35
właściwego dokumentu. Zawód historyka uznawał też za „pamięciodajny”, co miało wpływać na długowieczność warsztatową ludzi uprawiających historię.
Sądził również, że „pamięciodajne” są języki obce, które podobnie jak historia opierają się na pamiętaniu słów i ich znaczeń, prawideł gramatycznych i składni. Sam znał zupełnie dobrze trzy języki: niemiecki, francuski i angielski, potrafił też czytać teksty rosyjskie, ukraińskie i czeskie. We wszystkich tych językach miał publikacje, ale nawet języka niemieckiego, któiy — przypomnijmy — był jego językiem niemal „urzędowym”, nie był pewny. Niekiedy posyłał mnie do germanistów, aby ci korygowali teksty przez niego przygotowane do publikacji za granicą, przeważnie w Austrii. Podobnie było zapewne z publikacjami francusko- lub angielskojęzycznymi, których bibliografia jego prac odnotowuje po kilkanaście. Prace te był)' przygotowywane w języku polskim, następnie tłumaczone na język obcy, korygowane przez specjalistów, w końcu wysyłane do publikacji. Kilka razy asystowałem przy przygotowywaniu tych prac i widziałem, jak wiele czasu, nakładu pracy i zabiegów technicznych wymagało przygotowanie do druku rozprawy w obcym języku. Mimo to Tyrowicz bardzo namawiał studentów i uczniów do pilności w zakresie uczenia się języków obcych. Cenił też wykorzystanie źródeł obcojęzycznych w przedstawianych mu pracach na stopień, ale nie wymagał bezwarunkowo znajomości teksów obcojęzycznych, chyba że praca dotyczyła spraw, które nie mogły być prezentowane bez spenetrowania źródeł dostępnych w —jak mawiał —językach „cudzosiemskich”.
Zarówno studentom, jak i młodszym kolegom starał się Tyrowicz wpoić przekonanie o tym, że rekonstruując przeszłość, powinni poszukiwać przede wszystkim gry interesów. Jego zdaniem najważniejszą powinnością historyka jest nie tyle poszukiwanie informacji, ile wyjaśnianie motywów1 postępowania i pojedynczych decyzji ludzi. Głównym motywem postępowania człowieka był dla Tyrowicza jakiś interes, częściej osobisty niż kolektywny. Być może pogląd ten wynikał z ormiańskiego pochodzenia i ogólnej postawy życiowej „Or-miaszki” —jak go pieszczotliwie, ale i uszczypliwie nazwali jego lwowscy koledzy i przyjaciele. W każdym razie był on zdania, że rekonstrukcja różnych płaszczyzn i zakresów „gry interesów” to zadanie historyka, któiy nie może skupiać się na odkrywaniu, ale na wyjaśnianiu. W historii nie ma odkiyć podobnych do tych w naukach przyrodniczych, bo większość najważniejszych faktów' jest znana i opisana. Fakty mniej znaczące można oczywiście odkrywać w; nieskończoność, ale nie mają one większego wpływu na już ukształtowany obraz badanej epoki czy dziejów w ogóle. Zatem historyk powinien ciągle odpowiadać na pytanie „dlaczego”. Nie może przy tym wykraczać poza możliwości informacyjne, którymi rozporządza, musi zatem dochować wierności przekazom, a i okolicznościom, w jakich owe przekazy powstał)'. Tę ważną regułę starał się przekazywać swoim studentom i bliskim współpracownikom jako „mądrość doświadczoną”, nie zaś normę propagowaną przez taką czy inną szkołę historyczną.
Ogólnie rzecz biorąc, nie interesował się zanadto teoretycznymi zagadnieniami warsztatu historycznego i historiografii. Rzecz oczywista, zetknął się z francuską szkolą syntezy historycznej Annales, ale nie darzył jej szczególną admiracją. Marc Bloch i jego Pochwala historii była mu znana z polskiego przekładu, ale na moje „zaczepki” o tej książce odpowiadał, że każdy historyk powinien wypracować swoją własną metodę i techniki rekonstrukcji badanego wycinka przeszłości i że w gruncie rzeczy czyjaś refleksja teoretyczna nie służy doskonaleniu własnego warsztatu naukowego. Nie przejawiał też zainteresowania metodologią marksistowską, ani też nie starał się stosować żadnych jej zasad