i — Dużo lu u wat cwaniaków — stwierdził beznamiętnie G ud łaj i I
pokazał paluchem przed siebie. i
I Znaleźli się na przystani. Po lewej stronie widniał drogowskaz i napis „Polish Monte Carlo. The Station". O la. la Derek dobrze I wiedział, że Monte Carlo to siedlisko zachłannych na pieniądze i osobników W filmach i w dzienniku nieraz go informowano, źc lepiej iomijać takie speluny. Co innego jednak instrukcje, a co innego I zadowolenie osobiste; tym bardziej, że instrukcje wydawali ci..którzy i I takie zadowolenie mieli. Trzeba będzie zobaczyć tę zgniliznę, zdecydo-
jwał. I
— Pokaż, szczurze, jak lam jest w irodku — zachęcił kompana do i
I dalszej wędrówki.
i O mało nic utonął w oparach dymu. Zaraz za drzwiami rozebrano I go do naga i zostawiono tylko foliowy woreczek z pieniędzmi. Nie i I zauważył, kiedy znalazł się na jakieji podłodze i pięciu nicwyroiniętych I facetów zaczęło go ugniatać. Przyczaił się i obserwował. Może to laki I zwyczaj. On kulturę swoją posiadał, więc niech sobie trochę użyją. | I pogodził się w duchu. Później znów go ubrano i znalazł się w ogromne]
| sali. gdzie przy długich stołach łaziły tłumy podejrzanych chuderlaków I Ktoś po popchnął i wylądował na krześle, które natychmiast przymoco* |
1 wano do stołu. .
| — Ile pan wymienia? — usłyszał koło ucha głos. '
— A gówno wymieniam! — wydarł się poruszony bezczelnością | 1 nieznajomego. — Co to. nic wolno mi sc posiedzieć?
| Postaw ten worek na stole i poczekaj — szczur znów był przy 1
nim i cicho doradził wiście z kłopotu. |
1 — Na! — Derek rzucił worek z pieniędzmi i poklepał szczura po
| karku. — A tamten, co lak mordę wydziera? — wskazał krupiera 1 , Puszcza kulkę w ruch — odparł zgorszony niewiedzą Gudłaja |
| Derek siedział jeszcze pół godziny przy stole w ujnym Monte Carlo
l Siedziałby może dłużej, gdyby nie góra pieniędzy, jaka zwaliła się na | niego z sufitu Powiedzieli mu. że wygrał i jest miliarderem. Nie bardzo , | rozumiał czego ta hołota od niego chce. Wyrwał się z napierającego I tłumu, podeptał pieniądze i zawołał: |
— Wy se tu kicacie, a żniwa idą! ,
I Nie dokończył, ponieważ z tłumu podeszła do niego jakaś młoda.
I wstrętna i garbata panienka. Wysepleniła: I
— Jezdem księżna Monaco. Kalolina... I
I — Karolka! — zapiszczał szczur radośnie. — Ty znowu u nas?
I — No, na mmc pora — stwierdził Derek i rozejrzał się za wyjściem I
To było wszystko, co zdążył zrobić, ponieważ od księżniczki Karołkii I zaleciał go straszliwy zapach Przyzwyczajony do świeżego i naturalnego I powabu ludzkiego potu. nie wiedział oczywiście o istnieniu takiej I głupoty, jak perfum'. Dalby on im wszystkim bobu za te wymysły...
I Teraz jednak owionął go nagłe ów podejrzany produkt. Cug ugodził go i w chrapy, poraził naczynia krwionośne i zamglił wzrok. Po raz pierwszyl i ostatni w życiu Gudłaj padł. Broń chemiczna — jak później w duchui I to określił, obejrzawszy wojskowy program pl. „Poligon" — powaliła _gc^najimcn I
r Kiedy wróciła mu świadomość stwierdził, źc znajduje się w dziwnie, I znajomym miejscu. Nie było dymów, broni chemicznej, wyjca za stołem i szczura Rulety. Siedział sobie po amerykańsku w jakimś fotelu I I przed oczami miał wyraźny napis: Recepcja. Nie wdawał się wi i dziadostwa lecz zaczął porządkować skołatane myśli.
Prawdopodobnie tędy szli z matką i ojcem na wyżerkę... była najwyższa^ * pora odnaleźć starych i jechać na konkurs muzykujących rodzin.| | Kompozycja me mogła się zmarnować. Wielki zegar na ścianie , pokazywał, że zostało niewiele czasu. Derek miewał niekiedy dni, gdy1 doskonale odczytywał godziny, tak właśnie było tym razem I
I O swoich przeżyciach w lochach i doświadczeniach ze szpiegami i | postanowił nikomu me mówić. Jeszcze by ojciec powiedział, że jak Świnia i rozum mu odebrało Nie. lepiej nic mówić, postanowił. Sam 1 1 leż nie ył zupełnie pewny czy mu się to wszystko nic śniło, tym | |bardziej że budrii się nie tam. gazie powinien. Nabrał wstrętu do, ukrytych pod ziemią nor w tym błyszczącym przybytku, na który ojciec mówik „hotel". Wszędzie czuło się obłeśność i zdradę A w dodatku I
I gnoje aę jeszcze szwędali. wmj iu isccci. a nioy baby... Uch. i i bajoro!
------- - łiuuauąi. >piunąi na posadzkę i ruszył na poszuki- I
| Miał szczęście Jasność bijąca od białych mebli naprowadziła go na trop. Siedzieli tak. jak ich zostawił. Tak sę rozgościli, że spili do 1 nieprzytomności większość personelu pracowniczcg_ ^-‘•czniczc J
~ — Ojciec, ile wypiliśla? — surowo zapylał Derek |
* pod telewizję Rozejrzał się i powoli wyciągnął spod stołu najmniejszego|
, — Podwieziesz do telewizji, mały? — kulturalnie ustawiał tamtego
I — No jasne.. Hm! Hm! Idziemy... Hm! — czkając zapraszał ich | | serdecznie kelner Milimetr Milimctrowski. Wyszli wreszcie, niosąc pod pachami pudla ze sprzętem muzycznym.
To len — ledwo wyszeptał Milimctrowski. Stal przed nimi I Inajnowszy model mercedesa. Tego wieczora nic już jednak Gudłajom i ime imponowało. Po trzeźwemu pewnie nic weszliby do środka, ale teraz im obojętne. Matka przeżegnała się I
| — Rakieta, ojciec? To my nic do telewizji, tylko na księżyc .. ,
I • Cicho, matka. Trza się śpieszyć, bo zaczną bez nas — skarcił ojciec — — — — — — 1
Jacrk Dąbala
74