z nieustalenia samych numerów, z wadliwej kolejności tytułów, z powtarzania jednych i tych samych, z pomieszania—co już najmniej pożądane — rzeczywistych ze wskazówkowemi. Przedewszystkiem bibljo-graf Kom. E-ej nie oznaczył granic czasu dla samej instytucji, mającej prawo do tej nazwy i przez ustanowienie pierwotne i przez nieprzery-walność, ciągłość istnienia. Komisją dla niego jest zarówno ta, która 30 maja 1792 r., jak i sam sejm, odbyła ostatnie posiedzenie, jak i ta, która czynności swe na tydzień przed ruchem kwietniowym 1794 r. w Warszawie przerwała. Ta druga, grodzieńska, komisja, której ustawę ogłosił Łukaszewicz, właściwie nic nie zrobiła, bo nie miała kiedy; pozostała po niej głównie ustawa, mająca parę pomysłów z przyszłością, ale w samem wskazaniu celu edukacji stwierdzająca tylko namiętność opętanej pychy i wstecznictwa możnowładczego. Pomieszanie dwu istnień, gdy i sam czas i wypadki i duch ożywiać je mający odrębują jedno od drugiego gwałci prawdę historyczną. Wszystkie tedy tytuły dotyczące komisji grodzieńskiej powinny ustąpić z głównego wykazu i wytworzyć osobny jaki zakamarek.
ł.ączenie w jedno abecadło tytułów rzeczywistych, naocznie widzianych, w świadomości samego redaktora-wydawcy bibljografji istniejących, z tytułami druków, których on sam nie widział, ale które widzieli inni i opisali w sposób wątpliwość wszelką tłumiący, jak notarjusz spisuje zeznania stron do aktu: oto wszystko na co bibljograf, jako człowiek zmuszony do wierzenia w to, czego osobiście nie poznał, pozwolić sobie może. Z powołania swego powinien on być wiecznym niewiernym Tomaszem. Proste wskazówki, podania, posłuchy, zapisane przez innych wzmianki mają dla niego wartość jedynie podniet do poszukiwań; na regestr swój on ich nie wciągnie. Dlatego Estreicher to wszystko, o czem nic miał przeświadczenia, że istnieje, przy czem zaznaczyć nic mógł nic więcej prócz roku, a często nawet i roku nie wiedział, umieścił w spisach tymczasowych chronologicznych, ze skró-conemi notatkowemi tytułami i nie wprowadził żadnej takiej pozycji do ściśle już usystematyzowanej „Bibljografji* od t. XII; jeżeli zaś znajdzie się u niego taki tytuł, to najczęściej tylko dla możności umieszczenia pod nim cennych wskazówek historyczno-literackich.
Nie poszedł p. Lewicki za Estreicherem, chociaż zdawał sobie sprawę z różnicy między pierwszą ową a drugą i trzecią kategorją druków (tytułów), wymienionemi w przedmowie pierwszej. Stąd też i poważny, niewzruszony inwentarz zanieczyszczony jest u niego wskazówkami, a co gorsza, nieuważnie podawanemi po tych samych tytułach, które stanowią właśnie przedmiot wskazówek. Tak np. przekład Logiki Condillaca (Nr. 240) występuje jako praca Hussarzewskiego (nazwany tu Ilnsscirou’-