-Córeczko dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego nas okłamałaś? Mama jest załamana. Kiedyś byłaś inna... spokojna, grzeczna. Teraz się zmieniłaś.
-Może dlatego, że ciągle wierzycie Winter? Cokolwiek powie na mój temat zawsze wierzycie jej a mi nie dacie dojść do słowa...
-Ale przyznaj, że teraz miała racje...
-Miała.....ale... ale.... a z resztą co ja się będę próbować tłumaczyć. Tato wyjdź stąd chcę zostać sama.
Tato wyszedł.
Rosalyn chciała powiedzieć tacie co widziała w lesie. Vanessę, czyli być może tego potwora, dziki krzyk, ale wiedziała, że ojciec i tak jej nie uwierzy. Siedziała teraz w ciszy, w ciemności i patrzyła na las w świetle księżyca w oddali.
Była godzina 23:30.
Rosalyn otworzyła okno.... Powoli zasypiała na parapecie. Mo widząc że dziewczyna ma zamknięte oczy, odwrócił się w stronę okna i obserwował co się dzieję na zewnątrz. Po chwili zauważył lecącego nietoperza. Myśląc, że to ptak, wyskoczył przez okno zdzierając firankę i pobiegł w stronę lasu.
Godzina 00;00. Rosalyn obudził znowu ten dziki ryk. Spadła z parapetu, otrząsnęła się i zaczęła szukać Mo po omacku. Nigdzie go nie było. Zauważyła też, że na oknie nie ma firanki. W ostatniej chwili dziewczyna zauważyła cień biegnący za nietoperzem do lasu.
Wiedziała już że to Mo. Ubrała kurtkę, wzięła łuk i strzały, ulubione chrupki Mo, latarkę i komórkę, po czym wyskoczyła przez okno i pobiegła do lasu. Nie do końca wiedziała po co wzięła ten łuk ze strzałami ale wiedziała, że się przyda bo od dawna chodzi na strzelnicę ze swoim trenerem więc miała pewną koncepcję tego wyboru. Gdy dotarła do lasu, wysypała na rękę garść kocich chrupek i rozsypywała je po ścieżce, którą oświecała sobie latarką. Niestety, kota ani śladu. Rosalyn zaczęła się martwić. Tymczasem z drzewa obserwowała ją Vanessa. Widząc, że dziewczyna rozsypuje coś na ścieżce, zaczęła mieć podejrzenia, że nastolatka zaznacza drogę żeby móc wrócić tu jeszcze raz. Cicho zeszła z gałęzi i powoli po cichu szła za Rosalyn. Niestety stanęła na patyk, który złamał się z trzaskiem i zdradził jej obecność. Rosalyn przestraszyła się, szybko chwyciła łuk i napiętą strzałę trzymała wycelowaną prosto w twarz Vanessy.
-Ej uważaj z tą bronią bo mnie zranisz.- powiedziała ironicznie Vanessa.
-Dlaczego za mną łazisz?!- oburzyła się Rosalyn.
-Opuść ten łuk to ci powiem.- odparła z lekką ironią brunetka.
Rosalyn opuściła łuk odwróciła się i nie zwracając uwagi na Vanessę rozrzucała dalej chrupki.
-Co to za świństwo? - nie dawała za wygraną Vanessa, wzięła jedno do buzi i wypluła po chwili. -Matko jakie ohydztwo!
-To kocie chrupki geniuszu...- powiedziała Rosalyn- A teraz daj mi spokój! Będę tu tylko chwilę, i zaraz wychodzę. Nie mam zamiaru być długo na „twoim terytorium".