłam ci przecież, że nie wolno, że to ci zawsze zaszkodzi!
I tu nagle nastąpiła przerwa w opowiadaniu. Poczułam tylko na sobie to przenikliwe spojrzenie. A Pani, to jak? - spytała Pani Profesor, patrząc mi prosto w oczy. Zupełnie tak samo- wyjąkałam nieśmiało. Nastała cisza, żadnego komentarza czy uwagi. I znowu to samo uważne spojrzenie. Taka była Pani Profesor...
Na swoje okresowe badania przychodziłam zwykle późno, żeby nie zajmować czasu tym, którzy przyjeżdżali z daleka i mieli poważne trudności z powrotem do domu. Tego wieczoru poczekalnia była jak zawsze pełna pacjentów. Do gabinetu weszła młoda dziewczyna. Po jakimś czasie Pani Profesor pospiesznie wyszła z gabinetu do telefonu. Łączyła się z lekarzem dyżurnym, żeby natychmiast wykonano jakieś badania, sprawdzające wyniki diagnozy. Teraz, przed północą? - wydawało mi się, że słyszę opór po drugiej stronie słuchawki. W końcu dziewczyna udała się na oddział. Mijał czas. Znowu zadzwonił telefon. To lekarz informował o wynikach. Obawy Pani Profesor zostały potwierdzone. Dziewczynę należało natychmiast hospitalizować. Nie jestem, jednak takim złym lekarzem - powiedziała Pani Profesor i zaraz mówiła
dalej w słuchawkę: Niech ci Bóg Najwyższy błogosławi! Niech ześle ci wszystko, co najlepsze... Niech tobie i twoim najbliższym wynagrodzi... Niech obdarzy was wszystkich zdrowiem i szczęściem.. Niech Bóg Miłosierny ma ciebie w swojej opiece...
Ze zdumieniem słuchałam tych niekończących się błogosławieństw. Tyle serdecznej troski. Tyle zaangażowania, żeby natychmiast udzielić pomocy komuś nieznanemu, ratować życie temu, kto był w potrzebie... bo chory, cierpiący człowiek był zawsze najważniejszy Taka była Pani Profesor...
Dochodziła godzina 2400, kiedy weszłam do gabinetu. Na zwykłe pytanie, jak się czuję, zaczęłam coś mówić o swoich dolegliwościach, osłabieniu, zmęczeniu, wyczerpaniu... I nagle przerwałam, czując ogromne zażenowanie, dojrzałam bowiem poszarzałą ze zmęczenia twarz Pani Profesor, która przecież tak cierpliwie i uważnie słuchała moich słów. Taka była Pani Profesor...
I mogłabym jeszcze wiele przywoływać obrazów, jakie utrwaliły się w mojej pamięci, z tych niezwykłych spotkań, które dane mi było przeżyć. Dzisiaj jakże trudno mi wyrazić wielki szacunek i moją wdzięczność za opiekę i prowadzenie w mojej chorobie, bo nie umiałam tego uczynić bezpośrednio. Zawsze jednak z najwyższym uznaniem i podziwem patrzyłam - nie tylko na znakomitego LEKARZA, służącego choremu swą serdeczną troską i wiedzą, lecząc jego ciało, lecz także na wspaniałego CZŁOWIEKA, który wzbogacał każdego swoją niezwykłą osobowością. Taka była Pani Profesor...
Maria Juszkiewicz
... spieszmy się kochać ludzi - tak szybko odchodzą ...
ks. Jan Twardowski
Jeśli wszędzie na świecie umarli dążą szybko do zapomnienia, to u nas mkną tam z podwójna chyżością ...
Adam Grzymała-Siedlecki (1876-1967)
Wspominajmy bliskich, którzy odeszli, oni oczekują naszej pamięci....
R. S.
wyboru myśli dokonał prof. Romuald Sztaba