10
nie jesteście Rusinami.
- Jestem Austriakiem - odpaliłem z miejsca, pomnąc nauki naszego kierownika szkoły.
- No, a czym wy jesteście, dzieci ? - zwróciła się do innych
- Austriakami, Ślęzakami, a żaden z nas nie odpowiedział., czym właściwie jest.
Dopiero jehna, rz'naszych koleżanek Franciszka Wijówna, podnosi rękę do góry , zgłasza się i odpowiada: -Jesteśmy Polakami.
Tu nauczycielka zrobiła nam dłuższy wykład o naszym pochodzeniu, od tej lekcji zacząłem sip czuć Polakiem.
W roku 1914 wybuchła wojna światowa, nauka była nieregularna, stemplowaliśmy kartki na cukier, na chleb i inne produkty. Wiek nor, grona nauczycielskiego poszła do wojska, uczyły nas nauczycielki. Co pewien czas zbieraliśmy pokrzywy i liście z cierni ostrążyno-wych na herbatę dla żołnierzy będących w polu, jesienną porą posyłał nas kierownik Broda na polowanie na zające. Polowanie urządzał właściciel miejscowego dworu hrabia Larisch. Zapraszał- na polowanie rożnych dygnitarzy dworu wiedeńskiego. My nosiliśmy po.-
• /
strzeloną zwierzynę, pamiętam, ze za polowanie otrzymaliśmy po 60 halerzy, a za każdego niesionego zająca względnie kuropatwę dostaliśmy po 2 halerze.
Kierownik Broda posyłał- nas na polowanie dlatego, aby po powrocie otrzymamy pieniądz włożyć do skarbonki szkolnej na ciepłą bieliznę dla żołnierzy, na ten cel bowiem była przeznaczona zawartość skarbonki. Pamiętam, ze na drugi dzień po przybyciu do szkoły żaden z nas nie dał nic do skarbonki. Nasze matki zaraz po powrocie
z polowania do domu zabrały nam zarobione pieniądze. Trudno. Pieniędzy było trzeba w domu na utrzymanie licznej rodziny. Ojciec
powołany został do wojska i tłukł się po dalekiej Serbii. Dopiero w roku 1916 powro'cił do domu wyreklamowany jako górnik do pracy w kopalni. Z jego opowiadań o czasach wojennych pamiętam, jak opowiadał x raz o marszu wojska przez długi most pontonowy na Dunaju pod Belgradem. W jednej czwórce z ojcem maszerował również ziomek z Lutyni - Durczok. Most byt długi 1 km, na środku mostu odwrócili się do tyłu w stronę północny. Franek Durczok powiedział do ojca:
- Jozefie, daleko jest do naszej Lutyni, nie wiem., nie wiem czy ją jes zcze zobaczymy.
- Ani nasze szachty już nie uwidzimy - i maszerowali dalej, niosąc we wnętrzu tęsknotę i zgryzotę.