ki, na baraki, na kompanie i drużyny. Pierwszy raz dotknęły nas razy waehma-nek. Przedtem widywałam bardzo często niemieckie kobiety, ale nic sądziłam, że w całych Niemczech można znaleźć takie twarze kobiece, jakie ujrzałyśmy w obozie. No i pociekły dni. Wstawałyśmy o szaleńczej rannej godzinie, gimnastykowałyśmy się, męczyłyśmy się przy rannym myciu, bo był tylko jeden kran dla całego bloku, w którym miało legowiska kilkaset kobiet. Całe szczęście, że nie przemieszano nas z cudzoziem kami. Zawsze to raźniej ze swoimi. Szczególnie w takim nieszczęściu. Nie będę panu opowiadała wszystkiego, każdej chwili po kolei, bo to nie ma sensu i pewno nudzi pana strasznie. Ale patrzy pan na mój pięknie wytatuowany numerek. Z tym było tak. Kiedy przyszedł rozkaz z Berlina, żeby palić tylko Żydówki i Cyganki, my wszystkie pozostałe zostałyśmy ponumerowane. Numerowanych już nie było wolno palić. Wygrałyśmy na tym. Wprawdzie potem, opowiem panu później, kiedy zwiałyśmy j pracowałyśmy u bauerówł bardzośmy się bały o te piętna. Zobaczywszy — odrazu wiedzieliby, że uciekłyśmy z jakiegoś obozu koncentracyjnego. Aha, powiem żeby nie zapomnieć, wie pan, jak przyszli do wsi Amerykanie, a my rzuciłyśmy się im na szyje i pokazałyśmy na oczach Niemcówr te tatuaże, widziałam jak wieś pluła sobie w brodę, że nas nie zademinojowali. Nawet, nie uwierzy pań, już przy Amerykanach wyzywali nas od polskich świń. Trzeba było Aliantom tłumaczyć. Amerykanie zaczęli prać Niemców kijami, więc wszystko pouciekało, ale dalej patrzyli na nas wściekli i nienasyceni w zemście. Tak było... Opowiadam chaotycznie i nie po kolei, ale taka, nie ma pan pojęcia, jestem szczęśliwa, ja i my wszystkie, żc nareszcie już jesteśmy między swoimi, że nikt nam nie ma prawa powiedzieć : polska Świnio, że doprawrdy nic zawsze potrafię czegoś zapomnieć i opowiedzieć o wszystkim, eoby pana interesowało. A co robiłyśmy? Oo..# wszystko, wiele najróżniejszych rzeczy. Sprzątałyśmy ustępy, karmiłyśmy świ nie, nosiłyśmy belki na budowę, ciągałyśmy wały do ugniatania dróg, wiele było różnej pracy, zawsze ciężkiej i ponad siły normalnego człowieka”.
Gdy Marysia mówiła — inne patrzyły w nią, jakby strofując wzrokiem za każde niedokładne słowo. Twarze tych dziewcząt mówiły o mękach nie do opisania. Nigdy już chyba nie zapomnę tych oczu, wszystkich czterech — niebieskich i bezradnych gorzką młodością.
./ e rzy Hazarewski
Nie wiem, czy który z kolegów żołnierzy będąc w przejeździe przez Bolonię, rozejrzał się wśród gmachów tamtejszego uniwersytetu. Może odszukał gmach tzw. Ateneum, albo, znalazłszy się tam 8 czerwca, wiedział czego to mogła byó rocznica. A może znalazł się przypadkiem w dawnej auli wydziału chemicznego, czy też w wielkiej sali liceum muzycznego, jeśli ono jeszcze do dziś istnieje pod postacią konserwatorium imienia Rossiniego. A może wreszcie zaszedł do czytelni Biblioteki Archigimnazjum dawnego uniwersytetu w Bolo nii. Jeśli jednak dość dużo chodził ulicami miasta, to mógł przecież zauważyć na Via Mazani, niegdyś zwanej Maggiore, dom czcigodnej rodziny Gauchów, która może dziś wymarła. Ten dom o tyle mógł zwrócić na siebie uwagę, że na nim właśnie wmurowano na 25-Iecie śmierci Adama Mickiewicza, tablicę ku jego czci. Tam bowiem przechodząc przez Bolonię ze swym Legionem Polskim w roku 1848 zatrzymał się jakiś czas. A może wreszcie w pobliżu ówczesnego prezydium Akademii im. Mickiewicza, natknął się w jednym z budynków uniwersyteckich na płytę z medalionem, dłuta Wiktora Brodzkiego.
Gdyby wszystkie te przypuszczenia ujęte w formę pytań, miały otrzymać przeczącą odpowiedź, to byłby powód do smutku. Okazałoby się bowiem, że jakaś karta z historii chwały polskiej została wydarta, lub tak dokładnie zmyta, a ślad po wydarzeniach tak zadeptany, iż w pamięci ludzkiej nie pozostało właściwie nic. Piszący tymczasem więc, nim nie przyjdą inni z pomocą, poprzestać musi na tym, aby z przypadkowych, ale jakże wymownych źródeł postarać się o odtworzenie spraw mówiących o innych — ale jakże często podobnych do nas zatraceńcach, którzy w swoim czasie wcale bujne wydali żniwo.
Mamy tu na myśli sam fakt stworzenia w Bolonii Akademii Literatury Polskiej i Języków Słowiańskich im. Adama Mickiewicza. A rzecz ta miała się mniej więcej w ten sposób:
41