Dział ogólny
PRAC A
Mieczysław Dukalski
Dnia 15-go u rzcśnia l()38 r. ..Dar Pomorza4* od kotwiczył z rc(]\ Gd\Jii udając sii^ w swój zwykły zimowy rejs ćwiczobns pod dowództwem kpi. ż. w. Konstantego Kowalskiego. Tegoroczna podróż obejmowała porty. Casablanca. Pr. Maroreo, Lis Palmas, wyspy Kanaryjskie, Mindollo. Cap \ orcie. Barbados. Im ię Zachodnio. Mart> nika. Mayaguez Porto Rico, Cartagoiia w Columbii (Am. Poludn.). Kingston na Jamajce i jako ostatni już port Santiago cle Cuba na Cubie.
Do Casablanki ..Dar Pomorza*4 przybył 6-go października, przv pomyślnych przez całą prawie drogi; wiatrach. Kolo wybrzeży Hiszpanii cała załoga przeżyła wielkie i niezapomniane chwile zajmowania Zaolzia przez nasze wojska. Pobyt w Casablance przeszedł szybko i wesoło. Dowództwo statku zorganizowało dla uczniów i załogi całodniowa wycieczkę do f ezu. Rabatu i Meknes. W miastach tych. położonych kilkadziesiąt kilometrów w głębi lądu uczniowie mieli możność zwiedzenia dzielnic czysto arabskich, koszar pułku Legii Cudzoziemskiej (gdzie złożono przed pomnikiem poległych wieniec w imieniu dowództwa i załogi statku), hodowli strusi i wielu cennych zabytków architektonicznych. Naszym przewodnikiem i opiekunem był p. inż. Eustachy Jelski — tani mieszkający. W tym miejscu chciałbym podkreślić jego niezmordowaną pracę położoną w celu uprzyjemnienia pobytu załodze w porcie. Następnym naszym portem było Las Palmas. Las Palmas wraz z całym archipelagiem znajdował się pod władzą gen. franco. Pobyt tam był krótki i niezapomniany. Nowością i pewną atrakcją dla załogi była warta przyr trapie złożona z falangisfów i marynarze hiszpańskich. pełniących służbę przez, cały czas naszego tam pob>tu. W porcie i mieście stan wojenny. Na ulicach dużo wojska. Przykre wrażenie, robią liczni ranni i kalecy, gdyż wyspy Kanaryjskie podczas wojny_doniowej spełniały rolę stacji dla uzdrowień-ców. Kobiety ubrane przeważnie na czarno. W mieście pełno plakatów j haseł malowanych na mitrach i plotach, o treści patriotycznej. Na ulicach porządek i czystość. Drożyzna duża. Nędzy na mieście nie widać. ale w odległości kilku kilometrów od miasta widzieliśmy ludzi mieszkających w jamach i grotach.
Z Las Palmas udaliśmy się do Miudello. Postój król ki. bo tylko jednodniowy. Spotkaliśmy si(ę tam ze szkolnym okrętem wojennej marynarki portugalskiej. Portu właściwie tu nie ma, jest tylko jedno molo. Wszystkie statki musza stawać dość daleko na redzie. Samo miasto malutkie i ciche. Mieszkańcy przeważnie* murzyni. Gapo Yerel\ słyną z braku deszczu. dlatego ciekawie na tym tle wygląda eksperymentalny pomysł gubernatora, zasadzenia na wyspach kilku milionów drzew, aby w ten sposób ściągnąć chmury.
Gdzieś koło listopada rzuciliśmy kotwicę na redzie Bridgetown, stolicy wysepki Barbados. Cal\* ten etap podróży z Casablanki do Barbados przepłynęliśmy* przy cudnej pogodzie i uaogół pomyślnych wiatrach. Na Barbados przykra niespodzianka. Deszcz lejc* strumieniami bez przerwy. Nastroje na pokładzie minorowe. Mieliśmy tu przeprowadzać ćwiczenia szalupowe, a tymczasem ze szkolenia nici. Trafiliśmy* tu na koniec pory deszczowej, ('ale szczęście że po kilku dniach ukazało się słońce, które nas już nie opuszczało aż do Ctiby. Praca i ćwiczenia poszły normalnym trybem.
Samo miasto nieciekawe. Wyspa posiada śliczne plaże, które też często nas gościły. Postój na Barbados trwał chva tygodnie. 7. Barbados pożeglow aliś-mv na Porto Riko. zatrzymując się na jeden dzień
na Martynice. abv odwiedzić naszych siarvch i do-
• • • _ •
brych znajomych. W Maycguez na Porto Riko niespodzianki i to przemiłe. Społeczeństwo tego miasta i władze okazały nam ckużo serdeczności. Przyjęto nas nad yyyraz serdecznie i żywiołowo. Cały ten postój sprawił niemało kłopotu I oficerowi. Wszelkie prace diabli wzięli odrazu. Statek na trzeci dzień przycumowano do mola i zaczęły si^ę nieprzerwanym ciągiem wizyty, zabawy, wycieczki, bale. Kapitan i załoga zostali honorowymi obywatelami miasta. Trzeba przyznać, że Hiszpanie podbili nasze serca swą gościnnością otwartością i radością życia. To też od Mayeguez poczta nasza spęczniała dwukrotnie. Niejeden z naszych chłopców zadurzył się tam po uszy. Z żalem też opuszczaliśmy port, udając się do Cartageny. Znowu przycumowano nas do nadbrzeża, lecz cale szczęście w tym. że miasto od portu odległe jest o parę kilometrów. I tu jednak sporo osób odwiedziło nasz statek.
A oprócz gości dały nam się dobrze we znaki c ile roje moskitów. Do ciekawych fragmentów postoju należy spotkanie ze szkolnym krążownikiem niemieckim ..Sohlesion", na którego pokładzie pływają kadeci marynarki wojennej. Wizytowaliśmy się wzajemnie. Stosunki jednak nie wychodziły i>ozn ramy zwykłych uprzejmości. Przed pomnikiem bohatera narodowego bodaj całej Ameryki Południowej generała BoIivara (Cała Ameryka Połudn. przyznaje się