Na przykład w restauracji Sławek zamawiał danie z karty i pokazywał palcem, wydając z siebie przeciągły syk. Tssyyy! A więc my, wszyscy pozostali, również syczeliśmy, a potem dalej, przez cały obiad potrafiliśmy nie zamienić ani słowa. Ale spokój i pozorne opanowanie, samokontrola Sławka nie zawsze skrywały drzemiące w nim pasje i targające nim emocje. Byłam kiedyś świadkiem niesłychanie ostrej polemiki pomiędzy nim a Leszkiem Herdegenem. Pretekstem stał się występ zespołu muzycznego MM 176, polskiej jazzowej rewelacji tamtych lat. Otóż zaraz po pierwszym, premierowym występie ukazały się dwie recenzje. Jedna entuzjastyczna, napisana przez Herdegena, i druga, bardzo krytyczna, pióra Mrożka. Kłócili się zawzięcie, przebijając argumentami oraz cytatami i wciągali w tę zajadłą dyskusję stolik za stolikiem, godzina za godziną całą salę. Aż na koniec, kiedy kierownik lokalu oświadczył zdecydowanym głosem, że kuchnia i barek już definitywnie zamknięte, doszli do wspólnego, nagrodzonego aplauzem sali wniosku: że każdy ma prawo do subiektywnej opinii i nic to z przyjaźnią wspólnego nie ma! Po czym dopili napoje, dopalili papierosy, uścisnęli się, jak przystało najbliższym kumplom, „na misia” i spokojnie rozeszli się do domów. Nigdy już do tej dyskusji nie wrócili.
Zespół MM 176 - o, tak, należy mu się osobne wspomnienie. Jak oni żywiołowo grali! Mieli w repertuarze swing z elementami amerykańskiej jazzowej klasyki i bebopu. I występowali na normalnych, ogólnodostępnych scenach, nie katakumbowo, czyli w czyichś mieszkaniach czy w zakamuflowanych norach! Na pomysł założenia takiego zespołu wpadł Jurek Borowiec, przyszły współtwórca powstałego w październiku 1956 roku Krakowskiego Klubu Jazzowego, późniejszego Helikona, i pierwszy jego prezes. Pomysł podchwycili Andrzej „Kuryl” Kurylewicz i Wanda Warska. Udało się dzięki odwilżowym decyzjom Rady Kultury i Sztuki przy Radzie Ministrów PRL. I tak w 1954 roku pod patronatem
5i