BIAŁE PLAMY W BADANIACH... 39
szcze dalej. Tu wskażmy tylko na najbardziej oczywiste subiektywne tego przyczyny: nieznajomość łaciny u młodej i najmłodszej generacji badaczy, ba! nawet jasno rysującą się niechęć do ojczystego języka z XVII i XVIII w., a więc do żmudnej lektury ówczesnych starodruków i manuskryptów, do wnikliwego wiązania dziejów politycznych ze zjawiskami aktualnej informacji i propagandy. Niewątpliwie do tego stanu rzeczy przyczyniają się i czynniki obiektywne. Zainicjowana przez podpisanego inwentaryzacja źródeł do dziejów naszej prasy pod egidą tak znakomitej instytucji jak Polska Akademia Nauk — musiała uschnąć już u samego swego początku, oczywiście z braku funduszów.
Uschnięcie to wytworzyło pierwszą i jakby największą białą plamę w naszym stanie badań historycznoprasowych. Zresztą nie tylko u nas, którzy porwaliśmy się do tego dzieła chyba najpierwsi w świecie. Rzecz jasna, że monografiści prasy regionalnej czy lokalnej, informacyjnej, literackiej czy jakiejkolwiek innej — według własnego uznania i osobiście wypracowanej metody sięgają do źródeł i znanej sobie literatury przedmiotu. Jeżeli w wyborze tej ostatniej oprzeć się mogą i powinni na coraz dokładniejszych wydawnictwach bibliograficznych, to w zakresie źródeł służy im najczęściej niestety sama zawartość opracowywanego tytułu; jest to zabieg o tyle słuszny, o ile nie traktowany wyłącznie jako instrument poznawczy. A tak niestety dzieje się np. w coraz liczniejszych opracowaniach krótkotrwałych periodyków prowincjonalnych XIX-i XX-wiecznych, gazetek konspiracyjnych itp.
Skoro mowa o takich niedostatkach w zakresie pomocy naukowych jak inwentaryzacja źródeł, to warto w tym miejscu zwrócić uwagę na inne także podobnego typu pomoce warsztatowe historyka prasy zwłaszcza najnowszej, a nawet współczesnej. W tym zakresie ciągle dokucza brak słownika informacyjno-bio-g raficznego współczesnego dziennikarstwa wszelkiego typu. Bez tej pomocy budowanie opinii o rozwoju środków masowego przekazu PRL wydaje się zarówno chwiejne, jak i narażone na tendencyjność. Ale z drugiej strony, aby tego uniknąć — trzeba by dla zredagowania postulowanego słownika ustalić wprzód w miarę ścisłe pojęcie dziennikarza i publicysty prasowo-radiowo-telewizyjnego, jego kierunek ideowy i związki z konkretnymi instytucjami czy środkami przekazu itp. Podpisany wysunął już ten postulat na jednym z posiedzeń Komisji Historii Prasy PAN w Warszawie. Być może w następstwie tego postulatu wyłoniła się w Pracowni Historii Czasopiśmiennictwa Polskiego koncepcja Pocztu dziennikarzy i publicystów polskich, już oddanego do druku, ale obejmującego osoby nie żyjące. Podobnie w sferze wydawnictw pomocniczych cennym nabytkiem będzie zapowiedziana, lecz dotąd niedostępna na półkach księgarskich bibliografia prasy polskiej dwudziestolecia (1918—1939), której poważnym, ale tylko fragmentarycznym ujęciem zostanie awizowana bibliografia prasy prowincjonalnej tegoż okresu w opracowaniu A. Notkowskiego. Niechaj zatem wolno będzie cieszyć się, że na niektóre z białych plam i to bodaj typu bibliograficznego zdają się padać jasne promienie nadziei.