&
Niewątpliwą pasją życia mojego ojca były również podróże. Marzył
0 nich od dzieciństwa, ale w młodości były to podróże ‘palcem po mapie’. Na szczęście stały się one bardziej realne w późniejszym okresie jego życia. Przejechał świat wzdłuż
1 wszerz, czy jakby zapewne powiedział, wzdłuż południków i równoleżników. Jego liczne wyjazdy odbywały się w bardzo skromnych warunkach. Legendarne w naszej rodzinie są jego podróże po USA autobusami Greyhound czy całotygodniowa jazda koleją transsyberyjską z Moskwy do Nachodki, głównie po to, żeby zobaczyć jezioro Bajkał.
Ojciec był dosyć surowy w stosunku do swoich dzieci, ale stał się znacznie bardziej pobłażliwy dla czwórki swoich wnuków. Najchętniej widziałby ich wszystkich przy sobie w Lublinie, stało się jednak inaczej. Był bardzo niezadowolony, że synowie mojego brata mieszkają na stałe za granicą. Uważał, że miejsce Polaka jest w Polsce i mimo trudności, należy pracować w swoim kraju. Bardzo jednak popierał wyjazdy zagraniczne na wakacje i naukę, często był nawet dla moich dzieci sponsorem takich wypraw. Nie rozumiał konsumpcyjnego stosunku do życia, sam miał bardzo małe potrzeby dotyczące dnia codziennego.
Dla mnie ojciec jest wzorem człowieka uczciwego, który nie szedł w życiu na żadne kompromisy. Jeśli uważał kogoś za drania, to potrafił nie podać mu ręki na oficjalnej uroczystości, ale z drugiej strony był bardzo lojalny i wierny swoim przyjaciołom.
Jest przykładem tego, że można osiągnąć sukces i spełnienie zarówno w życiu, jak i w pracy bez poparcia partii politycznych czy podlizywania się, nawet w systemie totalitarnym.
Ostatnią wielka miłością ojca był jego prawnuk Mateusz, myślę, że byłby bardzo szczęśliwy, gdyby mógł zobaczyć urodzoną niedawno prawnuczkę Zosię.
Justyna Szyłejko
Pismo św.
Dziennikarz „Kuriera Lubelskiego” Paweł Franczak opublikował artykuł Sąd nad Seidlerem, poprzedzony rozbieżnymi „osądzającymi” ocenami w rodzaju: partyjniak, wizjoner, despota, szanowany naukowiec, znakomity organizator, megaloman, człowiek szerokich horyzontów, wybitny wykładowca, chole-ryk, dżentelmen, konformista. Autor artykułu dodał: „Niepotrzebne skreślić”1. Przygotowując do druku książkę Grzegorz Leopold Seidler w powadze i anegdocie, zebrałem więcej różnych ocen Jego osoby i działalności pod nagłówkiem Postać niepospolita. Oceny te ująłem w trzy grupy -wspaniałe, mniej pochlebne, ale nie negatywne i obraźliwe. Podobnie jak Franczak, osąd pozostawiam czytelnikom, zachęcając ich jednak do uważnego i bezstronnego zapoznania się z losami Seidlera2.
Przykłady ocen pierwszej grupy to m.in.: wielka osobistość, legendarna postać, postać symbol, postać niepospolita, budowniczy UMCS i miasteczka akademickiego w Lublinie, Magnus Magnificus, wybitny uczony, utalentowany autor, znakomity wykładowca, człowiek myśli i czynu, dżentelmen, tytan pracy, niezwyczajny pryncypał, człowiek szerokich horyzontów, wizjoner.
Mniej pochlebne, ale przecież niezupełnie negatywne, spotykane określenia Grzegorza L. Seidlera to np. czerwony rumak, gigant z piętnem, człowiek z poplątanym żywotem, megaloman, konformista.
Obraźliwe i nieuzasadnione są natomiast epitety w rodzaju: polo-nofob, partyjniak, komuch, stalinowiec, koniunkturalista, dywersant, żydłak, żydolewak, żydokomunista, mason, wolnomularz, żydomason, despota, choleryk.
To, co pragnę tutaj napisać, wynika tyleż z rozumu, co z serca. Łączyły mnie bowiem z Grzegorzem L.
Seidlerem silne więzi natury racjonalnej i emocjonalnej. Trwały długo - od 1961 r. aż do niemal ostatnich chwil Jego życia, czyli do 28 grudnia 2004 r.
Zanim zagłębię się w bogactwo szczegółów myśli i dokonań Grzegorza L. Seidlera, najpierw naszkicuję ogólnie cechy Jego osobowości. Jest to szkic zasadniczo różny od opublikowanych już biogramów Seidlera. Przenika go intensywność osobistych kontaktów. Przedstawię tutaj Seidlera przede wszystkim jako rektora UMCS. O innych Jego ważnych rolach - wybitnego uczonego, wykładowcy, kierownika naukowego, dyrektora, rotarianina, mędrca z potknięciami napiszę oddzielnie. Uwzględnię przy tym nieogłoszone dotąd ciekawe informacje o Nim, zachowane w aktach IPN.
Roman Andrzej Tokarczyk
Moje nazwisko ma pochodzenie niemieckie, natomiast zgodnie z ormiańską tradycją -imiona otrzymałem po dziadkach. Tylko pierworodny syn otrzymywał te imiona" - wyjaśniał prof. Seidler każdemu zainteresowanemu tym rozmówcy.
Seidler nie znał jednak etymologii swego nazwiska. Wyszperałem ją w niemieckojęzycznych źródłach. Gdy przedstawiłem mu wyniki swoich ustaleń, był nimi mile zaskoczony. Otóż nazwisko „Seidler” pochodzi od późnośredniowiecznego niemieckiego wyrazu side - tkacz, związanego z wyrazem silk - jedwab. „Seidler” zatem to „tkacz jedwabiu”. W gwarze Żydów niemieckich synonimem tego określenia, odbiegającym jednak w swym brzmieniu od nazwiska „Seidler”, jest nazwisko „Askena-zic”. Grzegorz L. Seidler nigdy nie zaprzeczał żydowskiemu pochodzeniu ojcowskiej linii Jego rodziny.
20
;ie
2014