34 BOGUSŁAW SKOWRONEK
Warto podsumować dokonane ustalenia. Wyłaniający się z zebranego materiału obraz konceptualizacji terminów „tabloid” i „tabloidyzacja” stanowi, moim zdaniem, spójny i mentalnie utrwalony kompleks powiązanych ze sobą faktów językowych i kulturowych. Charakterystyczny dla definicji eksperckich rzeczownikowy składnik kategoryzacyjny tabloidu („format gazety”) w definicjach respondentów nie był w ogóle brany pod uwagę (na 96 ankiet jedynie raz pojawił się błędny wpis: „duży format”). Dlatego nie doczekał się semantycznego wyróżnienia. Również cechy edytorskie i typograficzne nie stanowiły głównej pozycji w zestawie aspektów znaczeniowych i — co charakterystyczne — jeśli już wystąpiły, łączone były z wartościującym opisem.
Zwraca uwagę wysoki stopień podobieństwa definicji stworzonych przez obydwie grupy respondentów, które choć demograficznie i majątkowo się różnią, to jednak społecznie tworzą jedną warstwę: łączy je stosunkowo wysoki status społeczny (studenci uniwersytetu i urzędnicy administracji państwowej), posiadany kapitał kulturowy oraz stopień wykształcenia: pracownicy NIK mieli wykształcenie wyższe, a studenci aspirowali do tego tytułu. Przedstawione eksplikacje i związane z nimi modele konceptualizacji wyraziście potwierdzają owo kulturowo-socjalne usytuowanie badanych grup. Tym właśnie można tłumaczyć jednoznaczne usytuowanie kategorii tabloidu i tabloidyzacji w negatywnie nacechowanej przestrzeni aksjologicznej. Terminom tym nadawano oceniający, przymiotnikowy charakter. Dla obydwu grup respondentów tabloidy nie funkcjonowały w obszarze nie tylko dyskursu prasowego (prasy rzetelnej i obiektywnej), ale także w obszarze jakiejkolwiek poważnej narracji — a jeśli już, to jedynie w polu narracji typowej dla miejskiego folkloru (urban myths). Komponenty ewaluacyjne (mocno znaczone emocją) były zasadniczą figurą kognitywną w definicjach tabloidu i tabloidyzacji. Stąd również pojawiające się jednoznaczne określenia pejoratywne: „śmieć”, „szmatławiec”, „brukowiec”. Jeden ze studentów zadeklarował: „są to gazety, które omijam w kiosku szerokim lukiem”. Tego typu „językowe sygnały dystansu” (Majkowska 2001: 37) dowodzą mocnej ak-sjologizacji dyskursu — nie tylko prasowego. Tylko jedna osoba spośród wszystkich badanych (pracownik NIK) podała w miarę neutralną definicję tabloidyzacji: „przejmowanie przez poważne pisma, radio i TV metod właściwych dla tabloidów”. Pochodną bardzo negatywnej oceny procesu tabloidyzacji był zaś wpis o charakterze postulatywnym: „należy tępić to zjawisko, to jedno z zadań inteligencji”.
Ostatnia wypowiedź unaocznia wyraźną i bardzo stabilną w badanych grupach tendencję semantyczną. W zebranym materiale widać wartościującą diagnozę przestrzeni kultury: podział na MY (inteligencja), kultura elitarna, gardząca tabloidami i przestrzegająca przed zagrożeniami (tabloidyzacją), oraz ONI (masy, czytelnicy tabloidów), czyli odbiorcy „o wykształceniu podstawowym lub średnim”; „gospodynie domowe”; „»myślący inaczej«”; „niezbyt rozgarnięci i mało wykształceni”; „o prostackich gustach”. Obraźliwa konstrukcja „wiadomości dla debili” mocno
Oblicza Komunikacji 3/2010 © for this edition by CNS