7349812009

7349812009





Napisał

ANDRZEJ

ŻAŃSKI

ulia — podczas gdy obaj panowie stali obok — siedziała w milczeniu, spoglądając na niezwykły obraz Pawła: jakaś koszmarnie wykrzywiona twarz w wieńcu oślizgłych żmij.

—    Co oznacza łcn obraz?—spytała.

—    Zatytułowałem go: „Zazdrość** — odparł Paweł.

Julia spojrzała na niego uważnie.

—    Czy limie nan być bardzo zazdrosny?

Malarz wzruszył lekko ramionami:

—    Nie! — odpowiedział krótko.

Młoda kobieta raz jeszcze rzuciła o-

kicm na obraz i skierowała się ku drzwiom. Zgodziła się wprawdzie na prośbę Pawła odwiedzić wraz z Konradem jego pracownie, nic chciała jednak przedłużać tej wzlyty.

jło chwili znaleźli się na ulicy.

Najkrótsza druga do domu Julii wiodła przez miejski park. Przechodząc roj nymi alejami Julia zatrzymała się przed strzelnica.

—    Panowie strzelacie dobrze? — za pytała swych towarzyszy.

—    Sądzę, że nieźle! — pochwalił się Konrad. — Zobaczymy zresitą.

Siniejąc się. oddal do tarczy pięć strzałów. Pokazało się, że był rzeczywiście niezłym strzelcem.

—    A pan? — zwróciła się Julia do Pawła.

Tamten w odpowiedzi wziął do ręki flowcr I mierząc powoli, zaczął również strzelać do celu. Rezultat jego strzałów był jeszcze lepszy niż Konrada.

Julia wzięła ich obu pod rękę.

—    Strzelacie doskonałe — pochwaliła ich. — W towarzystwie waszym nic bałabym się pojechać choćby na Saharę między Iwy i pantery.

Tak rozmawiając doszli do domu Julii

Młoda dama pożegnała ich: pow'cścio pisarza Konrada bardzo ciepło, zaś Pawła z przyjacielską serdecznością.

—    l)o widzenia! — rzuciła potem gło śno. znikając w bramie.

—    Do widzenia! — odpowicdz^ll 0-baj. spoglądając zi jej smukłą sylwetką, znikającą w głębi bramy.

W oczach Konrada zamigotały złote Iskierki zachwytu.

—    Ach. jaka ta Julia jest śliczna! — rozmarzył się głośno.

—    Tak, tak. mój przyjacielu, masz dobry gust! — obojętni odparł malarz, zapalając papierosa.

—    Ciekaw Jestem — zaczął znów w pewnym momencie Konrad — jakiego przyjęcia dozna najbliższa wystawa pań sklch prac. Ma mwrażcnle. że spodziewa się pan po niej bardzo wiele!

—    A ja z kolei — przerwał mu malarz — interesuję się szczerze kwestią, jak ustosunkują się krytyka i czytelnicy do pańskiej powieści, która w tych dniach ukazać się ma na pólkach księgarskich.

Konrad melancholijnie przygryzł war

gi.

—    Niestety, nie umiem się reklamować: a reklama w dzisiejszych czasach decyduje o popularności zarówno kawy do picia czy mydła toaletowego Jak i | dzieł sztuki. Jeśli mam być szczeń', nie spodziewam się więc żadnych cudów. Ukazanie się mojej powieści „Piaski" 'nie wywoła tak samo żadnego rezonansu. jak dwie poprzednie, które zresztą [nie były takie najgorsze.. Tak, tak, bez

należytej reklamy nie wybiję się nigdy!

Paweł spojrzał na niego z ukosa. Widocznie jakaś myśl strzeliła mu do głowy, bo zmrużył swoje oczy o stalowym kolorze.

—    Wie pan co? — powiedział nagle I—l&aiu świetny pomysł. Oświadczył pan że potrzebna Jest panu reklama. t! mnie przed najbliższą wystawą przydałaby się ona również;.. A gdybyśmy się tak zareklamowali wspólnie?

—    Chętnie, ale jak?

—    Niech pan posłucha. Dziś, jutro, czy pojutrze posprzeczamy się w jakimś publicznym lokalu, po czym poślęmy sobie sekundantów. Będziemy się niby pojedynkować. Zażądamy ostrych wanni-ków, więc dwukrotnej wymiany strzałów na krótki dystans. Na zewnątrz będzie to wyglądać bardzo groźnie t

dramatycznie. W istocie zagramy tylko zwykłą komedię. Pukniemy sobie po dwa razy ponad głowy, robiąc dziurę w niebie — i tanim kosztem zyskamy rozgłos. Zaręczam panu, że wiadomość o naszym pajedynku wywoła w pewnych kołach prawdziwą sensację. Momentalnie jako bohatcrzv pikantne go skandaliku staniemy się głośni, a co zatem idzie akcje pańskiej książki i moich obrazów pójdą w górę.. No. co. zła myśl?

—    Nie lubię komediar* ctwa! — mruknął pisarz.— Przyznać jcdnaK musze, że pomysł pański jest niezły. W tej oliwili iestem w takim nastroju, że gotów nawet byłbym zapisać drabin duszę. gdyby mi ów zagwarantował powodzenie moich „Piasków". Od losów bowiem tej książki zalezy mój własny los.

Zni>yl glos.

—    Panowie, że jestem jakgdyby zaręczony z Julią. Dotąd jednak nie otrzymałem od nie] decydującego słowa. Sam zresztą nie mając w tej chwili odpowie dniej pozycji, nie mogę na nią nalegać. Kiedy jednak powieść moja zdobędzie suk ces. wówczas zagnani z Julią w otwarte kartv. 1 mam wrażenie, żc nic otrzymam kosza...

—    Rozumiem pana. Czyli Innymi słowy akceptuje pan mój pku

—    Akceptuję! — uśmiechnął się powie śdopisarz, wyciągając do malarza dłoń.

Trzy dni potem — zgodnie z umową — obaj pseudo-antagoniści w towarzystwie sekundantów spotkali się w podmiejskim lasku.

Konrad przygryzał wargi, ażeby nic wybuclinąć śmiechem na widok zatroskanych min sekundantów, którzy całą tę farsę biorąc na serio, rozpaczliwie raz jeszcze próbowali pogodzić go z Pawłem

Napozór wyglądało to rzeczywiście bardzo poważnie: taka dwukrotna wymiana strzałów na odległość dwunastu kroków, to warunki naprawdę ciężkie. Konrad czul więc jak bardzo rośnie w oczach sekundantów gdy na dany znak bez najmniejszej cbawy bierze do ręki pistolet i staje na mecie.

—    Ach, gdyby ci panowie znali praw dę! — śmieje się w duszy...

Wśród dramatycznej ciszy ostro zabrzmiały słowa komendy:... trzy!

Autor „Piasków" celując o dobry metr ponad głową przeciwnika pierwszy oddał strzał, zgolmc z zamiarem chybiając jaknajfatalniej... Czekając na ko-



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Image321 układ, na wejścia którego są podawane jednocześnie wszystkie bity porównywanych liczb, podc
skanuj0533 96 Część I. Podstawy zarządzania strategicznego jest powierzchowna, podczas gdy wiadomo,
Zdj?cie3352 Biomarkery a bioindykatory ■ Podczas gdy uzyskane wyniki pomiarów ekologicznych (np. sys
BIBLJOTEKA KRESOWAPOGRANICZE ZACHODNIE ODCIĘTE OD MACIERZY TOM IZIEMIA ZŁOTOWSKA NAPISAŁ ANDRZEJ
skanuj0012 (215) 249 *ę za pomocą pomiaru rzeczywistych wartości momentu i prędkości obrotowej, podc
Image594 nie wybranym odbiornikiem (rys. 4.799) lub z wieloma „upoważnionymi” odbiornikami, podczas

więcej podobnych podstron