czas zakupów w sklepie Wokulskiego. Do licytowania kamienicy wynajmuje lichego, ubogiego adwokata, którego spodnie Hsą na kolanach tak wytłoczone, jak gdyby ich właściciel zamiast bronić swych klientów, nieustannie oświadczał się bogini Temidzie”. Uniesienie Wokulskiego podczas spaceru z Izabelą przybliżają poetyzmy w "przyrównaniach": "Liście drzew chwiały się tak delikatnie, jakby poruszał je nie ma-terialny podmuch, ale cicho prześlizgujące się promienie światła”. Ten typ porównań obługuje zwykle informacje z zakresu percepcji wizualnej: "włos jakby najeżony gniewem", "co kilka minut poruseał krtanią w taki sposób, jakby coś przełykał z trudnością". Nieraz są zwykłym eufemizmem i obrazowo przedstawiają treść dostatecznie jasną dla czytelnika: "rozległo się kilka tępych uderzeń, jakby ktoś pochwycił kogoś drugiego za głowę i uderzał nią o ścianę", "z włosami ułożonymi w taki wicherek, jakby mu dopiero co wyjęto z nich rękę". Te komiczne porównania pokazują dysproporcję między wykwintem form wobec klienta a praktykami stosowanymi względem pracowników stajni. Z teoretycznoliterackiego punktu widzenia ważniejsze jest to, że poprzez takie konstrukcje narrator może informować o wydarzeniach, których świadkiem nie był. Lojalnie przestrzega punktu widzenia, niemniej jest to kamuflaż narracji wszechwiedzącej.
Ciekawsze są sytuacje, gdy porównania z tej grupy wprowadzają w świat przeżyć i doznań. Zmysłowa konkretność obrazu w członie porównującym, jego sensualizm - są bardzo sugestywne. Autorowi wyraźnie chodzi o to, by czytelnik odczuł i przeżył daną sytuację. Zapytany przez Ochockiego o to, kiedy zaniechał badań przyrodniczych, "Wokulski poczuł jakby uderzenie toporem w głowę". To pytanie przypomina mu wszak, że w pogoni za miłością zdradził młodzieńczą fascynację nauką. Izabela, uprzytomniwszy sobie hańbiącą sytuację, kiedy pracodawca zadłuża się u własnego lokaja, a zamożny obywatel korzysta z jałmużny tuszowanej pozorami wygranej w karty.
90