ODYS8EA Z KOKU 1889. 73
do miony przez oberpolicmajstra warszawskiego o wyjeździe księdza; poprosił o paszport, zatrzymał go przy sobie, księdzu wydał kwitek bez żadnych szykan i pozwolił zamieszkać, gdzie się podoba. Stanął ksiądz u krewnych swoich; kwitek im oddał, żeby w biurze policyjnem zameldowali jego przyjazd. Odtąd policya nie turbo wała go, nie wezwała, żeby się osobiście zameldował. Była to z jej strony wielka grzeczność.
Przed 5 laty, ten sam ksiądz A. mieszkał w Petersburgu i wyjechawszy na wakacye, wstąpił do Połągi, nad morzem Bałtyckiem. Paszport swój posłał zaraz do policyi, dla zameldowania. W godzinę potem przychodzi doń policyant i oświadcza, że policmajster wzywa go do siebie.
— Co to znaczy? — pyta ksiądz kuzyna swego, do którego zajechał.
— To nic innego, tylko policmajster chce każdego przyjeżdżającego księdza oglądać; innych pasażerów nie wzywa, nie ciekawy ich.
Ksiądz, drogą zmęczony, nie spieszył zadosyćuczynić wezwaniu; poszedł dopiero nazajutrz. Policmajster, wyniośle go przyjmując, mówi: „Skoro władza wzywa, należy zaraz się stawića.
— Nie wiedziałem — odpowiada ksiądz — że to wezwanie urzędowe; byłem bowiem w Petersburgu, w Wilnie, w War-szawie, a nie zdarzyło mi się otrzymać wezwania do policyi . . .
— Kiedy pan wyjeżdżasz ?
— Dziś wieczorem i proszę o oddanie paszportu.
— Idź pan pierwej do kancelaryi, żeby zapisali przyjazd i wyjazd pana.
W Częstochowie nic podobnego zaraz po przyjeździe nie spotkało księdza A. Dopiero dnia 7 września przyszedł do niego policy ant, oddał paszport i polecił wyjechać natychmiast.
— Dla czego? — czy co złego zbroiłem?
— Nie; lecz tu jutro jest wielki odpust, a ksiądz nie ma w swym paszporcie wyrażonego pozwolenia na odpust (cf. wyżej .. . .)