jednej z naukowych wypraw w większym gronie pracowników Wydziału znaleźli się państwo Nowakowie w bibliotece w Pradze (i tu pamięć mnie nieco zawodzi, czy była to gotycka biblioteka Uniwersytetu Karola, czy też raczej barokowa biblioteka Jezuitów, tzw. Klementinum); prof. Nowakowi miało się na progu owej świątyni ksiąg wyrwać westchnienie: „Tak musi wyglądać niebo filologa!”.
Wspominałem również, że Śląsk miał szczęście, iż to właśnie Zbigniew Jerzy Nowak, ze swą ponadprzeciętną pracowitością tak przystającą do tego regionu, obrał go sobie za teren służby i przywoływałem tę jakże trafną formułę Ryszarda Wyszyńskiego56, obrał sobie za teren służby polonistycznej i śląskoznawczej. Mówiłem także, że my - bardziej lub mniej formalnie będący jego uczniami - mieliśmy szczęście znać go. Prawda jest jednak taka, iż w jedenastą już rocznicę jego śmierci możemy uczciwie powiedzieć: prawie nic o nim nie wiedzieliśmy, nadal poznajemy wielkość jego dokonań coraz bardziej skontrastowanych z jego ogromną osobistą skromnością. W tym sensie, chociaż odszedł, jest wśród nas stale obecny i ciągle budzi szacunek, a zarazem pewne zdumienie. I kto wie, czy to właśnie nie jest kolejne, jakby niespodziewane dzieło życia profesora Nowaka, że ze względu na niego i dla niego tak licznie się wówczas zebraliśmy, czy to nie jest jego kolejne „za grobem zwycięstwo”? Skoro „nie wszystek umarł”, wolno mi wyrazić życzenie: niech już taki z nami pozostanie, na zawsze!
56 R. Wyszyński: „Godziny filologiczne leczą rany...”. [W dziale W pracowniach humanistów]. „Trybuna Robotnicza” 1979, nr 105, s. 7.
Marek Piechota
68