p
oglądy/ Zdarzenia ■
Martwe wieżowce sterczące na tle zachmurzonego nieba. Powybijane okna i uchylone drzwi windy, kryjące za sobą ciemną otchłań od dawna nie używanego szybu. W każdy zakamarek zrujnowanego bloku z wielkiej płyty wdziera się bujne ziele. Spękany asfaltowy chodnik rozsadzają pęki chwastów i wielkie radioaktywne kałuże. Odrapane z farby, stojące blisko siebie szkielety łóżek - to chyba było przedszkole. Świadczą o tym, leżące nieopodal w towarzystwie pękniętej maski przeciwgazowej, szczątki plastikowych zabawek. Pokryte pyłem gumowy
miś i niebieskooka lalka to ulubione obiekty fotografów-szczęściarzy, którym udało się dostać do skażonej strefy. Pod sufitem - odrapane rury i zardzewiałe instalacje elektryczne i gazowe. Nad trawionym przez wlewającą się wszędzie roślinność cmentarzyskiem betonowych blokowisk, ludzkiej chciwości i chorych ambicji, unosi się monumentalna, milcząca przyczyna obrócenia tego miejsca w ruinę - reaktor numer 4. To nie jest fikcja, to zdarzyło się naprawdę, tu i teraz, u progu XXI wieku.
Zabrakło mi opisu tego miejsca w „Znikającej Europie". Nic w Europie nie znikało, nie znika i nie będzie znikać tak jak Prypeć - sowieckie miasteczko wybudowane w 1970 roku na potrzeby personelu czernobylskiej elektrowni. Żyło jedynie szesnaście lat - umierać będzie około dziewięciuset (tylko po upływie tego czasu będzie można ponownie zasiedlić te tereny), a proces ten będą mogły na własne oczy oglądać całe pokolenia. Wielkie, agonalne reality show, na miarę naszej cywilizacji. Dlaczego żaden z autorów „Znikającej Europy" nie zajął się Pry-pecią i Czernobylem? Pewnie dlatego, że za dużo zostało już o nich powiedziane, albo umieranie tych miejsc stało się tak trywialne, że nikomu nie przyszło do głowy o tym pisać. Najbliżej była Swietłana Wasilenko, Rosjanka, która w reportażu „Miasto za drutem kolczastym" opisała swoje rodzinne miasteczko - poligon, na którym Związek Radziecki testował broń jądrową najnowszej generacji. Podo
bieństwo nie tkwi jednak w nukleariach, a w panującej tam społecznej psychozie i hipokryzji. Po upadku ZSRR, miasto przestało już pełnić militarne funkcje, można powiedzieć, że straciło sens bytu. Jednak zarówno ono, jak i Prypeć są nadal pilnie strzeżone, tak jakby wciąż skrywały największe państwowe tajemnice. A może po prostu gorzkie kompleksy upokorzonego supermocarstwa?
„Znikająca Europa" to zbiór opowieści -reportaży autorstwa piętnastu europejskich prozaików. Celem międzynarodowego projektu było ukazanie opuszczonych
i niszczejących zakątków Europy, a także ich mieszkańców, których życie i mentalność całymi latami kształtowane były przez dwa największe koła zamachowe naszego świata - naturę i historię. Książka stawia pytania o ich wzajemne relacje oraz o ich relacje z człowiekiem. O to, kto wyjdzie zwycięsko z pojedynku natura kontra historia, historia kontra człowiek i człowiek kontra natura. Czy natura i historia wzajemnie się warunkują i wspierają w niszczycielskiej wojnie przeciw człowiekowi? Która z nich ma większą siłę?
Wierzbołów, majestatyczna carska stacja kolejowa z opowiadania Ma-riusa Ivaśkevićiusa, leżąca na pograniczu między obecną Litwą a dawnymi Prusami Wschodnimi, to głuchy świadek historii, ale także jej wielka metafora. Podczas swego ponad osiemdziesięcioletniego istnienia Wierzbołów był miejscem, gdzie żegnali się z Rosją i wracali do niej carowie, poeci, wywrotowcy i zwykli obywatele gigantycznego imperium. Był miejscem przemytu nielegalnej literatury i rewolucyjnych książek, niemym obserwatorem tragedii uciekających z Litwy w 1944 roku niemieckich kobiet, zmuszonych do zostawiania tu swoich dzieci. Carska stacja najwyższej kategorii, Wierzbołów, powstała w połowie XIX wieku na rosyjskie zamówienie. Zaprojektowali ją Francuzi, a wznieśli Niemcy. W połowie XX wieku stację wysadził Niemiec (...) albo zniszczyły radzieckie bombowce, osłaniane
przez francuskie załogi ze słynnego pułku Normandie-Niemen, które brały udział w bitwie - czytamy w tym swoistym re-portażu-kronice Ivaśkevićiusa. Resztki Wierzbołowa zostały zrównane z ziemią kilka lat później wskutek nieporozumienia
- stację pomylono z inną. Z całej pompatycznej budowli została tylko wanna, dziś dogorywająca w pokrzywach za jednym z litewskich domów. Cały wiek zrównany z ziemią przez wielkie paradoksy, pomyłki, ludzkie ułomności. Tej refleksji nie jest w stanie odegnać nawet, utrzymane trochę w humorystycznej konwencji, opo-
„Znikająca Europa"
wiadanie Fatosa Lubonji, który wskrzesza w nim Envera Hodzę, karząc mu spacerować po, niegdyś zamieszkanej przez „partię wewnętrzną”, a dziś stanowiącej centrum (iście kapitalistycznej) rozrywki - dzielnicy Tirany. Metamorfoza albańskiej stolicy to jednak małe pocieszenie, biorąc pod uwagę, ile ofiar miasto to musiało najpierw pochłonąć.
Czy, podobnie jak człowiek, ofiarą historii pada również natura? Wygląda na to, że tak. Niemka, Dagmar Leupold, odwiedza pięknie położone, przedwojenne uzdrowisko Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, w późniejszym okresie doszczętnie zrujnowane fizycznie (ograbione i zdewastowane przez sowietów) i moralnie (przez nazistów, którzy lekarzy z kurortu wykorzystywali do przeprowadzania „badań” w pobliskim Ravens-bruck). Co się tam dzieje teraz? Wokół
49
Wiadomości Uniwersyteckie; grudzień 2000