plan przedsięwzięć operacyjnych w sprawie rozpracowania i zlikwidowania Solidarności Walczącej". Dokument zatwierdził odręcznym podpisem ówczesny szef Służby Bezpieczeństwa gen. Władysław Ciastoń. W części tego supertajnego opracowania poświęconej sposobom walki z nami znalazł się podpunkt ze zdaniem, które przytaczam dosłownie: „Koncentracja wszystkich sil i środków resortu spraw wewnętrznych w celu likwidacji kierownictwa Solidarności Walczącej i podległych mu struktur na terenie kraju. ”
Podkreślam: wszystkich sil i środków - tak jakby wtedy na początku 1986 innych poza nami przeciwników Resortu praktycznie nie było, albo jak byli to pod dyskretną kontrolą. My w naszych naczelnych władzach Rady i Komitetu Wykonawczego, w naszych planach i zamiarach nie byliśmy sterowani przez SB. Może dlatego nas przeceniali i uważali za większe zagrożenie dla systemu niż byliśmy w istocie. A może nie docenialiśmy się sami? Matkę jednego z naszych młodych współpracowników ostrzegano, że jej syn działa w „ Walczącej" - „to nie zabawa w Związek, to niebezpieczna zabawa, która może się dla pani syna źle skończyć, niech mu to pani wybije z głowy”.
Co takiego wbiliśmy i wbijaliśmy sobie do głów? Że racja jest po naszej stronie i że mimo olbrzymiej dysproporcji sił i zasobów nasze będzie zwycięstwo. Że zdelegalizowana i rozbita „Solidarność" wróci na należne jej miejsce. Że Polska będzie niepodległa. Że wojska sowieckie wyjdą z naszego kraju. Że komuna upadnie w całym bloku sowieckim. Że ZSRR rozpruje się na niezależne państwa wzdłuż szwów Republik Związkowych i powstaną wolna Ukraina, Litwa, Białoruś i Gruzja. Że Niemcy będą mogły się zjednoczyć. Że w Warszawie stanie pomnik ofiar Katynia.
Teraz sam siebie pytam: czy ja w to wtedy, w tamtych mrocznych 80 latach wierzyłem? Czy byłem aż tak szalony? Odpowiem anegdotą. Wielki fizyk, jeden z pionierów fizyki kwantowej Niels Bohr miał nad swym biurkiem powieszoną podkowę.
Przychodzi przyjaciel i pyta: "czy ty taki uczony facet w to wierzysz? ” A Bohr odpowiada:
"wiesz ja w to tak po prawdzie nie wierzę, ale mówią, że czy się wierzy, czy nie wierzy to działa ”.
Myślę, że na przekór wszelkim chłodnym kalkulacjom właśnie symbole i mit Solidarności Walczącej działały - miały większą moc sprawczą niż sama Organizacja. Realna nasza obecność i aktywność na Wybrzeżu Gdańskim, w Trójmieście skutecznie wzmacniała symboliczne znaczenie SW w całym kraju. Za tą działalność, za ten Wasz do dziś często bezimienny trud i odwagę, wszystkim członkom i sympatykom SW z Gdańska, Gdyni i Sopotu składam uniżone „Bóg zapiać
Przewodniczący Solidarności Walczącej Kornel Morawiecki
Wrocław, 10 marca 2010