Wchodzę na polecany mi portal internetowy i tam w pięknie wyeksponowanym dziale kultura wdzięczy się strona poety, gdzie bana! goni banał, schemat podpiera się schematem, a od grubych kresek robi się mdło. Zaś ów cukierkowy autor uważa się za maga słowa...
Trochę się zagalopowałem. Czy ja mam prawo tak kategorycznie krytykować piszących, którzy mają dobre samopoczucie i równie dobrze im się pisze? Przecież pisanie wierszy nie jest zabronione. Jak się coś napisze, od razu robi się lżej, a gdyby to wydrukować, choćby na własny koszt... Tutaj zaczynają się, popularnie mówiąc, schody, bo pisać można wszystko, gdy ma się łatwość pisania, ale po co to drukować i wmawiać czytelnikom, że łatwe i przyjemne jest poezją? Uważam, że w obronie poezji należałoby nazwać rzeczy po imieniu i określić, to co jest poezją, a co tylko jej cieniem.
Poezja idzie swoja ścieżką od tysiącleci, jest królową sztuk, związaną z filozofią i religią. Podobnie jak swoje wielkie siostry-inspiratorki poszukuje tajemnicy, chce dotrzeć do źródła i zadaje nam - współuczestnikom swoistej językowej liturgii - pytania o to, co w nas jeszcze żywo i niezniszczalnie trwa.
Każdy człowiek rodzi się raz, co gwarantuje jego niepowtarzalność, a kiedy jest poetą, to staje się posiadaczem własnego słowa. Można go poznać po jego własnym języku, choć nietrudno dostrzec w nim odległe wpływy innych poetów. Odnosi się wrażenie jakby prowadził z nimi dialog dotykający spraw nieulegających zmianie: jak miłość, odpowiedzialność, uczciwość, szlachetność, szacunek (niekoniecznie ekonomiczny), zbrodnia, sumienie, potrzeba porozumienia, kompromis, kategoryczność w sprawach pryncypialnych. Poezja pyta, zadziwiona obrotem rzeczy; poezja ostrzega, kwestionuje absurd krzepiony nicością. Trwa na gruncie prawd niepodważalnych, których pominięcie prowadzi do zakłócenia harmonii i upadku. Przecież nie zabijaj znaczy nie zabijaj - rośliny, zwierzęcia, myśli, uczuć, człowieka. Bez wyjątku.
Poeta raz jeszcze odkrywa i uaktywnia własne sumienie, które poddaje się rakowi współczesnego relatywizmu. Jak łatwo dziś wszystko uzasadnić i w razie potrzeby unicestwić. To może nazywać się dżihad, czy jakiś inny rodzaj tendetty, rozrachunku, sądu, samosądu. Dlatego powinnością poezji jest nieustanne poszukiwanie źródła, które potw ierdza człowieka jako istotę rozumną, współczująca, zdolną do poświęcenia i kompromisu. Poeta z tradycji platońskiej, homeryckiej czy innych to osoba natchniona, wierząca w sprawczą siłę dobytego z trudem słowa. Być poetą to jakby ustanowić jednoosobowy zakon i kierować się własnymi regułami, które, o dziwo, okazują się uniwersalne i służą wspólnemu dobru.
Poeta poprzez język i jego metamorfozę wyraża pytanie o sens, początek i perspektywę ludzkiego świata. Poezja nie jest magią, jak wydaje się niektórym poetyckim pirotechnikom czy specjalistom od poetyckiej ikebany. Ona jest próbą powrotu do świątyni - wtajemniczeniem w niewidzialne, walką o wartości które wątleją w pościgu za władzą, pieniądzem i łatwo dostępnymi a mocnymi wrażeniami. Poeta to ktoś, kto wierzy w sprawczą siłę słowa, w jego moc pokrzepiającą - by nie zbydlęceć, zachować ludzką twarz i trzeźwość umysłu - czystość uczuć. To ktoś taki jak Norwid umierający w przytułku, jak nieznana jeszcze, nieżyjąca od kilku lat Marianna Bocian, jak znany dzięki jednemu krytykowi Miron Białoszewski czy laureat nagrody Nobla Czesław Miłosz, którego niektórzy rodacy chętnie wyrzuciliby z miejsca spoczynku.
Poezja, o której piszę, nie ułatwia życia. Utrudnia je - i to jest sztuka.
Kto tego nie rozumie musi ograniczyć się do poezji rozrywkowej i nie byłoby w tym niczego złego, gdyby wyraźnie określić ten rodzaj dzia- 127
lalności pisarskiej jako pop-poezję, czyli uprosz- -
czone, posiłkujące się sprawdzonymi schematami poezjowanie dla mas. Nie pozbawione uroku, lecz wyzute z ambicji oryginalnego, kulturotwórczego dzieła sztuki.
Konspekt nr 2/2007 (29)