staci [zob. Smith, 1986; 1989; 1991; 1994a; 1994b; 1995], o czym świadczą różnorodne dokumenty wskazujące na to, iż od najwcześniejszej starożytności ludzie zajmowali się handlem, dyplomacją i wojną jako reprezentanci konkretnych narodów. Narody są wszechobecne i nieśmiertelne, mają swoje odrębne cechy i swoistego „ducha”, który przechowuje się mimo historycznych zdarzeń i nakładania się kolejnych warstw etnicznych. Dobrze będzie, jak sądzę, odwołać się w tym momencie do pięknego fragmentu Smutku tropików Claude’a Levi-Straussa, w którym mowa jest o jednej z wielkich fascynacji mistrza strukturalizmu, jaką była... geologia właśnie. Zastąpmy w myślach „krajobraz” terminem „naród” i poczytajmy:
„Każdy krajobraz przedstawia się z początku jako olbrzymi bezład i pozostawia swobodę wyboru znaczenia, jakie chce mu się nadać. Lecz czyż nad rozważaniami o uprawie, cechach geograficznych, o przemianach historycznych i prehistorycznych nie góruje sens najwznioślejszy, który poprzedza, określa i tłumaczy wszystkie inne? Ta blada i zagmatwana linia, ta często niedostrzegalna różnica w formie i konsystencji szczątków skalnych świadczą, iż tu, gdzie dzisiaj widzę suchą ziemię, kiedyś rozlewały się wody dwóch następujących po sobie oceanów. Wykrywając ślady ich tysiącletniego istnienia i zwalczając w tym celu wszelkie przeszkody — strome zbocza, zarośla i uprawy — nie zważając na ścieżki ani na bariery sprawia się wrażenie działania bez sensu. Otóż ta niesubordynacja ma na celu zbadanie najważniejszego sensu, sensu niewątpliwie ukrytego, lecz którego częściową lub zniekształconą transpozycją jest każdy inny sens. Jeżeli staje się cud, jak to się niekiedy zdarza, jeśli z jednej i drugiej strony ukrytej szczeliny wyrastają obok siebie dwie zielone rośliny rozmaitych gatunków, z których każda wybrała grunt dla siebie najdogodniejszy, i jeżeli w tym samym momencie odnajduje się w skale dwa amonity o skrętach niejednakowo skomplikowanych, świadczące swoim charakterem o odległości dziesiątków tysiącleci, nagle przestrzeń i czas stają się jedność i ą, żywa różnorodność chwili — przedłużeniem wieków. Myśl i uczucie dosięgają nowego wymiaru, gdzie każda kropla potu, każdy ruch mięśni, i każde tchnienie są symbolami historii, której właściwy ruch powtarza moje ciało, podczas gdy moja myśl obejmuje jej znaczenie. Odkrywam głębszą zrozumiałość, w łonie której wieki i przestrzenie odpowiadają sobie i, wreszcie pogodzone, przemawiają tym samym językiem”.
[Levi-Strauss, 1960: 54-55 - podkr. W.J.B.]
Tyle metafory, wracajmy do głównego wątku. Zespół przesłanek, które leżą u podstaw takiej geologicznej wizji kształtowania się narodowej esencji ustala, iż [1] więź etniczna jest czymś naturalnym, prymamym i ponadczasowym, [2] tradycje etniczne są podstawową treścią kultury technicznej i symbolicznej oraz [3] istnieje zasadnicza ciągłość kulturo-wo-etnicznego dziedzictwa każdej wyodrębnionej wspólnoty. Wspólnota taka zaś łączy w sobie pięć następujących elementów: [a] tworzy się dzięki
J
148