Za moich szkolnych czasów rei różne sposoby zabawiałyśmy się poc/ją. Działo się to, pamiętani, na szkolnych schodach wewnątrz budynku, podczas jakichś god/m wyczekiwania
Pierwsza z tych zabaw nazywała się „poeta-niemowa" i była rodzajem zgadywanki. Jedna z nas wspinała się na szczyt schodów i bezdźwięcznie recytowała jakiś znany wiersz, wyrażając go tylko mdiaini warg. mimiką i gestykulacją, a pozostałe miały zgadywać, o jaki ut wór chodzi Należało oczywiście „skakać po wieszczach”, sięganie do tekstów mało znanych było psuciem zabawy. Była to rozry wka podwójnie śmieszna: recytatorka musiała wysilać całą pomysłowość pantomimiczną. aby mimo wszystko uczy telnić jakoś swój występ, co owocowało groteskowymi efektami. Po drugie, na porządku dziennym były drastyczne pomyłki w zgadywaniu, a wzięcie na przykład Lisa i karła Mickiewicza za Piwniczną izbę Konopnickiej napełniało nas histeryczną radością.
Druga zabawa nazywała się Maleńka roślinka . Polegała ona na recytowaniu krótkiego wierszyka proweniencji Jachów iczowskicj w najróżniejszych. jakie przychodziły nam do głowy, interpretacjach Wierszyk był następujący:
Maleńka roślinka leżała na ziemi i przy szła dziewczynka z oczkami sniutnemi: palcem w ziemi dziurkę wygrzebała, posadziła i podlała.
Wykonawczy nie wcielały się kolejno w ró/iłc postacie: „artystkę", która wygłaszała wiersz modulowanym profesjonalnie głosem, sepleniącą dziewczynkę. niegrzecznego chłopca, który okraszał tekst nieprzy zwoitymi gestami, jąkałę, bełkocącego pijaka, partyjnego mówcę i o ile pamiętam, „wieśniaka” czy też „kmiecia"'. Z czasem przyszła nam ochota skrzyżować obie te zabawy. Bełkotałyśmy i sepleniłyśmy Piwniczną izbę czy Odę do młodości, a Maleńką roślinkę recytowałyśmy bezdźwięcznie, każąc zgadywać pozostałym, „kto teraz mówi" Wprowadziłyśmy leź kolejną innowację: aby uniknąć czytania z warg. wypowiadałyśmy wiersze metodą tak zwanego „hmyhaiua”, czyli czegoś w rodzaju mmczando.
Nic wiadomo kto nas nauczył tych zabaw, gdy ż nic spotyka się ich w rudymentarnym repertuarze dziecięcego folkloru. Faktem jest jednak, że por/u-ciłyśmy jc za czas jakiś, by wrócić do nich po dwu czy trzech latach — już jako licealistki zacnego warszawskiego liceum imienia Klementyny z Tańskich Jakimś asumptem do tego pow rotu (zresztą w formie nic tak już rygorystycznej) stały się niezliczone wówczas apele i akademie, na których recytowałyśmy niczym małpięta niezbyt dla nas zrozumiale wiersze po rosyjsku i polsku Brałyśmy potem ludyczny odwet na ty ch utworach, parodiując je w sposób prześmiewczy lub wyśpiewując, na modlę baogie-woogie czy skocznych melodii „Mazowsza", na przy kład:
Stalin pokój niesie światu,
Stalin wódzpro letariatu.
Przywołuję te wspomnienia dla kilku powodów Po pierwsze, aby przypomnieć o multimedialnej istocie dziecięcej poezji i zabawy, po w tóre, aby dać wyraz przekonaniu, iż „model spełnienia" tekstu w odbiorze dziecięcym może wykraczać poza w arstw ę słowną, nakładać się na nią w różny sposób, a nawet ją ignorować, biorąc pod uwagę jedynie schemat prozodyczny i interpretację mimiczną utworu. Po trzecie zaś, aby odwołując się do propozycji gcnologiczncj uczynionej przed laty przez Jolantę Ługowską w tekście Metodologiczne problemy badania i klasyfikacji gatunków poezji dziecięcef. uczynić je niejako kanwą dla rozważań nad brzmieniowymi cechami poezji dla dzieci i jej powiązaniami z muzyką, mchem, śpiewem.
Dla przypomnienia przytoczę tu główne tezy wymienionego wyżej artykułu Ługowskiej. Autorka, kontynuując rozważania Edwarda Balccrzana. przyjmuje, iż wyznaczniki konstrukcyjne wypowiedzi poetyckiej nic mogą być rozpatrywane w oderwaniu od modelu komunikacyjnego, jaki jest przezeń zaprojektowany. Postępując tym torem, biorąc pod uwagę czasoprzestrzenne zaprogramowanie określonych fonu poezji dziecięcej, wyodrębnia autorka trzy główne modele komunikacyjne: edukacyjny, ludyczny i autoteliczny. Żyw iołem pierwszego miałoby być przekazywanie dziecku wiedzy i normy społecznej, drogiego organizowanie ruchu i zabawy w przestrzeni, trzeciego zaś swego rodzaju refleksyjność, kreowanie dziecięcego podmiotu lirycznego i dostarczanie estetycznych wzruszeń. Ta trójdzielna klasy fikacja jest, jak wndzimy. bogatsza tuż budząca szereg wątpliwości dychotomia przeprowadzona z punktu widzenia podmiotu mówiącego i wyodrębniająca z interesujących nas tekstów poezję „dziecięcą” i pocigę ..dla dzieci”. Wszelako ona także jest wielce ogólna i można by podjąć pewnie nawet i efektowną próbę jej obalenia przez umieszczenie poszczególny ch tekstów w jej działach i dowodzenie, że mieszczą się one w każdym albo żadnym z nich
Nic o to wszakże chodzi. Przyjmując raczej za dobrodziejstwo ni źli mankament wszystkie owe kłopoty typologiczne (brak ich świadczyłby przecież o żałosnym skostnieniu i ubóstwie tego działu poetyckiej twórczości), podążmy
53