WWW.qp24.pl Głos Pomom/GtosSłupska piątek 11 lutego 2011 f.
Marcin Bamowski
marórLhjrrvowsbewtfiaifg»or»»fcy.fJ
Wydarzenia, które miały miejsce pod koniec lat 40. i w latach 50. w naszej części Pomorza to gotowe scenariusze na trzymające w napięciu filmy szpiegowskie. Trwała zimna wojna. Lada moment mogła przerodzić się w otwarty konflikt. Przygotowywały się do niego wywiady wielkich mocarstw. Przerzucały tąjnych agentów na tereny zajmowane przez wroga. Ważny szlak przerzutowy wiódł z otwartego morza.
Jednym z bohaterów tych akcji był Helmut Klose, były oficer Kriegsmarine. W czasie II wojny światowej był dowódca flotylli hitlerowskich ścigaczy. Walczył z flota radziecką na Bałtyku, znał świetnie jego południowe wybrzeża. Po wojnie Brytyjczycy postanowili go wykorzystać. Dali mu załogę z byłych podwładnych i postawili zadanie: tajny przerzut agentów do krąjów bałtyckich i do Polski. Do dyspozycji dostał dwa poniemieckie ścigacze: S-130 i S-208, z których wymontowano działa, wyrzutnie torped, wymieniono silniki na mocniejsze, o łącznej mocy 7500 koni mechanicznych i zamontowano dodatkowe zbiorniki paliwa. Podrasowane jednostki były zdolne do poruszania się po morzu z prędkością prawie 90 km/h. Spod Bomholmu pod Ustkę ®ogły przemieścić się w Półtorej godziny. Niezauważenie, bo akcje podejmowano w nocy. Ścigacze były niskie, więc komunistyczne służby nie widział)' ich na radarach. W dodatku działały pod przykrywką. Oficjalnie były jednostkami kontrolnymi Brytyjskiej Bałtyckiej Służby Ochrony Rybołówstwa (Bri-tish Baltic Fishery Protection Service), które w razie potrzeby miały służyć rybakom na morzu m.in. pomocą medyczną. Nikogo nie dziwiła ich obecność w dzień na łowiskach u wybrzeży Niemiec czy Danii. Nad ranem znowu były na swoim dawnym miejcu, jak gdyby się z niego nie ruszały.
Klose w ramach operacji bungie” („Dżungla") przerzucił ponad 40 agentów w okolice Ustki oraz do krajów bałtyckich, wówczas republik ZSRR. Trwało to aż do 1955 roku.
Ludzie wysadzani na plaże pod osłoną nocy byli członkami polskich, ukraińskich, litewskich, łotewskich i estońskich organizacji niepodległościowych, które nawiązały współpracę z zachodnimi wywiadami w celu walki ze wspólnym wrogiem. Odpowiednio przeszkoleni, wyposażeni w broń, radiostacje, pieniądze i adresy kontaktowe, mieli nawiązać kontakty z ruchem oporu działającym w strefie sowieckiej. Brytyjczycy i Amerykanie nie wiedzieli, że tajne, antykomunistyczne organizacje były pod kontrolą radzieckich służb. Zdecydowana większość wysadzanych nocami na bezludnych plażach przez Klosego szła więc na zatracenie. Część zginęła. Nieliczni dawali się przewerbować służbom komunistycznym i wciągali w kolejne pułapki swoich kolegów.
W pułapkę wpadła m.in.
grupa czterech emisariuszy ukraińskich, wysadzona 23 maja 1952 roku na plaży koło Łeby. Byli to: dowódca „Wil-chowyj" (Jan Górski), JLida", „Harasym” i „Pawło” (Jan Bielak). Trzej pierwsi mieli nawiązać kontakt z konspiracyjną Organizacją Nacjonalistów Ukraińskich (OUN) w Polsce, kierowaną już wówczas przez zdrajcę o pseudonimie „Zenon", a JPawło" - przesmyknąć się przez granicę polsko-radziecką na Ukrainę. Po ich wylądowaniu patrol WOP odnalazł jednak ślady na plaży. Zarządzono obławę. Na jednym z dworców koło Łeby doszło do strzelaniny „cichociemnych” z ubekami. „Pawło" został ranny. Agenci uciekli do lasu koło Choczewa, który został otoczony przez przysłanych tu marynarzy z Ustki. W walce zginęli wszyscy Ukraińcy oprócz „Pawły” oraz marynarza Franciszka Kowalewskiego, którego imieniem nazwano później jedną z U8teckich ulic.
Igor Hałagida, historyk z gdańskiego oddziału IPN, który o zdradzie „Zenona" wydał kilka lat temu książkę, mówi, że w aktach sprawy jedyny ocalały z desantu „Pawło” zeznał, iż pod Łebą dowiózł ich angielski okręt podwodny. Mówił prawdę czy do końca ukrywał prawdę o operacji „Dżungla"? Później został wydany ZSRR. Doktor
Hałagida nie zna jego dalszych losów.
Dokładnie rok później ści-gacz Klosego pojawił się pod Ustką. Tę akcję dwa lata temu opisał niemiecki „Magazyn Bundeswehry”. Jak czytamy, polscy agenci mieli być wysłani ze ścigacza na ląd niewielkim balonem. Jednak na odpowiedni wiatr S-208 aż miesiąc musiał czekać pod Bom-holmem. Psychiczne napięcie odbijało się na życiu na pokładzie. Na wąskiej przestrzeni dochodziło do ostrych spięć między Niemcami a Polakami. W dodatku gdy w końcu zaczęło wiać z właściwego kierunku, wiatr był zbyt silny. Dlatego po podpłynięciu pod Ustkę Polacy odmawili wejścia do kosza. Tymczasem załoga chciała mieć już akcję jak najszybciej za sobą. - Łagodne namowy nie skutkowały. Groziło, że akcja zakończy się fiaskiem. Ostre słowa i szarpanina. Klose stwierdził, że nie ma innego wyjścia. Agenci zostali zmuszeni do wejścia do balonowego kosza przy użyciu pistoletu. Odlecieli przy wtórze obelg i głośnych przekleństw
- czytamy w artykule. Autor dodaje, że ich obawy okazał)' się niezasadne, bo wylądowali w zaplanowanym miejscu. Możliwe, że był to ten sam balon, który wylądował koło Trzebielina w powiecie bytowskim. Jeśli tak, to jego pasażerami byli jednak nie Polacy, tylko Ukraińcy. Oni także wpadli w ręce bezpieki. Helmut Klose miał więcej szczęścia. Zrobił karierę w NATO, w latach 1974 -1978 był dowódcą marynarki wojennej RFN. Zmarł w 2003 roku. Igor Hałagida:
- Wiemy tylko o tych operacjach, które zakończyły się wpadką i zostały odnotowane w dokumentach polskiej bezpieki. Na pewno jednak były i takie, które zakończył)' się sukcesem. O nich nie wiemy, bo akta wywiadów brytyjskiego i amerykańskiego, dotyczące tych operacji, nadal są tąjnc. ■
Głos Pomorza pisał
UlOtęso 197 7_
A w Bytowia budują
W kolejce na spółdzielcze mieszkanie czeka w By-towie ponad 800 rodzin. Jeszcze w tym roku liczba zmniejszy się o jedną czwartą. Słupskie Przedsiębiorstwo Budowlane przekaże do użytku 210 mieszkań. Pierwsi lokatorzy do nowych mieszkań przy ul. Pochyłej wprowadzą się w tym półroczu. Obok budownictwa społecznego rozwija się w Bytowie budownictwo indywidualne. W trakcie budowy znajduje się 90 domków.
14 luteuo 1977
Lębork posiada dobrze rozwiniętą sieć placówek handlu detalicznego i pod tym względem zdecydowanie wyróżnia się wśród pozostałych miast województwa słupskiego. Trzeba też dodać, że wielkość powierzchni wszystkich lęborskich sklepów przeliczona na tysiąc mieszkańców daje wskaźnik wyższy od średniej krajowej. Problem jednak w tym, że wiele sklepów w mieście nad Łebą prosperuje w ciasnych i niewygodnych pomieszczeniach. Dla poprawy tej sytuacji rozpoczęto w ubie-• głym roku budowę dwóch supersamów. Jeden z nich został już zbudowany przy ul. Bohaterów Stalingradu.
Im rzadziej bywa się w dzielnicy Zatorze-Północ, tym trudniej poznać tę część Słupska.
Krajobraz zmienia się tu, bez przesady, z miesiąca na miesiąc. Buduje się wiele, ale mimo to na klucze do nowych mieszkań trzeba jeszcze poczekać. Za „Kapeną" w obrębie ulic: Batorego, Nadmorskiej i Leszczyńskiego wyrosło kilka nowych budynków mieszkalnych. Tuż obok zakończono montaż drugiego słupskiego wieżowca.
Dżinsy ze Słupianki
Krawiecko-Konfekcyjna Spółdzielnia Pracy Słu-pianka zainaugurowała tegoroczną wiosnę w połowie lutego.
Na maszynach znalazły się już ubrania wiosenne i letnie.
W pierwszych trzech miesiącach Słupianka dostarczy na rynek ponad 12 tysięcy ubrań i około 12 tys. par spodni męskich.
W tym roku po raz pierwszy spółdzielnia zaczęła szyć spodnie z wzorów Odry (tkaniny teksasowe) w dwóch odcieniach koloru niebieskiego. Spodnie przeznaczone są dla panów o sylwetce oznaczonej w symbolice odzieżowej literą B.
(WYSZ. KRAB)