28 Wiadomości Uniwersyteckie
28 Wiadomości Uniwersyteckie
ŻYCIE STUDENCKIE
UNIWERSYTET Z OGRANICZONĄ ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ
Polskie uniwersytety znalazły się w głębokim kryzysie, ponieważ przestały pełnić swoją podstawową rolę, to znaczy, zaprzestały kształcenia elit intelektualnych dla naszego społeczeństwa. Jakby tego było mało, rektorzy wielu krajowych uniwersytetów z dumą się do tego przyznają. W preambule do porozumienia Rektorów w sprawie utworzenia Międzyuczelnianych Indywidualnych Studiów Humanistycznych Akademii „Artcs Liberales” możemy przeczytać, że „w dobie masowego kształcenia i konieczności projektowania studiów na poziomie wymagań “średnich*, studenci wybitnie uzdolnieni [...], powinni mieć możność zdobywania wiedzy na wysokim poziomie”. Takie wyznanie najwyższych władz uczelni nasuwa nieodparcie pytanie o tych, którzy nie są wybitnie uzdolnieni, a stanowią przytłaczającą większość wśród studiujących. Czy wszystko, na co mogą liczyć zwykli studenci, to traktowanie ich jak masy, która nie zasłużyła na więcej niż byle jaki poziom edukacji? No cóż, jeśli sami rektorzy o tym mówią, to chyba nie należy mieć złudzeń, że może być inaczej.
Kto zmusił władze wyższych uczelni do obniżenia poziomu edukacji, który oferują studentom? Na pewno nie uczynił tego Prezydent. Parlament, na szczęście, jeszcze się tym nie zajmował. Nie słyszałem również o żadnym ruchu społecznym na rzecz kiepskiej edukacji na uniwersytetach.
Zaniżanie poziomu nauczania jest inicjatywą samych uniwersytetów, a jej skutki mogą być dla nich zabójcze. Kształcąc źle swoich studentów, którzy zostaną w przyszłości złymi nauczycielami, uniwersytety muszą liczyć się z tym, że za kilka lat znów będą musiały obniżyć swoje standardy. Słabo wykształcona młodzież nie będzie bowiem potrafiła sprostać wymaganiom, które dziś są uważane za średnie. Uniwersytety, żeby przetrwać i mieć nadal studentów, będą wciąż ograniczać zakres przekazywanej wiedzy. Może dojść do tego, że dyplom uniwersytetu w przyszłości będzie równy dzisiejszej maturze lub świadectwu z gimnazjum. Jeśli proces ten będzie postępował, to kolejne pytanie może brzmieć: Komu jest potrzebny uniwersytet, który uczy tylko czytać i pisać? Aby móc zająć się leczeniem, trzeba najpierw dowiedzieć się, jakie są przyczyny choroby. Reagowanie tylko na objawy sprowadzać się może do tworzenia kolejnych protez, takich jak Akademia „Artes Liberales”, dających złudzenie, że uniwersytety dbają o dobrą edukację, przynajmniej nielicznych.
Sądzę, że u podstaw problemów, z jakimi borykają się uniwersytety, leży ich brak odpowiedzialności za siebie, za swoich studentów oraz absolwentów. Odpowiedzialność związana jest nieodłącznie z konsekwencjami, jakie ponoszą ci, którzy nie dopełnią swoich obowiązków. Jeśli nie ma kogoś, przed kim uniwersytety miałyby odpowiadać za poziom oferowanych przez siebie usług, łatwo zrezygnować z odpowiedniego poziomu. Ktoś mógłby zapytać, czy jestem za powołaniem jakiejś agencji rządowej, która miałaby weryfikować programy nauczania i sposoby ich realizacji. Odpowiedziałbym, że jestem zdecydowanie przeciw, są rozwiązania prostsze, tańsze i skuteczniejsze.
Metodą na zapewnienie wysokiego poziomu kształcenia każdemu studentowi jest sprywatyzowanie szkolnictwa wyższego. Mądrze przeprowadzona prywatyzacja mogłaby wyjść uniwersytetom tylko na dobre. Po pierwsze, pieniądze uzyskane z prywatyzacji mogłyby sfinansować rozbudowę bazy dydaktycznej i umożliwić zatrudnienie najlepszych specjalistów. Po drugie, przecięcie pępowiny łączącej szkoły wyższe z państwową kiesą dałoby im szansę na dorosłość i samodzielność. Uczelnie prywatne musiałyby poczuwać się do odpowiedzialności za wykształcenie każdego studenta. Konkurując ze sobą na rynku usług edukacyjnych musiałyby podwyższać swoje standardy i dawałyby swoim uczniom to, czego się od nich oczekuje, dobre podstawy dla przyszłej kariery. Jeśli szkoły nie liczyłyby się ze studentami, to przynajmniej z ich pieniędzmi, bez których nie mogłyby funkcjonować. Po trzecie wreszcie, zmieniłaby się motywacja zarówno uczonych, jak i uczących. Wówczas to dobrzy wykładowcy byliby doceniani i motywowani przez odpowiednio wysokie pensje, a ci, którzy nie potrafiliby zagwarantować odpowiedniego stylu nauczania, mieliby szansę znaleźć inne zajęcie. Studenci mogliby domagać się dobrych wykładów i nic wagarowaliby z taką łatwością wiedząc, że za te wykłady zapłacili swoimi pieniędzmi.
Odpowiedzialności można nauczyć się tylko wówczas, gdy podejmuje się samodzielne decyzje i gdy ponosi się ich konsekwencje. Publiczne szkoły wyższe, rezygnując z samodzielności, zrezygnowały również z szansy na stanie się odpowiedzialnymi instytucjami. Z tego powodu zamiast kształcić wszystkich swoich studentów na wysokim poziomie, zwodzą ich, skarżąc się na brak funduszy, a zarazem zasłaniają się tworami w rodzaju Akademii „Artes Liberales” jak listkiem figowym.
Emil Struczyk V rok filozofii teoretycznej KUL
EKSPERYMENT
W 1971 roku w Pało Alto (USA) w lokalnej prasie pojawiło się ogłoszenie zachęcające studentów do udziału w niecodziennym eksperymencie, polegającym na odgrywaniu ról więźniów i strażników więziennych. Twórcą projektu był psycholog, profesor Uniwersytetu Stanford, Philip Zimbardo.
Ponad 30 lat po tych wydarzeniach, tym razem w Lublinie, w lokalnej prasie, radiu i na plakatach pojawiło się ogłoszenie zachęcające do udziału w „Projekcie eksperyment”, organizowanym przez Studenckie Koło Naukowe „Ouaero”, działające przy Zakładzie Psychologii Społecznej UMCS.
Pytania, jakie stawiał sobie prof. Zimbardo, dotyczyły źródeł patologii w ówczesnych więzieniach. Zebrawszy zatem grupę zdrowych fizycznie i psychicznie studentów, drogą losowania przydzielił ich do grupy więźniów bądź strażników. Chciał bowiem sprawdzić, czy patologiczne zachowania, takie jak przemoc i maltretowanie więźniów, mogą mieć miejsce w grupie osób nie-karanych i zdrowych psychicznie oraz czy sama sytuacja uwięzienia i kontroli przez wszechwładnych strażników może doprowadzić do utraty godności i tożsamości. Eksperyment zaplanowano na pełne dwa tygodnie, jednak ze względu na pojawienie się daleko idących nadużyć i aktów agresji, trzeba go było przerwać już po sześciu dniach.
Grupa pasjonatów psychologii społecznej i eksperymentalnej w kwietniu tego roku „odkurzyła" kontrowersyjne wydarzenia z 1971 roku, żeby przybliżyć je szerszej publiczności. W związku z tym, studenci SKN „Ouaero” zorganizowali projekcję dwóch filmów: „Das Eksperiment”, w reżyserii O. Hirschbiegla, oraz oryginalnych materiałów archiwalnych autora eksperymentu Phili-pa Zimbardo: „Ouiet Ragę -Stanford Prison Experimenf\
Tak jak trzydzieści lat temu. i tym razem zainteresowanie przerosło oczekiwania pomysłodawców imprezy. Na projekcję filmów i dyskusję panelową, zaplanowaną po projekcji, studenci przybyli tłumnie - zainteresowanie było tak duże, że zabrakło miejsc dla wszystkich chętnych. Problemy, których dotknął „eksperyment”, nawiązywały bowiem między innymi do moralnych i etycznych barier w nauce.
Pierwszy z prezentowanych tego wieczoru filmów był wariacją na temat tego. co zdarzyłoby się, gdyby eksperyment prof. Zimbardo nie został przerwany. Po drugim filmie, opisującym tym razem autentyczne wydarzenia, widzowie mieli możliwość wzięcia udziału w dyskusji panelowej.
Jej uczestnikami byli eksperci z dziedziny psychologii i etyki z UMCS. KUL i Uniwersytetu Warszawskiego. Prof. dr hab. M. Lewicka (psycholog społeczny, eksperymentator) i prof. dr hab. T. Sosnowski (eksperymentator, metodolog), oboje z UW, prof. P. Francuz (eksperymentator, KUL), dr K. Polit (filozof etyk, UMCS), dr J. Wolińska (psycholog społeczny. specjalista od etyki w badaniach) i dr R. Porzak (psycho-profilaktyk), oboje z UMCS. Moderatorem dyskusji została dr A. Sierota (psycholog społeczny, UMCS).
Po obejrzeniu obu projekcji wielu widzom nasunęło się pytanie: w którym miejscu przebiega subtelna granica pomiędzy tym, do czego badacz może się posunąć w imię nauki, a tym, czego robić nie powinien oraz kto ma decydować o tym. gdzie ową granicę wyznaczyć. Odpowiedzi na te oraz na wiele innych pytań starali się udzielić zaproszeni goście. Mimo wyraźnie