wracają na powierzchnię tekstu w figurze sobowtóra, w historii uwiedzionego podmiotu, najważniejszej, jak sądzę, historii opowiadanej wciąż przez Gombrowicza, ale i samego Geneta.
„Anomalia - powiada Georges Canguilhem, analizując nowoczesny dyskurs medyczny i zapowiadając niejako analizy Foucaulta - jest odchyleniem indywidualnym, które nie pozwala całkowicie utożsamić ze sobą dwóch istot żywych [...] Różnorodność nie jest jednak chorobą. Anomalia nie oznacza patologicznego. Patologiczne implikuje pa-thos, konkretną i bezpośrednią świadomość cierpienia i takie samo poczucie bezsilności, świadomość życia, które doznało uszczerbku. Patologiczne to wszak anormalne”1. Anomalia wprowadza różnicę w świecie, który odtąd będzie miał wiele twarzy, oddaje głos przygodności, pojedynczości. Patologiczne, przeciwnie, wynajduje podobieństwa wśród tego, co nie tylko inne, ale i wykluczone, snuje analogie wśród chaosu zdarzeń, którym od razu pragnie nadać sens negatywny. Anomalia to doświadczenie odchylenia, łagodne odstępstwo od przyjętej normy, to spotkanie z innością; patologiczne to traumatyczne doświadczenie tego samego (anormalnego, które powraca), to spotkanie z tożsamością. Jeśli normalność zawsze podszyta jest „materiałem” patologicznym, jeśli, powiada Gombrowicz, ,jest linoskoczkiem nad otchłanią anormalności. Ileż utajonego szału zawiera zwykły porządek” (F, s. 244), to zadaniem literatury, jak je widzą i opisują obaj pisarze, będzie nie tylko wprowadzenie prywatnej „patologii”2 w obszar dyskursu, lecz i ujawnienie patologicznego rdzenia w tym, co powszechnie uchodzi za normalne. O ile pierwsze zadanie przybliża ją do terapii psychoanalitycznej, o tyle drugie otwiera w niej przestrzeń dla dekonstrukcji. Ale literatura Gombrowicza i Geneta rozpięta jest między normalnym a patologicznym jeszcze i w innym sensie, rozpięta jest mianowicie między krytyką a kliniką - bo choć literatura w ogóle, powie Gilles Deleuze3 4, niewątpliwie jest zdrowiem, „la litterature est une sante” , to samo pisanie jest właściwie szaleństwem samego języka („l’ecrivain entraine la langue hors de ses sillons coutumiers, il la fait de!iref''\ które wszędzie (w tekście) pozostawia ślady swego rodowodu. Historia uwiedzionego podmiotu od samego początku wkracza zatem na ścieżki występne
' Tamże, s. 9.
G. Canguilhem, Normalne i patologiczne, Gdańsk 2000, s. 106.
Pisze w Testamencie: ..Wszak ta przeklęta moja „patologia" została ze mnie wyrzucona i była zawarta w książce, była już tylko tematem moim. nie mną. Ciesz się więc autorze! Tym razem dotarłeś do głębokich swoich wstydów i wyrzuciłeś je z siebie. I oto zamienione w ..strefę subkultury”, śmietnisko twoje staje się twoją dumą. Ciesz się, odkrywco subkulturalnej strefy! Ba!” (T, s. 45).
Deleuze łączy pisanie (ecrire) z patrzeniem (voir), słyszeniem (entendre) i szaleństwem (delire). O ile szaleństwo jest jedynym mechanizmem tekstu (processus), zdolnym wprowadzić do języka nowy, „obcy język” (a jest to wedle Prousta, cytowanego przez Deleuze'a, prawdziwe zadanie pisarza), o tyle literatura powstająca na granicy tego, co patologiczne (/ 'elal dinique), przekształcająca to, co zobaczone i usłyszane w to, co powiedziane, by pozostać literaturą, a więc zdrowiem, granicy tej oczywiście nie może przekroczyć. Zob.: G. Deleuze. Critiąue et cliniąue, Paris 1993.
Tamże s 9