4
2. VI — „GŁOS POLSKI*' - 1 ')*29
Nr.
Karanibalizm cyganów Koszyckich jest tworem
wyobraźni reporterskiej
Koszyce, w maju 1929. ! nie ujawniło, a prokuratorja pan-' . . , _____ ! stwowa zmuszona była swe oskar-
śCl?m ToUle?iCzłowroPi> i p^rzlul fnU~ ^aniczyć tylko o P°spo!Ue-sc.-m. i" “ ° . t 1 go rozbrołu, banuy-yzni-J i «. p. o-
ulS W> wl-wto . «
dzielnicy cygańskiej, brudnej, niechlujnej i krzykliwej. Z lękiem ja*
czych, ale bynajmniej Kie egzotycznych wysępków. Tak więc, przyje
chano, . KrzyKHwe,. ^chalem d« Koszyc tylko po .o, by kimś i widoczną n^nawsc.ą przy- , . . . - 0-ł2Wl„n. j.1{,o-
glądaly mi sęi czarnookie cyganki, karnrące swe niemowlęta, spodełba
dowiedzieć się, że osławieni ludożercy ludzi nigdy nie jedli. Tak
karm ące swe niomow u, - rozczarowanie trzeba było so
grający na brudnej ulicy w jakąś grę hazardową, a nawet brudne, Obdarte dzieci nie ukrywały swej dla mej osoby pogardy. Poczułem
nagrodzić, trzeba było szukać innych wrażeń, innych emocji. To też kiedy dowiedziałem się. że w Ko-
Dy pogszycach iest dzielnica cygańska, po lO nawet w pewu J 1 . I stanowiłem mieszkańcom dzielnicy
«?** bT" **“ L^K! >"1 tbłyf wizytę. A przystać mu-'
tek uważało za tlW™* *”' fc byl to pomysł debry...
mnie kamieniem, wywołując lem --- }- - ^ 7 - -
* " m Ł / d
Warto było naprawdę obejrzeć !ę egzotykę środkowo europejską. Zaczęła się ona roztaczać przed mo.iemi oczyma w chwali, kiedy . . «t wielkomiejskie trotuary asfaltowe
Tak, do dzielnicy cygańskiej nikt^ zaczęły ustępować miejsc pełnym
mnie w Koszycach nie zapraszał, wybojów i kurzu niebrukowanym niemniej jednak nie mogłem odmó- uliczkom przedmiejskim. Główna
niemały entuzjazm wśród swych rówieśników. Ładne, czarne wielkie oczy miał mały ten bohater', — a celować umiał też ni enaj gorzej...
wić sobie przyjemności zwiedzenia siedziby „arystokratów" cygań-sikch, skoro los rzucił mnie już do środowiska tego przedziwnego naro du europejskiego, którego „wybit-Ai“ przedstwieciele zasiadają w chwili obecnej na ławie oskarżonych w koszyckim sądzie Okręgowym, rozpartrującym, jak wiadomo, od kliku dni sesacyjmą sipnwę dziewiętnastu okrutnych morderców I bandytów cygańskich.
Nie mogłem sobie odmówić przyjemności tej już choćby dlatego, że <ądziłem, iż wizyta w mieście cyganów będzie dla mnie choć czę-ściowem wynagrodzeniem za trud"$ x jakicmi związana była moja uciążliwa podróż z Pragi do odległych Xo$zyc, gdzie miałem być świadkiem niebywałej rozprawy sądowej sądowej.
„Ludożercy przed sądem*' — Czyż to nic pierwszorzędna semsar-cja? I kto mi sęi dziwić będzie, że, podobnie, jak cały szereg innych dziennikarzy, — postanmowiłem całą noc przesiedzieć w dusznym wa gonie kolejowym, by nazajutrz „na własne oczy*' zobaczyć „europejskich ludożerców". Ale zbyt późno musiałem się dowiedzieć, że ludożerców w Koszycach wcale niema. Wszelkie informacje o kannibalsf-fvie cyganów mołdawskich okazały *lę zupełnie bezpodstawnemi, skrupulatnie przeprowadzone dochodze-
ulica, przez którą szedłem, szybko zmieniała swój wygląd zewnętrzny
Wielkie murowane domy stawały
się coraz rzadszem?, granice jezdni i chodników stopniowo zacierały się, zabudowania mieszkalne przypominały tu raczej zagro-dy wiejskie niż domy miejskie. Pod jednym wszakże względem nic było żadnej różnicy pomiędzy tem przed-J mieściem cygańskim a samemi Ko^ szycamt: panował tu mianowicie l niezwykły ruch, zewsząd dochodzi! ły odgłosy ożywionych rozmów, j czuć było wszędzie gorączkowe tętno życte,,. |
Oto przed studnią na rogu ulicy stoi grupa dziewcząt cygańskich. Każda z nich trzyma wiadro w ręku, — w'idać, że przyszły po wodę. Ale zdaie się, że same o tem zapom niały; z swoistym rasie swej tempe rameniem prowadzą jakąś ożywioną dyskusję, jedna drugą stara się przekrzyczeć, jedna drugą stara się prześcignąć w sztuce krasnomów-stwa. Jedna z nich ma na sobie jaskrawą czerwoną suknię i kanar-1 kowo-żółtą bluzkę; druga znów cala jest w czerni, nawet bose nogi barwą swą harmonizują z ubiorem
Wszystkie zaś małą przesadnie wielka dekolty, których pozazdrościłaby im niewątpliwie niejedna z wielkomiejskich dam, wybierają
ce. A w tyle Za domem ciągnie się długie podwórko. Tam, na tych podwórkach panuje prawdziwie cy gaóskie życie: nieład, ruch, harm’*
cych się na bal reprezentacyiny.Ład der straszliwy. Bo nawet „arysto-
ne np7.v tnain lAdnak te rn^rniłncifcr ___ ± i . / . .
ne oczy mają Jednak te niemiłosier nie brudne istoty, — wielkie, czarne i nieglupie. I włosy, kruczo-czar ne, niekiedy nawet w odcieniu swym błękitne, dodają młodym cygankom jakiegoś tajemniczego uroku. Miło popatrzeć na tę plotkującą grupkę, na te śniade twarzyczki, które wprawdzie nie są czarujące, ale w każdym razie jakąś swoistą piękność reprezentują. Są one ładne po swo:emu, po cygańsku, ale ładne są. Miło na nie popatrzeć.,. Również dzieci są tu niezmiernie
kracT cygańscy, t. J. cl, którzy już porzucili swe wędrowne życie, mieszkając stale w pobliżu większych ośrodków miejskich, nie zdolni są do ujmowania swego życia w ramy czterech ścian dusznej izby. Całe życie koncentruje się więc na podwórku, a tylko w wyjątkowych wy padkach (niepogoda, mrozy ! t. p.) przenosi się czasowo do wnętrza chały.
Żywiołem cyganów jest powietrz*, dobrze świeże powietrze. Tutaj na peryferji Koszyc powietrza tego jest
jaskrawo ubrane. Wszystkie kolory aź nadto, — dobrze się więc "tu czu tęczy widać pod grubą warstwą ią przedziwni mi ludzie, tak obcy brudu ich podartych ubranek. I współczesnej cywilizacji europej-dzieci pełne są tu życia i tempera- skiej.
mentu. A pełno ich tu wszędzie na ulicach i na podwórkach.
Domy wybudowane są tu bez ja-
otańszych mężczyzn spotkaliśmy podczas naszej wędrówki po osa* dzie cygańskiej zaledwie kilku.
kiegokolwiek planu. Stoi taka cha- Chodzi o to, źe cyganie tutejsi trudnią się przeważnie rzemiosłem i drobnym handlem, wobec ezego wlę kszą część dnia spędzać w mieście a dop;cro wieczorem przychodzą do domu. Z jednego domu dolatują nas smętne dźwięki piosenki ludowej. To cygan - muzykant ćwiczy się. j Wieczorem będzie grał w jednym z miejskich lokalów rozrywkowych, będzie sztukę swą sprzedawał zz pieniądze pianym ,(,panom". A teraz oto gra dla sieb?e, gra z uczuciem, wkładając do swej muzyki całą duszę, — tę tajemniczą cygańską duszę...
Nazwałem cyganów tutejszych ,,a-rystokracją" cygańską. Nazwa ta w \ zupełności odpowiada rzeczywsto-; ści. Tutejsi cyganie istotnie stano-i wią swogo rodzaju arystokracie wśród cyganów słowackich. Są oni • zamożniejsi od swych wędrownych \ braci, życie ich opiera się na jakc j takich trwałych fundamentach, jes‘ wśród nich też sporo ludzi piśmiet j nych. Naogół „arystokraci" cygańscy — to ludzie „porządni". Przysłowie „kradnie, jak cygan" zawdzię I cza swe istnienie tylko cyganom wędrownym, — owemu, że tak powiem. cygańskiemu proletarja-.owi. Z tom pospólstwem cygańsklera, nie ę stety, bliższej znajomości zawrzeć
olynna tragiczka sceny New- nic mogłem. Ale już ta moja wizyta Yorskiej, która ostatnio zaangażo- u cygańskiej „arystokracji" potwier-wara została przez wy wórnię Pa- dzila mi w całej pełni starą-prawdę, ra-mount^ i wykonać ma szereg fil- że na świecie wszystko jest względ-mów mówionych. *; ne: i bogactwo, i ubóstwo...
C. E, P.
łupa pośrodku ulicy, nie troszcząc się o to, że ruch na gościńcu hamu-
Gwiazda filmu diarfę-
howEgo
LUISA BROOKS.
Młodziutka gwiazda Paramountu, znana publiczności z fdmu p. t.
nie sądowe żadnych dowodów ludo „Riff i Raff jako lomicy \ żerstwa ze strony aresztowanych
yiECZORY TEATRALNE
TEATR MIEJSKI
Moskiewski teatr artystyczny
W muracb naszych gości wspa-J ski motyw: młodzi się kochają, a niała drużyna artystyczna, teatr Sta siary w drogę wchodzi. Naturalniej aisławskiego. j młody jest biodny, ale posiada w so
Tuła się po świecie ta brać arty- bie tężyznę żyda>_a stary bogacz
•tyczna, ale »,bieda nie hańbi".
Tembardziej, że ci tułacze opak-ttiją ogniem prawdziwej sztuki, źe hojnie rozsypują po widowni mnóstwo klenocików cudownego artyz-nu.
Wzywają się w kaćdą postać, wy
to marna figurka. Te postacie bez-psychologicznego cieniowania nie po działałyby na dzisiejszych widzów, gdyby nie potężne kreacje rosyjskich artystów,
Zajpomnieliśmy zupełnie o naiwnych, mocno wyblakłych sytuacjach, o tem, że na scenie każe namj
Odznaczenia |
Wśród odznaczanych przez mimi-sterstwio spraw wojskowych złotym krzyżem zasługi figurują: dowódca 4-go dywizjonu żandarmerii w Łodzi major -fred Riesser oraz major Władysław Ptasznik z D. O. K.
IV. (p).
UszhodzgniE Siania |
spowodowało przerwę
w titefcnach ]
Wczoraj znaczna część ab omen- j tów łódzkiej sieci telefonicznej p*u-\ zbawiona została możności porozumiewania się telefonicznego. Przerwa spowodowana zostały uszkodzeniem kabla podziemnego, przy naprawie którego pracowała kadra me chaniików specjalistów, (p).
najmłodsza gwiazda
srebrnERo -hrami
RUTH CHATTERTON.
FELCZER
. ABRAMOWICZ
Szczepi ospę
świeża KrowianKą
WaroJowicza 5, fr., li p. Tel. 27-97 i
I4
dobywając z niej najgłębszą praw- _____%______________________
dę. Zapominają o teatrze, aktorstwie, autor oglądać dja-błów albo aniołów,! * zamieniają się w ludzi, pulsują-j zwłaszcza aniołów — a widzieliśmy eych gorącą krwią, odczuwających* jedynie ludzi, których losy śledzili-zarówno radość, jak i ból z niesły-j śmy z nerwowym niepokojem, jhnną intensywnością. \ To Gordiej Karpycz Torcow, mil-
Wygrywają największy ból i naj- joner rosyjski w inierpjretacji >. Serdeczniejszą radość własnej du-, Duwana Torcow. Patriarcha rodzi-ny- } ny. Wszechwładny pan — samo-
Artyści ci wkładają równie tyle' dzierżca, Wo-li jego nikt sprzeciwić! miłości do ról epizodycznych, jak do się nie może, nie odważy. Z niego głównych. • spływa na rodzinę jakiś tajemniczy
^ ; blask, tak, że wszyscy przed nim
Na pierwszy ogień poszła sz:uka czołem biją. Każde jego słowo mie-Ostrowskiego z pierwszej połowy rzą, liczą, ważą. Taką kreację stwo XIX w. „Eieda nie hańbi". j rzył p. Duwan Torcow, który mu-
•Tak zwykle, rozprowadza ten ko- sial tyranizować rodzinę. I
inedjopisarz stosunki w sferze patry Niechęć cała widownia żywiła dla Cjału kupieckiego, k óre zaczyna starego fabrykanta Korszunowa, te-hiż toczyć czerw zepsucia, miazma- go lisa. który chciał schrupać młoty zgnilizny. | dą gołębicę. P. Asianow był łubie-
Pedliładem tej sztuki to moljeww- ż»iy i chytry — jakże oyszme od-j
iwoirzył tę postać! Końcowa scena między nim a o-jcem nieszczęśliwej dziewczyny porywała swą wewnętrzną prawdą i mistrzostwem w ka! żdym szczególe.
Najświetniejszym aktorem tego świetnego zespołu to niezrównany Pawłów, który w „Bieda nie hańbi" (podobnie jak i w dalszych trzech sztukach) przykuwał i hypnotyzo-wał swą fascynującą grą. Wzruszenie ogarniało wszystkich, gdy wytłumaczył, że „Bieda nie hańbi" i przekonał s>tarego tyrana, że młodzi należą do młodych.
A Krzyżanowska? To artystka, która równie cudownie płacze i śmieje się; bije z niej młodość.
A M. Tokarska? A Grecz? A Dnieprowa? Każda z nich czaruje melodją swego słowa.
W sztuce tej niewątpliwie słabsze były przyjaciółki córki Torcowa. Ale całość była rozkoszą.
** ♦ i
„Wiśniowy sad** ma w sobie melancholię jesieni, smutek liści świeżo spadających z drzew. Artyści nic nie uronili z tej elegijnej pieśni, w której inteligencję, szlachtę spycha nowa warstwa, może prototyp przyszłych bolszewików. Na najwyższym poziomie artystycznym stała kreacja Raniewskiej Łubów Andrejcwny, obywatelki ziemskiej, ’ której mistrzowską odtwórczynią była Lisenko. W niej był usymbo-lizcwany tragizm i jakiś fatalizm) upadającej sżtachty. Gra jej była poc matem- I
Ileż siły dramatycznej, ileż serca , raz mniej zdolnej do życia inteligen włożył w swą bajecznie zrobioną' cji i „byłych ludzi" wprowadzili na* sylwetkę starego lokaja król sceny i artyści Stanisławscy na dwór boga* p. Pawłów? j tej szlachty we „Wsi Stepanczyko-
Szarlocie Iwanownie p. Grecz chy wo“ Dostojewskiego w przeróbce ba nikt na żadnej scenie europejskiej znanego pisarza Niemirowicza-Dan-nie dorówna w jej klasycznie pos-ta-; czenki. wioń ej roli guwernantki. |
niechybnie zwycięża. Ta szlacht; nie ma wśród siebie indywidualno*
gun i x '-o yy \*uix y iu U# W Wćir
Gdy wspomniałem o tym niedo- ■ ce między dobrem a złem — złe
• _# • ^ ■ _ » . • _ # a • I f • 9 a m « %
ścigniomyim tercecie, nie mogę już roztrząsać gry reszty, tak zresztą pysznego, ensemblu.
**
*
Po poecie inteligencji Czechowie przyszła kolej na poetę prołetairjatu Godktja,
jyNa dnie“ pisane z dziwną ekono mją słowa. Ci „bosiacy", ludzie zepchnięci na dno społeczeństwa, roz prawiają o Bogu, człowieku, sumieniu — co chwili a pada raca aforyzmu, ogólna-ludzika prawda.
Każde słowo musi tu być uszanowane* Istotnie artyści rosyjscy każ dy wyraz wycyzelowali.
Zwłaszcza p. Pawłow; jego Łuka był ewangelicznie dobrym apostołem prawdy; szczerością swą musiał zdo bywać serca swojego otoczenia, oscy iującego międey mordem, kradzieżą, prostytucją, pijaństwem — a nadziemską świętością.
Ślicznie umierała p. Dubrowina, rnocne momenty dramatyczne były w grze Wyrubowa, Ale należałoby z serca płynącemi słowami pochwa ly obdarzyć wszystkich artystów.
**
i*
Po zaprezentowaniu nam upada-iącego patryc}? <u kupieckiego, otv
ści, któraby ją mogła prowadzić po drodze ideałów.
Dlatego taki przemożny, a zgub ny wpływ wywiera na nią indywidualność taka jak Foma Fomicz.
Zagrał go Pawłow — ogromnie za interesował każdy odruch, słowo, gest, ruch tego „pańskiego dziada" Cztery jego kreacje widzieliśmy musimy stwierdzić, że to jeden 7 największych artystów europej. skich. ' *
„Wieś Stępanczykowo" zagrała cała drużyna artystyczna z n-iezrów naną plastyką dramatyczną.
**
* * •
Zespół Stanisławskiego bez odpowiednich dekoracji, które są Integralną częścią tego teatru! Wygląda to na paradoks.
A jednak widownia zapatrzona i zasłuchana w potężną grę zanoml* nała o tem.
Ensemble sharmomzowany, zgrany świetnie. Sceny grupowe, zespołowe pełne ruchu, życia, prawdy.
Moskiewski Teatr Artystyczna jest krzewicielem orawdziwej sztuki