Przez wiele lat, zanim sprzedałem pierwszy własny scenariusz, pracowałem jako recenzent. W tym czasie przeczytałem prawie dwa tysiące scenariuszy. Starałem się być obiektywny, jak większość recenzentów, ale prawda jest taka, że zwykle są to ludzie przepracowani, kiepsko opłacani, żyjący nadzieją na lepszą pracę i czasami niesprawiedliwi. Po lekturze stu szkolnych romansów i futurystycznych filmów akcji łatwo jest popaść w zgorzknienie czy sarkazm. Najmniejsza fałszywa nuta, każdy zgrzyt, każdy banał wystarczy, żeby scenariusz trafił do śmieci (chyba że pracuje się dla molocha; wtedy banał jest jak najbardziej pożądany). Z drugiej strony, recenzent to twój sprzymierzeniec; szuka idealnego scenariusza, żeby udowodnić producentowi, że zasłużył na awans. I tylko oni muszą przeczytać, a przynajmniej przebiec wzrokiem twój tekst od deski do deski, żeby go streścić. Nie dawaj im powodów, żeby odrzucali twoje dzieło. Mówię to z własnego doświadczenia.
Wiele lat temu, podczas studiów w szkole filmowej UCLA, pracowałem w Interscope, hollywoodzkiej wytwórni filmowej. Moim zadaniem było wysyłanie scenariuszy do recenzentów. Było to zajęcie tak banalne, że wpadłem na szatański pomysł. Wysłałem jeden z moich scenariuszy, pod pseudonimem, żeby szef nie wiedział, co zamierzam. Gdyby opinia była pozytywna, miałem zamiar podsunąć mu moje dzieło. Opinia była miażdżąca: „najgorszy scenariusz, jaki w życiu czytałem”. Wysłałem go więc do innej recenzentki, kobiety, i zmieniłem pseudonim na kobiecy. Wrócił z opinią: „Niezłe, powinna nam pokazać, co jeszcze napisała” W końcu wsadziłem mój scenariusz do teczki z logo agencji Williama Morrisa i napisałem na pierwszej stronie: „Nowy scenariusz Williama Goldmana Juniora” Podawałem się za syna faceta, który napisał Butch Cassidy i Sundance Kid i Maratończyka, jednego z najbardziej znanych, utalentowanych i bogatych scenarzystów Hollywood. Tym razem opinia brzmiała: „Trochę rzeczy do poprawki, ale ogólnie świetny” Nie zmieniłem ani słowa w całym scenariuszu. Opinia nigdy nie jest sprawiedliwa, to zło konieczne. Musisz robić co w twojej mocy, by zminimalizować ryzyko błędu.