Juliusz SÅ‚owacki Lambro


Juliusz SÅ‚owacki LAMBRO 1
JULIUSZ SAOWACKI
LAMBRO
POWSTACCA GRECKI
POWIEŚĆ POETYCZNA
W DWÓCH PIEŚNIACH
Pieśń pierwsza Gdyby ci ludzie, jak są, skamienieli,
Ileż by nowych posągów przybyło
Aamanych wiecznym bolem Laokona.
..Should we again provoke
Tu nad pomników i ludzi mogiłą,
Our stronger, some worse way
Księżyc posępny płynie co wieczora.
his wrath may find
Gdy góry światłem błękitnym przeniknął,
To our destruction; if there be
Mgły zasłonami doliny ośnieżył,
in hell
Szuka posągów, które widział wczora,
Fear to be worse destroy'd...1
Do których twarzy wiekami przywyknął;
Milton
Blady  jak starzec, co na ziemi przeżył
Zagasłe, mrące co dnia dzieci koło,
Gdy wszyscy padnÄ…, gdy ostatni padnie;
Tak ma wiekami wyniszczone czoło,
I
Że się nie chmurzy żalem, ani bladnie,
I nikt cierpienia z twarzy nie odgadnie.
Falo błękitna, kołysz łódkę Greka,
Niech mu po morzu ściele księżyc złoty
Ścieżki obłędne, niech przed nim ucieka,
II
Gdy po tej drodze puści żaglów loty;
Kołysz go, falo, i łódkę Majnoty
Archipelagu wysp wieniec różowy
W samotną morza obłąkaj krainę,
Lekkich kaików przerżynają wiosła.
I tam mu powiedz: ja nosiłam floty
Jak dawne Nimfy tak dziÅ› te ostrowy,
Na moich skrzydłach, aż pod Salaminę;
Przed tureckimi uciekając gwałty,
Płynęłam taką, jaką dzisiaj płynę.
Odmienne pierwszym biorą na się kształty.
Jak niegdyś Dafne w liść lauru porosła,
Tak dzisiaj Hydra zielona laurami.
W Archipelagu zanieÅ› go ostrowy.
Ipsara skalnym błyszczy stroma brzegiem,
Tam góry chmurą owiane błękitną,
Podobna córce głazowej Tantala;
Na górach kolumn potrzaskane głowy;
Gdy pod nią śnieżna rozbija się fala,
Nad nimi wiecznie kwitnie laur różowy,
Wiecznie od czoła wieńczonego śniegiem
Pomarańczowe drzewa wiecznie kwitną,
Kryształowymi upłakana łzami.
I śniegiem kwiatów zasypują gruzy.
A ludzie  cierpią, że umrzeć nie śmieli;
Twarz ich boleści rysem naznaczona.
Ipsarskie miasto, jak dłutem snycerza
Gdyby tu błysnął dawny wzrok Meduzy,
Ze skał ciemnego łona wydobyte,
Barwy ma szare od tła nie odbite,
1
Lecz się trwożymy, że silniejszy może,
I lasem masztów na poły schowane.
Gdy go wyzwiemy ponownie, wynalezć
Gdzieniegdzie lekka minaretów wieża,
Drogę, by zniszczyć nas jeszcze okrutniej,
Niesie pod niebo szczyty ołowiane.
Jak gdyby w piekle mogła żyć obawa
Tam rzędy okien, od łuny zachodu
Zniszczenia bardziej okrutnego...
Jak mnogie lampy rozpalone, drzÄ…ce,
(John Milton, Raj utracony. Przeł. Maciej Słomczyński)
Co chwila bladsze, co chwila gasnÄ…ce,
Juliusz SÅ‚owacki LAMBRO 2
Już zaszły mrokiem  ale szczyty grodu A potem spojrzał w mnogie Greków twarze
Długo złociste miały słońcem dachy. I gdy w nie patrzał  znalazł dzwięk w gitarze.
Ostatnie światło z ciemnością się starło...
Chociaż to miasto na pół obumarło,
Powieść Greka
Gwar słychać w mieście  bo bezludne gmachy
Głośniejszym odgłos odbijają echem;
IV
Gwar smutny  rzadko pomięszany śmiechem,
I tajemniczy, jako te odgłosy,
Małe tu znajdę dla pieśni pokupy,
Które wiatr z martwej muszli wydobywa.
Miłość ją kraju i rozpacz uprzędły.
W głębiach haremów lśniące perłą rosy
Tu zżółkłe twarze  może serca zwiędły?
PalÄ… siÄ™ róże  smutno sÅ‚owik Å›piéwa;
Miałem tu znalezć ludzi  widzę trupy.
Przez szczyty murów na ciche ulice
Niezdolni z życia wybić się skonaniem,
Wonnych akacyj zwieszajÄ… siÄ™ kwiaty;
Wyście odważni  lecz na pół otrucia,
Czasem pochodnia błyśnie spoza kraty;
Wyście przywykli zabijać pół czucia,
Księżyc turbanu olśni bawełnicę.
I zmartwychwstawać, lecz półzmartwychwstaniem,
To Turek dąży w znajomą gospodę,
Wiecznie okuci w żelazne ogniwa.
Co inne gmachy przenosi wytworem;
Pieśń często z kajdan iskry wydobywa;
Gdzie wielkie kotły wrącą zródeł wodę
Więc będę śpiewał i dążył do kresu;
Leją w kanały złotym dziwotworem;
Ożywię ogień, jeśli jest w iskierce.
Ta z kłębem pary wytryska w fontanny,
Tak Egipcjanin w liście z aloesu
I wiecznÄ… walkÄ™ z zimnÄ… siostrÄ… toczy,
Obwija zwiędłe umarłego serce;
Opryska warem, parÄ… jÄ… omroczy,
Na liściu pisze zmartwychwstania słowa;
Wprzód nim zezwoli iść do wspólnej wanny.
Chociaż w tym liściu serce nie ożyje,
Tam woń arabskich napojony duchem
Lecz od zepsucia wiecznie siÄ™ zachowa,
Przechodzi Turek w marmurowe sale;
W proch nie rozsypie... Godzina wybije,
Jedna za drugą wiążą się łańcuchem,
Kiedy myśl słowa tajemną odgadnie,
Kłamane dalej w zwierciadeł krysztale.
Wtenczas odpowiedz będzie w sercu  na dnie.
Tam Grek usłużny obbiega wokoło,
Dla muzułmanów nie szczędzi ukłonu:
Do ziemi chyląc osiwiałe czoło,
Myśl syna pieśni ciemna, niezgłębiona,
Nalewa mokkę w łono róż z Japonu;
Jest jako fala umarłego morza;
Potem przed Grekiem stawia czarÄ™ z gliny,
Co jej powierzysz, wnet wyrzuca z Å‚ona,
ChowajÄ…c aspra, do czary nalewa
Lecz barwą ciemnych głębi przyodzieje,
Napój z makowej tłoczony rośliny,
Da nieśmiertelność kamiennego łoża,
Co śmierć sprowadza  jak cień tego drzewa,
Kwiat w niej nie tracÄ…c barwy kamienieje.
Które usypia snem głębokim zgonu.
Lecz jeśli wieszczek nie znajdzie wyrazów,
Mrok spada w dymu stambulskiego chmurze,
W głąb jego serca słuchacz nie dosięga;
Gdzieniegdzie tylko z Etrusków wazonu
Często podobny sam do zimnych głazów,
Widać w półowie wychyloną różę;
Choć pieśń ognista w myśli się wylęga;
Gdzieniegdzie błyszczą sztyletów głowice;
Często go słuchacz odbiegnie wesoły...
Tam nieruchome wyznańców turbany,
A pieśń, co ledwo dopłynie półowy,
Porosły kołem jak łąk tulipany;
Jak mórz zamarłych owoc rubinowy,
Nad turbanami palą się księżyce.
Bezpłodne w sobie zamyka popioły.
III
V
Wchodzi do sali młody Ipsariota,
Niegdyś nam północ miecz podała w dłonie,
Jak u spiewaka twarz blada i smutna;
A potem chytra bezsilnych odbiegła.
I na ramieniu miał kapotę z płótna
Widziałem walkę  widziałem to błonie,
Niegęsto nićmi przetykaną złota.
Gdzie siła naszych rycerzy poległa.
Widać z gitary  znać po blasku oka,
Ja byłem dzieckiem i patrzałem z chaty...
Że z pieśnią sioła i grody przebiega...
Powietrze chmura proporców krajała,
Wnet go tłum Greków dokoła oblega,
W tureckich szykach lśnił księżyc bogaty,
Wypuścił bursztyn wierny syn proroka.
Nad nim dym srebrny wyrzucały działa,
Greki i Turki zarówno ciekawi,
Stamtąd huk leciał, stamtąd ziemia grzmiała,
Jaki głos śpiewak, jaki lutnia wyda?
I grad pocisków wyrzucały spiże;
Czy ich upiorów powieścią zabawi?
A stąd, zachodnim złocone promieniem
Czy brylantowÄ… bajkÄ… Alraszyda?
W ten dym ognisty szły błękitne krzyże,
Spiewak po sali wiódł wzrok obłąkany,
Z upornym, z głuchym rozpaczy milczeniem.
Jak gdyby liczył tureckie turbany;
Juliusz SÅ‚owacki LAMBRO 3
Potem je dymy spiżowe pożarły, Widziałem dwoje ludzi nad mogiłą;
Mignęły w ogniu złote  i pobladły. Widziałem Klefta i Greczynkę młodą.
Przed nocą wszystkie szeregi wymarły, Ona  do Peri podobna urodą,
I wszystkie krzyże w szeregach upadły. Jak była piękną, wyraz nie okryśli!
Gdy długo, długo patrzałem w jej lica,
Kiedy się potem obudziłem z myśli,
VI Tak byłem tęskny  rozmarzony  smutny,
Jak gdybym długo patrzał w twarz księżyca.
Snadz że jej życie był to czas pokutny,
Tak się zwycięstwa przeważyły szale...
Za całą przeszłość szczęścia pogrzebaną;
Lambra tureckie ominęły gromy,
Miała na twarzy smutek  lecz nie żałość,
Wdarł się na skałę  całą noc na skale,
Barwę koralu łzą nie opłukaną;
Patrzał na groby, na groby bez końca!
Rumieniec tonął w bezpromienną białość,
I tak nazajutrz jeszcze nieruchomy
I w białych szatach stała między drzewa
Błyszczał w promieniach wschodzącego słońca...
Wpół przeświecona blaskami zachodu,
A stamtąd poszedł błąkać się po świecie.
Podobna srebrnej fontannie ogrodu,
Lecz nie samotny  znalazł się ktoś drugi,
Z której wiatr mgliste warkocze odwiewa.
Co przy nim giermka podjął się usługi;
Kto to był taki?  może odgadniecie.
Kleft, znać z ubioru, był kiedyś rycerzem,
I wierne rysom członków nosił szaty,
Po długich latach, z krainy wygnania
Piersi jedwabnym zamknięte pancerzem,
Ujrzał, jak Grecy z wiatrem na wyścigi,
Co się od słońca w różne barwy łamie,
Nieśli po górach hasło zmartwychwstania;
Wypukło w złote wyszywany kwiaty.
Pieśń grzmiała w dzwonach  była to pieśń Rygi.
I miał kapotę rzuconą na ramię,
Ale niedługo Grek o szczęściu marzy,
Białą jak śniegi  i pas złotolity,
Kolejno w siołach milkła pieśń i dzwony,
Nogę złoconym wiązaną rzemieniem,
Gdzieniegdzie snuł się Kleft  lecz zakrwawiony,
Małą misiurkę, której aksamity
I z krwią miał rozpacz przysechłą do twarzy.
Pod kruczych włosów tonęły pierścieniem,
Płacz, narzekanie wstrząsa Greków chaty,
Na niej z misternie ułożonej zwici,
Echami skał się rozpłakały łona.
Węzeł w złociste rozpadał się nici.
 Jutro , wołają,  na maszcie fregaty,
Haniebną śmiercią młody Ryga skona.
Choć stłumionymi przemawiali słowy,
Mogłem dosłyszeć ułamków rozmowy.
VII
Na dzikich brzegach skalistej Ipsary
VIII
Wznosi siÄ™ klasztor wysoko nad morze;
Krzyż jego pierwszy wita ranne zorze,
 Lambro! ty w słowach dajesz mi obłudę,
Ostatnie słońcem złocą się filary.
Nie odpowiadasz szczerze, gdy zapytam.
Koło klasztoru bez czoła kolumny,
Na twoim czole z przerażeniem czytam,
Stoją jak palmy pozbawione liści.
Ostatni stopień wszystkich nieszczęść  nudę.
Tam mnich pracuje koło własnej trumny,
Blask twego oka nie odbłyska z duszy.
Tam od tureckiej uciekł nienawiści...
Serce jak brylant, chociaż się rozkruszy,
Ów dzwon, co dzisiaj ogłasza pacierze,
W każdym odłamie iskra się zawiesza,
Nieraz do broni powoła Majnotę;
A każda czystym lśni tęczy promieniem:
Nieraz od Turków okrążone wieże
Lecz na twym czole jakiś szatan mięsza
Czoła dział srebrnym uwieńczają dymem,
Rozpacz ze śmiechem, śmiech blady z cierpieniem...
Z tych okien błyszczą spiżu paszcze złote,
Ty jesteś z ludzi, których serce żywi
I mnich pokorny staje siÄ™ olbrzymem.
Azami  lub gorżką trucizną laurową.
Nieraz rozpaczy naglony potrzebÄ…
O! bo też prawda, że my nieszczęśliwi,
Rozwala miną poświęcone ściany;
I czasem czuję, że pociechy słowo
Rzekłbyś, że mnich ten chce zdobywać niebo
Ma dzwięk szyderczy i na serce spada.
Skał odłamami jak dawne Tytany.
Gdy myślą wracam w przeszłości krainy,
WidzÄ™, jak przy nas stojÄ…c rozpacz blada,
Czekała szczęściem niepełnej godziny,
Na niższych skałach cmentarz muzułmanów,
Aby się poznać z nami  i być z nami...
Czarowny, cichy; pełny drzew i kwiatów,
Czekała długo  przyszła, choć nie skora;
I dłutowanych w marmurze turbanów,
Ze wspólnych myśli, jednego wieczora,
Jak odłam z rajskich oderwany światów
Myśmy się w stronę rozbiegli myślami.
I przesadzony na skalne urwiska.
I dziś mi nie chcesz odkryć serca głębi,
Tam byłem wczora... Słońce zachodziło...
Milczysz?... 
Za marmurowe skryty grobowiska,
Juliusz SÅ‚owacki LAMBRO 4
  Dziś nie chcę zabijać słowami. Śmierci uniknąć  a ci ludzie żyli
Ze mną, przez długie lata trosk, cierpienia,
Jak krwi tygrysy  druhy  niewolniki...
Bo każde słowo do serca utonie,
Ostatnia miłość, miłość przywyknienia,
I tak jak sztylet dreszczem je oziębi;
Skamieniałego serca nie poruszy...
A potem długim rozpamiętywaniem,
Ze złotem stawię człowieka na szale,
Jak żar piekielny rozpali się w łonie,
A potem złoto rzucam w morskie fale,
I potem, potem  cała przyszłość twoja
Jakby w tym była jaka wielkość duszy. 
Stanie się długim i ciężkim konaniem.
O! patrzaj na mnie  ta złocista zbroja
Dzikiego Klefta nigdy nie stroiła,
IX
Zmieniłem szaty  tyś serce zmieniła.
Winnaś wyczytać na pobladłym czole,
Myśli ukryte i obecne bole, Słucha dziewica, jej rumieniec mgławy
I wszystkie zbrodnie  a żądasz wyrazów! Zrazu rozkwitał i blasku nabywał...
Tak jak wędrowiec wśród grobowych głazów Gdy zaczął mówić, to uśmiech ciekawy
Nie umiesz czytać napisów cmentarza? Twarz jej oświecił  we łzy się rozpływał,
Więc poznaj Lambra, jak ludzie poznali... I znów powracał tak w odcieniach zmienny,
Jam dzisiaj królem błękitnawej fali, Że słów kochanka wydawał się echem:
Mszczę się... dziś czarna bandera korsarza A gdy ten uśmiech gasiła zgryzota,
Rzuca cień śmierci, gdzie dosięgną działa: Gdy obumierał zadumaniem senny,
I zapomniałem zetrzeć z mego czoła Podobną była do niewiasty Lota,
Cieniu, co dzisiaj rzuciła nań rano; W chwili gdy tonie ostatnim uśmiechem
Otarłem tylko szablę krwią skalaną. W nieodgadnioną boleść, w sen kamienny,
Kłócę niebaczny spokojność anioła... I jeszcze słucha w przeszłość odwrócona...
Na pół przeklęty, na pół zapomniany, I tak posągów brała kształt nieżywy,
Rozpalam ogień miłośnej pochodni, Tak opuściła bezwładnie ramiona,
I wiążę serce dwóma talizmany, Że z ramion szata płynąca do ziemi,
Wielkością nieszczęść  i wielkością zbrodni. Jakby w kamienne łamała się spływy.
Mój obraz kształty przybierze olbrzymie
W głębi twej duszy  jak anioł upadły,
We krwi skalany  w dział omglony dymie, I Lambro bladnął i usty drżącemi
W blasku brylantów i złota wybladły. Mówił:  O luba, wybacz, że te słowa
O! bo ja miałem wielką niegdyś duszę! Zanadto czarną malowały duszę;
Lecz gdy ją znudził smutek jednobrzmienny, Przywykłem kruszyć serca  a gdy kruszę,
Idę wśród ludzi jak przez las jesienny, Patrzeć, jak cierpią, i śmiać się szalenie.
Kędy pod stopą zżółkłe liście kruszę, Lecz twoja boleść, bladość marmurowa,
I gardzę liściem, co ścieżki pozłaca To już nad moje siły, nad sumnienie!
Barwą uwiędłą  lecz szum ich zasmuca! Czy wierzysz, luba! ja się wyznać wstydzę,
WolÄ™, niech mojÄ… Å‚odziÄ… fala rzuca, Ja, korsarz krwawy! ja, ludzi morderca!
Niechaj mi wzgardą za wzgardę odpłaca. Że się zabójstwem i zbrodniami brzydzę,
Morze  to wielka mogiła stworzenia, Że mam myśl jedną, wielką, w głębi serca,
Dumającemu na niej, myśli płyną. Co kiedyś zbawi nawet pamięć moją.
Nieraz na fali umieram z pragnienia, O luba! teraz niech siÄ™ ludzie bojÄ…;
Jak obciążony Tantalową winą, Niech się przed czarnym chronią pawilonem;
I mogę niebo przeklinać  i morze. Znajdę ich  zbudzę... jeśli nagłym zgonem
Usłałem sobie rozwahane łoże, Bóg wielkiej we mnie myśli nie rozłamie.
Co mi piastunki daje kołysanie; Na moim czole widzisz dumy znamię,
Bo spać nie mogłem na ziemi  a teraz To jest przeczucie sławy  tam  tam w dali
Często mię zorza spiącego zastanie, Widzę okropną przyszłość  ale sławną;
I nie obudzi skrawym światłem  nieraz Precz te obrazy... Luba! jakże dawno
Działo mi dając ranne powitanie, Z tobą po obcych błądziliśmy światach?
Zbudzić nie może  często sen przedłużę, Jakżeśmy dawno w przeczuciach szukali,
Aby w tym życiu żyć jak najmniej  nie snem. I w oberwanych po liściu róż kwiatach
Dziś nieszczęściami, są mi niebios burze, Naszej przyszłości? Z tobą moje losy
Lina zerwana ujęciem niewczesnem; I z tobą dotąd wiążę myśli moje.
Mam jeszcze czucie... bo dziś mię rozczula, Często przed ludzmi w kajucie ukryty,
I łzy mam w oku, gdy rozryje kula Jak dziecie trefię przed zwierciadłem włosy,
Maszt, z którym długie przebiegałem drogi, Szaty poprawiam  brylantami stroję,
Wycięty z rosłej Epiru topoli, Bo widzę jasno  widzę w twych marzeniach,
Co mi rodzinne wspominał rozłogi: Mój własny obraz wyraznie odbity,
Lecz gdy mrą majtki, wtenczas po niewoli Więc podobieństwa szukam w ukraszeniach,
Na moich ustach błyszczy uśmiech dziki, I póty śmiechem rozjaśniam jagody,
Jak gdybym szydził, że niezręczni byli Aż póki czyste wróci mi zwierciadło
Juliusz SÅ‚owacki LAMBRO 5
Obraz twych wspomnień z twarzą mniej pobladłą Ruchu, co ziemi wydaje się ruchem,
I mniej posępny i smutny  i młody. Pojęty tylko jednym zmysłem  trwogą.
Jest ktoś w kabinie  bo chociaż wśród cienia
Nie widać kształtu żyjącej istoty,
O! świat ten gorżki, śmiechem przerazliwy Lecz słychać często ciężkie odetchnienia.
Dla tych, co płaczą czy to krwią czy łzami. Ktoś w tym się grobie musiał zamknąć żywy?
Chroń się ty świata - bo on nie był z nami Jeżeli czuwa, to ma myśl zgryzoty;
W szczęścia godzinie, więc i dziś nie będzie; Jeżeli zasnął, to ma sen straszliwy.
Bo przeciw wielkim czuciom on gniewliwy,
I nie przebacza tym, co toną w błędzie.
Patrz, jak ten klasztor czoło w chmurach trzyma, II
Ja ci wynajdÄ™ mieszkanie w klasztorze;
Zamknij się w cichej celi i ze skały
Paz wszedł... postawił na stół lampę kryszlałową.
Patrzaj nocami na rozległe morze,
Przy stole siedział korsarz z pochyloną głową,
I błękitnymi po fali oczyma
I zadrżał, bo te światło z marzenia go budzi,
Mojego statku ścigaj żagiel biały.
Bo te światło natrętne było jak tłum ludzi,
A gdy zagrożą fali niepokoje,
Co widząc blade czoło, o szaleństwo wola.
Kiedy się będziesz modlić zdjęta trwogą,
Korsarz długo ze światłem godził rysy czoła,
Razem popłyną w niebo, jedną drogą,
Twarz jego jakby z kruszcu łamała się twardo,
Twoje modlitwy i przekleństwa moje.
Malowana naprzemian Å›miéchem, bolem, wzgardÄ…;
A potem się w bezwładną spokojność przybrała,
Jeśli twarz może skonać, twarz Lambra skonała.
Lecz nim obierzesz klasztorny spoczynek:
I spoczywał bezwładnie na stole oparty,
Jutro, nim zorza świtem się rozpali,
Przed nim rozwite świata znajomego karty,
Przyjdz do mnie sama - tam - nad brzegi fali,
Cała ziemia ramieniem Lambra opasana,
Odziana płaszczem bogatych Turczynek.
Leżała jak w żelaznych skrętach Lewjatana.
I miej kalemkiar ciemny z muselinu;
Lub czewrę gęsto haftowaną złotem;
A te ściany są krwawą powieścią korsarza.
Niechaj siÄ™ z wiatru nie wznosi polotem,
Lampa, co przed nim płonie, zdjęta z przed ołtarza,
Nie zdradzi twarzy przed oczyma gminu.
Świeci zbrodni, jak niegdyś przyświecała Bogu.
Jutro - pamiętaj! - tam łódz moja czeka,
Tam dalej blask księżyca rzucony na progu,
Gdzie się przy skale załamało morze.
Odbłyska jakby kawał śniegu błękitnawy.
Ja sam przebrany w tureckim ubiorze,
I różne pawillony z obcej wzięte nawy,
PÅ‚ynÄ™ na pogrzeb ostatniego Greka. -
Skarżą się pod stopami korsarza rozdarte.
A tam  lampa oświeca pargaminu kartę,
Firman złotem w sułtańskie ustrojony słowa;
Skończył - a kiedy z ostatnimi słowy
Na nim jak pieczęć z wosku leży trupia głowa,
Na piersi chylił twarz cierpieniem zbladłą,
Od sułtana samego głowy mało mniejsza,
Zda się, widziałem, kilka łez upadło...
Żółta, lśniąca i może z czaszek najpiękniejsza.
Nie wiem... to może z silniejszym powiewem
Dalej złotem wybite, krwią rdzawe oręże,
Opadał z drzewa kwiat pomarańczowy?
Nad czarami ze spiżu okręcone węże
Nie wiem, czy płakał - czyli zachwiał drzewem?
ZginajÄ… kark do czary po szczÄ…tki trucizny.
Z tych ścian wyczytaj zbrodnie wygnańców z ojczyzny;
A suranieniam kajuty są ścienne zwierciadła,
Których powierszchnia parą wilgoci pobladła,
I co dnia zasłonami grubszemi ciemnieją,
Pieśń druga I co dnia na co patrzą, spowiadać nie śmieją. 
Czasem słychać szum morza, czasem cichość głucha,
I W ciszy korsarz podnosi blade czoło  słucha.
Jego myślom, w dalekie rzuconym zawody,
Odpowiadają dzwiękiem krople morskiej wody,
Już noc zapada w korsarza kabinie,
Co ze szczelin sączone dzwięk wydają szklanny,
Zalana falÄ… szyba bursztynowa
Jak płacz łzawy dalekiej w cytrynach fontanny.
Coraz ciemnieje; jak w piekła krainie
Mrok był ognisty i cisza grobowa.
Piekło to było... i te same słowa,
III
Co na piekielnej wypisane bramie,
Tu z pierwszym wiatrem na wchodzÄ…cych wiejÄ…,
Bo kto tu wejdzie, żegna się z nadzieją.
Czegoż paz czeka  powinien co nocy
Tu myśl starzeje w przeciągu godziny;
Podawać czarę, w niej napój makowy.
Gdy się nad głową grzmiąca fala łamie,
Bo Lambro co dnia bladszy o północy,
Gdy huczą płótna, jęczą starte liny,
Szaleje trucizn namiętnem piciem;
Choćbyś wrażenia powiązał łańcuchem,
I życie mieni na sen gorączkowy,
To się rozprysną  ogarnąć nie mogą
Sen tak jasnemi grajÄ…cy barwami,
Juliusz SÅ‚owacki LAMBRO 6
Że chwile życia zdają mu się snami, I patrzał długo  dumał... potem nagle
A sen szalony wydaje się życiem. Zachwiał się  chylił i upadł  omdlały.
I co dnia czara o kroplę pełniejsza,
Te same widma i sny mu dawała.
A choć twarz bladła  zrennica świetniejsza VI
W ciemność wlepiona, krwawa  polem biała
W krainę duchów biegła  i wracała
Wnet go tłum majtków dokoła otoczy...
W krainę myśli... wtenczas cierpiał  szalał 
Blady był strasznie  napoły nieżywy.
Żebrał u pazia trucizny uad miarę;
I paz krzyk wydał z piersi przerazliwy,
Lecz paz jak dziecku groził, nie pozwalał,
Gdy omdlałego przyniesiono pana.
I nieraz w morze ciskał zgubną czarę.
Lambro zbielałe na krzyk podniósł oczy,
Twarz mu roztlala, śmiercią obłąkana.
Otworzył usta  mówił nieprzytomnie:
Kto tutaj jęczał  kto tu płakał po mnie?
IV Jeden znam tylko taki głos na ziemi
W płaczu z miłośnym pomięszany dzwiękiem.
Paziu! płakałeś łzami nie twojemi,
Lecz cóż się stało, że choć noc zapadła,
Ty mnie zabijesz takim drugim jękiem!
Paz jak zazwyczaj nie podaje czary?
Ten jęk dziewicy, posłyszany we śnie,
I korsarz milczy  choć mu twarz pobladła;
Dziwnym połamał myśli moje kształtem;
Snać, że się lęka ze wspomnień zwierciadła
I wyciągnąłem dłonie i sił gwałtem
Zamglić szaleństwem  gorączkowej mary
Z letargu wstałem... gdzież ona?... tu była.
Owego widma płonącej fregaty,
Nie  tu paz tylko.  Jakże mię boleśnie
Co stoi przed nim pełna jęków, wrzasku
Noc ta urokiem ciszy przeraziła!
Przerazliwego  wśród płomieni blasku,
Noc księżycowa  czemu nie ciemniejsza?
Dotknięta palcem anioła zatraty.
I noc przekląłem i morza zwierciadło,
Więc nie chce trucizn  ale czy wytrzyma
Morze tak ciche, czemu burz nie miało?
Przez noc zwyczaju przełamać narowy?
Gdy w nie patrzałem  moje czucie mdlało,
Obłąkanemi spogląda oczyma,
Patrzałem w czucie  moje czoło bladło,
Wstał  i na pokład wyszedł okrętowy.
I mgły na serce spadały jak śniegi.
Lecz to minęło... niechaj noc przemarzę!
Paziu, daj czarÄ™ nalanÄ… po brzegi,
V
Niech wiem przynajmniej, że w obfitej czarze
Śmierć trzymam pełną, dotkniętą ustami;
Noc była cicha. Okręt na kotwicy
Nie spełnię całej  chociaż drżącej ręki
Niepełnym żaglem brał wiatru pieszczoty.
Nikt nie odchyli prośbą ani łzami,
Powietrze szkliste, pełne tajemnicy,
Lecz nie chcę skonać, póki ziomków jęki
Księżycowego blasku i tęsknoty.
Będą pacierzem i grobu hymnami . 
I tak się błękit o chylił dokoła,
Że maszt najwyższy, schylony u szczytu,
Wnet paz posłuszny rozkazowi pana
Nie śmiał jakoby wznieść dumnego czoła
Podał mu czarę i odstąpił krokiem.
Pod kryształowem sklepieniem błękitu.
A czara była kształtnie dłutowana,
A w drżącej fali jak srebrne delfiny
NiepeÅ‚na z roÅ›lin wytÅ‚oczonéj Å›liny;
Igrały wkoło blaski księżycowe,
Chwycił ją Lambro i pożerał okiem,
A dalej mgłami błękitne krainy,
Blady na czole i na ustach siny.
Archipelagu wyspy cytrynowe.
Na widnokręgu nieraz czarna skala,
Albo w lodowej, albo w gwiazd koronie,
VII
Przejdzie przez księżyc  i we mgłach zatonie.
I nieraz z szumem fali doleciała
Wypił  i zwolna płomieniem rozkwita;
Pieśń, którą słowik napełnia ogrody;
Z czoła zasłony opadają mgliste,
I róż woniami, co na brzegach kwitną,
W zrennicy płomień obłąkania świta,
Nieraz wiatr drżącą falę zakołysze.
Oczy tak jasne, błyszczące i szkliste,
I wszystkie barwy topią się w błękitną,
Å»e można byÅ‚o przejrzéć w nie daleko,
I wonie  w zapach tajemniczy wody,
Straciły barwę  stały się iskrami
I wszystkie dzwięki toną w wielką ciszę.
I gorączkową rozpalone śpieką,
Kryształowemi pokryły się łzami.
Gdy wyszedł Lambro, drużyna korsarza
A potem czoło wsparł na drżącej dłoni,
Długo  ciekawie śledzi rysów lica...
Oczy nie miały wzroku, choć bezsenne,
Twarz jego straszną bladością przeraża,
I wszystkie żyły wybłysły na skroni,
Pobłękitniała od blasków księżyca...
Jakby gałązki bluszczu powiązane;
Odeszli... Lambro osłoniony w żagle
I wszystkie włosy, jak liście jesienne
Patrzał na morze, na odległe skały,
Drżały na czole, wiatrem nie rozwiane;
Juliusz SÅ‚owacki LAMBRO 7
I w marmurowej na pozór postawie, Ziemskiemi barwy, jak oazis kwiatów
Rozkołysanie widać zmysłów pjane. Stali na srebrno-ognistej pustyni.
A o czém inni Å›niÄ…  widziaÅ‚ na jawie,
Tylko jaśniejsze. Jak węża kawały, A skoro Lambro stanął w duchów kole,
RozciÄ™te widma jedném życiem drgaÅ‚y. Milijonowe patrzaÅ‚y naÅ„ duchy;
I tak go w spojrzeń zakuli łańcuchy,
Ciszej! bo właśnie teraz sen czarowny Że nie mógł zamknąć oczu  i na czole
Rzucił go lotem po nieba błękicie... Palące uczuł znamię duchów wzroku,
Dzikiej rozkoszy urok niewymowny, I drżał  gdy szmerem rosnącym potoku,
W nagloném tchnieniu zamknÄ…Å‚ zmysÅ‚y życie. W ciszy setnemi glosy zawoÅ‚ali:
Słowo poczęte śmiech porywa  łamie   Czemuś nie skonał, gdy wszyscy konali? 
I śmiech poczęty w odetchnieniu kona.
Bo to nie skrzydło, ani silne ramie,
W lekkiej powietrza pławiło go fali;
Lecz ciężar myśli opadł z głębi łona,
VIII
I ciężar wspomnień zniknął z uczuć szali.
Straszna twarz Lambra Å‚amana cierpieniem,
Stanął... i nagle tysiące błyskawic
Otworzył usta, chciał mówić  i nie mógł...
Wieńcem ognistym mignęły dokoła.
A potem słowo złamane westchnieniem.
Rzekłbyś, że tysiąc zamachniętych prawic
To słowo  żyję rzucił z głębi łona...
Wiało tysiącznym mieczem archanioła.
I wstał z dywanu  wyciągnął ramiona,
Pogasły, w błękit stopiły się ciemny,
Widać, że walczył ze snem i sen przemógł.
Tak przezroczysty  głęboki  tajemny,
Spojrzał wokoło...  Paziu! daj mi czarę;
Jak nieskończoność... I słychać szum morza.
Za mało trucizn zapalonych piłem,
Potem z ciemnego błękitu przestworza
Bo myślą ziemską we śnie się rozbiłem...
Wykwitał mglisty obraz sennych czarów.
Że nie zginąłem, życie mam za karę;
I gmach z tysiącznych złożony filarów,
A to piekielna kara niebios  życie...
Lekką jasnością w powietrzu skreślony,
Być w świecie dzwiękiem rozwiązanej struny,
Od stóp korsarza w dwie się rozbiegł strony
Co razi serca tonÄ…ce w zachwycie!
Po calem niebie. A jedna połowa
Być jako wieko przysypanej truny,
Uwiana była z promieni księżyca.
Co zrazu każdej garści zapomnienia
Jasna i blada jak noc księżycowa,
Posępnym, głuchym jękiem odpowiada,
Cala w przezroczu błękitnawo-szklista;
A potem milczy... Paziu, chcÄ™ marzenia!
A druga strona posępna, ognista,
Lej mi trucizny  pić będę, pić będę,
Jak piekło. Wielkie zwierciadło egidy
Póki się wszystkich myśli nie pozbędę,
Gmach cały kryło jasności sklepieniem;
I tej ostatniej, co serce przejada.
Pod niém schylone duchów karjatydy,
Paziu, daj czarÄ™... 
Dwubarwnym światła uwiane promieniem,
  Próżno błagasz, panie;
Zbliska ogromne  jak ciemni szatani,
Tej czary żadna nie zdobędzie siła;
Biegły w dwie strony, oddaleniem mniejsze,
Bo dziś, jak niosło twoje rozkazanie,
I coraz dalsze  i coraz świetniejsze,
Jam czarę (kłamał) do morza wrzuci... 
Jak mgliste gwiazdy niknęły w otchłani. 
Nie skończył, Lambra przerażony wzrokiem,
A Lambro nie śmiał tchnąć  bo choć wyniosła
Bo korsarz drżące wyciągnął ramiona,
Była duchami otoczona sala,
I pochylony naprzód stąpił krokiem,
Lecz taka lekka, że powietrza fala,
Patrzał w twarz pazia i krzyknął: To ona...
W otchłań człowieka tchnieniem potrącona,
O nie, to widmo z piekielnej otchłani,
Możeby duchów kolumny rozniosła.
To mi upiora przysłali szatani,
Więc stał  i tchnienie połykał do łona,
Aby tak za mną wiecznie szedł po świecie.
By czarownego nie zamglić zwierciadła.
Ha! wy anieli piekieł! wy nie wiecie,
A w lesie kolumn widział ludzkie cienie,
Że ona żyje  i tylko dziś rano,
Kleftów oddawna pomarłych widziadła;
W jej szaty lalkę ubrałem słomianą
A wszyscy w gmachu wplÄ…tani promienie,
I tym podstępem omyliłem straże;
Bladzi  posępno-srebrni lub ogniści,
Palnego statku Turcy nie poznali...
Lekcy i liczni jako chmura liści
O! gdyby ona spłonęła w pożarze,
Wiatrem zwichrzona, wiązali się w tłumy.
Chciałżebym z morskiéj wynurzyć siÄ™ fali?...
Ale dotknięci żywego oczyma,
Pocóż te widmo?... we mnie  lub koło mnie
W twarzach zdradzili wiele ziemskiej dumy.
Wiecznie i wiecznie  czemuż ludzi twarze
Widać, że znaczni rysami Kaima
W jej twarz siÄ™ mieniÄ…? Paziu! chodz tu do mnie
I strojni dotąd w blask ziemskich kolorów,
Chodz! niech przy lampie ...
Nie mogli zasiąść wśród niebieskich chorów;
Lecz paz nieprzytomnie
I przed oczyma Lambra, napół sini,
Nalewał napój w pozłacaną czarę,
Napoły lśniący od złota, szkarłatów,
I z drżącej ręki nieliczonych wiele
Juliusz SÅ‚owacki LAMBRO 8
Kropel trucizny upadło nad miarę.
I szedł zachwiany i stąpał nieśmiele, A potem te mrące na głazach owady,
Jakby od blasku ręką zakrył oczy; Stworzyły myśl w chmurze, co duszą jej była.
I tak przed lampą stanął  że ją cieniem I gryzły bezsilne z marmuru posady,
Swojej postaci nachylonej mroczy... I marły  a mrących myśl we mnie ożyła 
Lambro miał usta spalone pragnie em, Myśl zemsty mrącego narodu.
Oczy sennemi tÅ‚oczone ciężary, A kto chce iść za mnÄ…, gdy nie Å›mié lud caÅ‚y,
Z oblicza pazia  upadły w głąb czary. Na inne uczucia niech lice ma z lodu;
Gdy lud będzie milczał do zemsty nieśmiały,
Gdy grobów gęściejsze porosną cyprysy,
IX Gdy głośne łez będą rozpacze,
Ja śmiechem złamane pokażę mu rysy,
Aż póki w nim Å›miéchu nie wzbudzÄ™ szatana;
Wypił. Wnet cale spłonęło mu lice,
I będzie go zgraja przeklinać spłakana,
W tym blasku, w oka obłąkanym rzucie
Że z niemi na grobach nie płacze.
Nieodgadnioną widać tajemnicę;
Jakby niepewne boleści przeczucie
Wylany ze Å‚zami
Znów mu się senne ukazały barwy,
Mój duch obumiera,
Ciemno-ognista i miesięcznej bieli:
Mnie światło dnia plami,
I znów te same widział Kleftów larwy.
Mnie księżyc otwiera
Stanął w ich kole, słuchał  lecz milczeli.
Jak kwiaty, co kwitnÄ… nocami,
A przed Kleftami stali dwaj anieli:
Ja czekam, aż Turki wychodzą z meczetu,
jeden ognisty jak piorunu strzała,
I płynę w ich serca przed Bogiem otwarte.
Bezkarnie wzrokiem człowieka nie tknięty,
Ja jestem modlitwÄ… na stali sztyletu.
Był w Lambra myśli jako płód poczęty,
Ja mieczem ognistym anioła,
I nie mógł w zmysłów narodzić się świecie.
Wśród księgi wspomnienia zaginam tę kartę,
Drugiego istność księżycowa  biała 
Co o krew wola.
Miał skrzydła u głów, u rąk, u stóp trzecie.
Widać, że kiedyś był Boga aniołem,
Lecz barwy skrzydeł spłowiały, pobladły, Hymn anioła (2)
Musiał je zrosić ów anioł upadły
We łzach człowieka nad świata padołem.
Gdzie kilka palm pustyni, gdzie wrÄ…ce powietrze
Ma w ręku czarę, z której błękitnawy
Drży, przebiegane falą żółtawą płomyków,
PÅ‚omyk wytryska i lice mu bieli...
Tam ja byłem na spiekłym urodzony wietrze,
I w ciszy Lambra marzeń dwaj anieli
Tam jak szakal pilnuję gryzących się szyków.
Spiewali razem hymn straszny i krwawy.
A kiedy trupami pustyniÄ™ pokryjÄ…,
Nim księżyc się w niebie wyśrebrzy dwa razy,
Hymn anioła Szakale nocami pieśń sławy im wyją,
Ja mszczę się umarłych  jam Anioł zarazy,
I lecę ich żony zabijać i dzieci,
Falo ludzi! falo ludzi!
Ażeby niedługo umarłych płakały.
Przewracasz się, pienisz, i mętna,
Bez wiatru usypiasz... któż ciebie obudzi?
A moje skrzydło krwi plamami świeci,
Czy sława paląca  czy miłość namiętna!
Ani ich w morza opłucze kryształy.
Falo ludzi! falo ludzi!
I lecę miasta zamieniać w pustynie;
Przed tronami niższa czołem,
A w miastach ludzie czują, że ja lecę,
Przerzedzona mieczem wroga;
W srebrno-bÅ‚Ä™kitnej  w nadpowietrznéj rzece,
Gdy chciałaś się modlić i modlić do Boga,
Co nad krętemi ulicami płynie.
Modliłaś się do mnie, jam zemsty aniołem.
O! byłem ja nieraz w ostatnim pacierzu
Z Sułtana powracam ja grodu,
Na ustach zmarłego... Ja stoję przy grobach,
Sto głów dziś sułtański ściął miecznik:
Gdy krewni przychodzą ubrani w żałobach,
A każda na postrach narodu,
A kiedy się modlą po zmarłym rycerzu,
Z bram miasta, jak żółty słonecznik,
Wzywają mię więcej i więcej niż Boga.
Spogląda za słońcem zachodu.
Płynęła od wschodu,
I oczy wlepiły w mgłę białą,
Szarańcza złowroga.
Co kraj im rodzinny zakrywa;
Niszczona od głodu,
I każda się zda jakby żywa,
Na Stambuł upadła;
Krwią płaczą, gdy łez im nie stało.
Z tej chmury lazuru,
Jak ciemne widziadła,
Zemsty natchnÄ…Å‚em je duchem,
Wybito się wieży tysiące;
Mścijcie się, rzekłem, dam broni...
Czarnym zarazy łańcuchem
I rzekłbyś, że wielkie olbrzymy milczące
Sułtańskie grody związały,
Szarańcze rozgniotły stopami z marmuru.
W meczetów zakradły się woni.
Juliusz SÅ‚owacki LAMBRO 9
Za bramy wybiegł lud cały, A one może w chwili obłąkania
Na bramach była zaraza; Odepchną czarę... Wieczna im mogiła,
Lud martwe dał jej pokłony. Jeżeli czarę od siebie odrzucą,
Głowy  jak królów korony, Jeżeli usta dlatego odwrócą,
Świecą na słupach z żelaza, Że się w krwi ludzkiej myśl ta roztopiła,
I mają poddanych  trupy. Chociaż tak była bezcenna i droga,
Że o niej dotąd nie śnił nikt  prócz Boga...
Z syryjskiemi Å‚upy, Lecz niech ja pojmÄ™  niech przeniknÄ™ jasno,
Ja okręt przez wały Niech mi z posianych rozkwitnie zarodów
Po morza błękicie Zemsta człowieka i zemsta narodów...
Do portu zawiałem. Jest w sercu... w myślach... moje myśli gasną...
I stał oniemiały, Znów mię ogniste porywa marzenie;
Nie spuścił szalupy, Widzę je sercem i okiem zamkniętem.
A na żaglu szczycie, Powietrze zda się wielkim dyjamentem,
Nad cichemi trupy, W którym kolory grają i płomienie.
Ja anioł siedziałem. Szatani! o ciemni szatani!
Jak płyną wirem obrazy!
Lud widząc bitny To mój okręt korsarski na ciemnej otchłani
W grobów popiele, W skrzydlate widmo się mieni;
Chciałem, by groby otwarli. A z prawej strony anioł zarazy,
Złoty aniele! A z lewej anioł ognisty,
Rzekli umarli, Liny z promieni...
Wez z naszych grobów płomyk błękitny, I morza obrus błękitno-szklisty
I mścij się za nas... Duch grobów wziąłem Nie łamie się w pianę pod statku piersiami,
I lecę mściwy, I okręt białemi nie szumi żaglami;
Bo lud nieżywy I tylko czuję, że płynę,
Nazwał mię zemsty aniołem. Jak duchy w północną godzinę,
Posępny, okryty mgłami.
Skonały dzikie dwóch aniołów pienia. I mgła błękitna pobiela
Lambro je we snach gorączkowych składał, Uciekające wstecz brzegi,
Hymn ostatniego tak rymami spadał, Topią się, nikną jak śniegi.
Jak gdyby w piersi marzeń brakło tchnienia. Znów widne... tam palma drżąca,
Wstał  chciał się zbudzić  lecz padł na dywany, Jako kapłan Izraela,
Usta mu tylko drżały blade, sine, Do cichej twarzy miesiąca
Jakby chciał mówić  i wzrok obłąkany Wznosi dłonie  twarz odwraca,
Przebiegał marzeń zamgloną krainę. I mówi modlitwy szmerem.
A jego twarzy powleczonej w bieli Anioł zemsty kieruje okrętowym sterem,
Nawet szatani marzeń się przelękną. Odbłyskiem swego lica ciemny brzeg pozłaca.
I rzekł:  O Duchy! o, ciemni anieli! Palmy się zamieniają w ogniste kolumny,
Wyście mi zemstę malowali piękną, I brzeg cały przeraża pożarów ogromem,
Jak najpiękniejszą ze wschodnich odalisk, Tylko czarne cyprysy, niedotknięte gromem,
Bo w mojem sercu miłość zapaliła. Stoją, zmarłego świata pilnujące trumny...
Choć sny wygasną  ona będzie żyła,
Dla niej utworzę, pośród myśli zwalisk, A tam... Kolonny wybrzeże,
Krainę czucia, brylantowy Eden... Białe posągów narody.
I nie sam będę... choć klasztorna krata Wśród kolumn tureckie wieże,
Już mię na wieki rozdzieliła z Idą... Na gmachach las ostów szumi,
Szalona zemsta!... burzę świat sam jeden, Jak Babillońskie ogrody,
Mamże być znowu piekieł Danaidą
I krew lać wiecznie do tej czary świata, I szmerem głos modlitwy Mahometa tłumi,
Go się krwią nigdy napełnić nie może? Głos, co się smutnym dzwiękiem po fali rozlewa.
Czyż się bezemnie sam nie zemścisz Boże! A tam, gdzie laur różowy, gdzie oliwne drzewa,
To są anieli Twoi.. ci... przedemną, Wybłyska jedna  druga i czwarta kolumna,
Przynieśli na świat myśl wielką i ciemną, Szczęty gmachów Jowisza ściętą mają głowę.
Całą na czołach ogniem wypisaną,
Ale nie mogę wyłamać z niej słowa... Jakaż to jaskółka dumna
Słuchajcie ludy... mścić się nie za rano... Na te gzymsy marmurowe
Nie  dziś nie mogę, dziś mi cięży głowa. Zaniosła gniazdo?  Skonała
Jutro  dziś w marzeń upływam potopie... W tych gmachach wiara i chwała,
Jutro.  Lecz dzisiaj sennym wydrę cudom A ta jaskółka nie skona?
Myśl wielką... potem tę myśl zmartwychwstania O nie  to chata Santona
Jak Kleopatry perłę w krwi roztopię Na gzymsów zawisła szczycie.
W czarze z kryształu i dam czarę ludom... Posępna wokoło cisza...
Juliusz SÅ‚owacki LAMBRO 10
Przed chatą posiać derwisza, Wez i tę czarę  wśród domowych zacisz,
W nieba skreślona błękicie, Jeżeli kiedy dożyjesz siwizny,
Jako posąg nieruchoma... Niech do tej czary twoje dzieci własne
Modli się... depcąc świątynię. Cypryjskich jagód nalewają wina;
A może zaśniesz, jak ja teraz zasnę.
Lambro marzył... a w twarzy zgryzota widoma Ja nie przeklinam, śmierć ciebie przeklina,
Czerni się i łza wstydu po licach mu płynie. Śmierć od trucizny  bezsławna  i marna
Patrzał w anioła zemsty, w anioła zarazy, I nadto wczesna... Głębi mego łona
I oba stali cicho  posępnie, jak głazy, Bóg tajemnicze dał zarodu ziarna,
I w ich postawach ogień potępieńców bladnie. Dał samobójczą myśl, ta wykarmiona
 Gdy cały kraj powstanie, ta chata upadnie . Rosła jak bujne, głuszące rośliny,
Rzekli... i okręt płynął na błękitne morze. Stała się zmysłem duszy  rozkwitała.
Czekałem tylko szczęśliwej godziny,
Tam zdała, okryta mgłami, A wtenczas dusza, rozwiązana z ciała,
Turków stolica w Bosforze. Mogłaby skończyć pasmo wyobrażeń
Tysiące gmachów  meczetów, Uczuciem dumy i śmiercią bez marzeń.
I tysiące minaretów, Wtenczas koło mnie stałyby wokoło
Jakby złotemi głoskami, Z grobów wezwane dawnych druhów twarze.
Jakiś napis alkoranu Z uśmiechem gorzkim odwróciłbym czoło,
Pisały w nieba błękicie. Niechby widzieli, że śmierć była w czarze!
Bo oni niegdyÅ› niedowiarstwa wzrokiem
Zemstę będziemy winni przedwiecznemu Panu  Śledzili we mnie męstwa  nie dostrzegli...
Anioł zarazy siada na sofijskim szczycie I dziś  dziś jeszcze nie wszyscy odbiegli.
I patrzy na stolicę... Gdzież sen mój? ciemnieje. Widzę ją  widzę  tam  z błękitnem okiem,
Paziu, ty rozbić musiałeś zwierciadło, O nie  to szatan ubiera w mgłę ciemną
W którem czytałem wszystko na te oczy. Takie obrazy. Wściekłość mnie porywał
Rozbić musiałeś, bo wszystko tak mgleje, To paz... to ona... martwa... jeśliś żywa?
Czerni się  pierszcha  rozbija  pobladło, Ja konam! konam!  chodz ze mną! chodz ze mną!
I coraz grubiej wzrok mi siÄ™ zamroczy,
Tak, że nie widzę nic prócz myśli własnych... Paz upadł we krwi. Lambro drżący, blady,
O męka! męka z tych obrazów jasnych Zbył w nim sztyletu  szedł  i niezatarte
W ciemność myślenia nagle wpaść oczyma, Stopami krwawe powyciskał ślady,
O jak głęboko pośród myśli tłumu Pot miał na czole  usta wpół otwarte.
Wzrok mój zabiega  jeszcze dna nie trzyma,
To wzrok ocknienia... to promień rozumu
Budzi się z marzeń piekielnych rozkuty ... XI
Tu korsarz zamilkł  sam w sobie zamknięty,
Długo na łożu leżał rozciągnięty,
Taką twarz noszą anieli przeklęci.
Potem się zerwał, krzyknął:  Jam otruty!
Na czole myśli biegające tłumem,
NiepowiÄ…zane czuciem i rozumem,
Zlały się w ciemną niepewność pamięci.
X
Niepomny zbrodni, którą był wykonał,
Sennemi słowy trzykroć pazia woła;
Zrazu się wahał i myśli przędziwa Paz jeszcze słyszał, podniósł nieco czoła,
Żadnemi na jaw nie śmiał wydać słowy, Westchnął głęboko  chciał mówić i skonał.
Jakby się lękał, aby śmierć skwapliwa Lambro, spalony truciznami, bladnie,
Nie rozwiązała wpół zaczętej mowy; Potem się drżący przyczołgał do stoła,
I widać było, jak na jego czole Chwycił za czarę  w czarze znalazł na dnie
Ze snu chmurami łamały się hole. Męty napoju  wypił je i ożył;
Chwyta za sztylet złotem wybijany, I sen od powiek na chwilę oddalił,
A tak był drżący, że go ledwo dzwignął; Śmierci przyśpieszył  lecz marzeń przysporzył,
I krwi gwałtownem rozigraniem chwiany, Jak lampa, blaskiem ostatnim się palił.
Nad bladym paziem dłoń wzniesioną trzyma.
Palił się cały  potem cały stygnął,
Żelazo z dzwiękiem padło na podłogę. XII
 Paz błękitnemi ściga mię oczyma,
On ma twarz Idy  zabić go nie mogę!
 Oto mój żywioł  ta ciemność ponura,
Idz w świat  tam ludzie wszyscy ciebie godni,
Już do otchłani myśl moja należy.
Obłudą w serca wkradaj się tajemnie;
I nieskończoność, jako ciemna chmura,
Ty się odemnie nauczyłeś zbrodni,
Świat opłynęła  myśl, gdy w nią pobieży,
Na Boga! szczęścia nie ucz się odemnie.
Wraca zbłąkana i znów się zamyka
Idz  wez te złoto, może niem zapłacisz
W sennych marzeniach  moja nie wróciła...
Za snu godzinÄ™  za czarÄ™ trucizny.
Już nie mam myśli  odbiega mnie  znika.
Juliusz SÅ‚owacki LAMBRO 11
Raz nad świat wzbita nie jest częścią świata, Jako na miękkim wosku odciśnięte,
Zna nieskończoność, znała piekło  żyła. Świadczą, że bolem przed latami dojrzał;
Niech jak zabójca pierworodny brata Że miał już serce na czucia zamknięte.
Leci płomienną naznaczona blizną, Stał... słuchał chwilę potem ku drzwiom spojrzał,
W małej z początku żywiona iskierce, Chcąc niezgłębioną rzucić tajemnicę,
Kiedy w popioły obróciła serce, I tak jak ludzie niepewnością chwiani,
W proch się rozpadło dotknięte trucizną... Znów się odwrócił, z polu otarł lice,
O jak tu ciężko... poco pod sklepienia I wołał coraz głośniej:  Pani! pani!
Zamknięto kwiaty?... ta woń kwiatów nudzi!... Już ranek świta... Pani! o na Boga!
Bo kwiaty nocÄ… jak dawne wspomnienia Uciekaj ze mnÄ…  korzystajmy z cieni...
Kiedy rozkwitną, zabijają ludzi. Bo teraz jeszcze mgłą pewniejsza droga,
Rozbić te okna!  rozbić szklanne stropy! I on się zbudzi... Korzystajmy z mroku...
Czy mi się zdaje? zali w tym wazonie Choćbyś mi dała twoich sto pierścieni,
Rosnące róże i helijotropy, Za sto pierścieni nie chcę czekać kary.
Podobne z siebie jak krew dajÄ… wonie? Ja nie wytrzymam nawet Lambra wzroku,
Wiele, tłum wspomnień zostawiam po sobie: Bo on jak człowiek, on się mści bez miary.
Sławę... i zbrodni przebieżone stopnie Pani! odpowiedz... chwil mamy niewiele...
I krew  O sława! sława! to okropnie A korsarz... Cóż to? podłoga zroszona,
Stać jako posÄ…g na ojczyzny grobie. I krew... na martwém spotknÄ…Å‚em siÄ™ ciele.
Wyście mię wpletli w koło Iksyjona, Lampę odkryję... O Boże! to ona!
Wyście się po mnie; wiele spodziewali; Sztylet ma w piersiach... to ona... zabita .
Lecz miałem skute cierpieniem ramiona, Umilkł, tysiączne uczucie nim miota;
I wiecznie w tłumu zanurzony fali, Martwy w przestrachu  przerażeniem ożył.
Nie mogłem czoła wznieść nad tłum  cierpiałem. Spojrzał przez okno, krzyknął:  świta, świta!
Precz ludzie... dajcie spokojnie mi zasnąć! I z obłąkaniem chwycił za wór złota,
Ha! i ta lampa chce ze mną zagasnąć. Wybiegł i rygle za sobą założył.
Świeć blada lampo, kiedy ja się mroczę,
Świeć  i świeć jutro nad korsarza ciałem...
DotknÄ…Å‚em lampy i cale przezrocze XIV
Krwią poplamiłem.  Tu wrogi być muszą...
Wpadli na pokład i krew się rozlała,
Bogini nocy przed blaskami świtu
Słyszę nad głową, jak się deski kruszą,
Gwiazdy z rozwianych strząsała warkoczy;
Jak pierś okrętu rozbijają działa.
Deszczem spadały do morza błękitu,
Chodzcie tu wszyscy  choć mam twarz pobladłą,
Inne blask zorzy płonącej pochłonął.
To nie od trwogi... Chodzcie wszyscy razem!
Lambro otworzył mgliste snami oczy:
Jeszcze nad głową powieję żelazem...
Półową czucia leszcze we śnie tonął,
O jak mi ciemno!... więc wszystko przepadło?
Półową myśli sen przenikał zdradny.
Przekleństwo temu, co pomiędzy tłumem
Rozkołysany pośród burzy wrażeń.
Jękiem rozpaczy przerazliwie wrzasnął,
Lecz boleść była nicią Aryjadny,
Przekleństwo fali, co z piekielnym szumem
Po której wyszedł z labiryntu marzeń.
Drze siÄ™, szczelinÄ™ rozwierajÄ…c kruchÄ….
A szatan ciemny, co siÄ™ karmi Å‚zami,
I okręt z głębi łona westchnął głucho...
Skąpy swych darów, żadnych nie uroni';
 W głąb idę... Upadł na dywan i zasnął...
I chwil boleściom ukradzionych snami,
Większem cierpieniem i bolem dogonił.
Skoro w komnaty dzień przeniknął jasny,
XIII
Lambro krew ujrzał, stał nad martwem ciałem
I rzekł:  sztylelu głowicę poznałem.
Lampa zagasła. A korsarz otruty To jam go zabił, to mój sztylet własny.
Przed śmierci chwilą tonął w sen głęboki... Boże! czyż w świecie byłem tak splątany
A teraz... słychać tajemnicze kroki, Z tym tłumem ludzi, że nawet samotny
Ktoś przez otwarte cicho drzwi kajuty Umrzeć nie mogę  ale w tłum wmięszany
Wchodzi ostrożnie w krainę męczarni... Konam  i ludzie koło mnie padają,
 Cicho? rzekł,  cóż to, oboje uśpieni? Jak oberwany z drzewa liść stokrotny.
Więc nieco tajnej otworzył latarni, O! boleść! boleść umierać ze zgrają,
Rzucając kołem kilka mdłych promieni. Jak pod gruzami zawalonej ściany!
A gdy te biegły po ścianach komnaty, Gdzie nawet śmierci ostatnie westchnienie
Gdy od zwierciadeł wróciły przezroczy, Głośnemi jęki ludzi zagłuszone;
Widać przychodnia... pazia nosił szaty, Gdzie i ostatnie o zmarłym wspomnienie
Do zabitego szat podobne krojem, Nie na człowieka, lecz na tłum upada...
I równie bliski postawą jak strojem; Wzniosę ten zawój  pióra zakrwawione,
Ale miał czarne, jak noc czarne oczy, Ujrzę twarz pazia, czy mściwa i blada?
I mniej był młody i piękny na twarzy;
Bo na niej uśmiech i bladość korsarzy,
Juliusz SÅ‚owacki LAMBRO 12
XV I wiatr po żaglach okrętowych szumiał.
Korsarz na łonie złożył Idy zwłoki
I długo z martwą rozstać się nie umiał.
Lambro schylony z drżeniem i nieśmiało
To patrzał w odmęt ciemny i głęboki,
Zdjął zawój pazia ze strusiemi pióry...
To na jej lice zwracał smutne oczy;
I uderzony jak gromem, o mało
A wiatr mu ranny przesłaniał oblicze
Nie padł na ziemię, gdy spotkał oczyma
Mgłą rozwiewaną jej długich warkoczy;
Napół otwartej zrennicy lazury.
Wtenczas czuł włosa wonie tajemnicze
Upuścił zawój  sztyletu się ima...
I dumał długo cichym wspomnień żalem,
Potem przypomniał śmierć... sztylet odrzucił...
Ani go zmarłej twarz raziła zbladła.
Bo miał na ustach gorycze napoju.
Na płeć jej niegdyś płonącą koralem
I z obłąkaniem odszedł  i znów wrócił,
Śmierć bledsze barwy, ale piękne kładła.
I znów rękami od śmierci drżącemi
Widząc jej kształty, zda się, że upadła
Zdejmował zawój  wtenczas z pod zawoju
W uściski Lambra, zachwyceniem żywa;
Włos uwolniony sypał się po ziemi
I tylko drżąca tuli się do łona,
Ze smutnym szmerem i dokoła twarzy
O nadto skore rozstanie lękliwa.
Kładł się w tysiączne pierścienie rozwity.
Zda się, że szumem morza przerażona,
Okropny widok! Ta krew, co siÄ™ warzy,
Od grobu lice odwrócone trzyma;
Co poplamiła jej szat aksamity,
I z okiem Lambra wiąże się oczyma,
Na twarzy smutek i miękka omdlałość,
I dłoń mu błędną kładzie na ramiona.
I przezroczysta alabastru białość;
O! patrząc na nią, musiał czuciom kłamać,
Kilka uwiędłych kwiatów w martwej dłoni
Jeśli łzy nie miał na cierpienia nowe!
Trzyma na piersiach  a drugą dłoń dała
Gdy przyszło z objęć martwych się wyłamać,
Jak śpiące dziecko za węzgłowie skroni,
Odrzucić z szyi ręce lilijowe,
W takiej postawie martwa, jakby spała.
I twarz odsłonić z wonnej włosów chmury,
Przebył męczarnie wszystkie, wszystko przeżył...
Rzucił ją w morze i patrzał ponury,
XVI
Jak się krąg fali złamanej rozszerzył;
Patrzał, jak odmęt zrastał się rozbity,
Siły korsarza na pomoc zwołane,
A martwe ciało napoły widome
W serce wrzucone, z boleścią się łamią.
Napół morskiemi przykryte błękity,
On tak jak ludzie, co przed sobą kłamią
Wzruszonej morza fali się broniło,
Moc wielkÄ… duszy  wstydzi siÄ™ cierpienia.
Aamiąc się w kształty życiem nieruchome;
A gdy mu własne serce zlitowane
I utonęło pod morza mogiłą.
Niosło jałmużnę łez i użalenia,
A Lambro... on był szatanem czy głazem!
On ją odrzucił  on sercem hartownie
Lambro schylony nad takim obrazem
Boleści ciała brał i nie wydawał.
Śmiech miał na licach, wesołość na czole.
Ale po chwili nowych cierpień nawał
Ten śmiech, ustami wydany blademi,
Wszystkie mu członki połamał gwałtownie.
To były trucizn wracające bole,
Straszna to boleści rwał na czole włosy,
Był to śmiech Lambra  ostatni na ziemi.
Ręką bił w piersi  i krwawemi ciosy
Rozdzierał w bojach odebrane blizny.
Skądże ta rozpacz? oto w głębi łona
XVIII
Uczuł niknące cierpienie trucizny,
I myśl okropna  że siłami ciała
Lambro milczący usiadł na dywanie,
Bole zwycięży, trucizny pokona,
Cały się mroczył i bladnął i gasnął.
Że się wyłamie śmierci  zabijała.
A potem głośno w obie dłonie klasnął,
 Tak , rzekł posępny,  pochowam ją święcie,
Wnet stary majtek wbiegł na zawołanie.
W grób mój rodzinny, w ciche fal błękity.
Lambro rzekł:  Majtku! niech pop okrętowy
Sam dałem rozkaz  aby na okręcie
Zapali lampy jak o wielkiem święcie;
Pod tą zasłoną pawillonu krwawą
I niechaj głośno spiewa hymn grobowy,
Nie przeszła stopa ani cień kobiety...
Przy mnogich światłach, w mrocznym kadzidł dymie
Miałżebym pierwszy łamać dane prawo?
Za tych, co mają skonać na okręcie,
Mogliby ze mnie urągać niegodni!
I co skonali,
Przed nimi trzeba kryć wszystko  prócz zbrodnia.
  Panie! jakież imię
Wspomni w modlitwach? czyjeż gaśnie życie?
  Powiesić pazia na masztowym szczycie,
XVII
Za niego modły niech wzniesie do Pana . 
  Lambro! twój rozkaz spełnić się nie może.
Otworzył okna kajuty kratowe,
Twój paz gdzieś uszedł i zniknął od rana,
Siadł nad cichemi morza zwierciadłami.
Musiał tajemnie spuścić łódz na morze.
Morze się lśniło ciemno-lazurowe,
Lecz choćby w Pera ukrywał się wieże,
Złociste słońcem  osrebrzone mgłami;
Choćby się w gmachach zamykał sułtana,
Juliusz SÅ‚owacki LAMBRO 13
Nakarmię kruki jego ciała ćwiercią . 
  To nic... Pop niechaj odmawia pacierze
Za konających i za zmarłych duszę;
Teraz ty  odejdz... ja sam zostać muszę .
I cicho dodał:  sam jeden ze śmiercią .
XIX
Oto na czarnej okrętu banderze
Martwe korsarza spoczywają zwłoki.
Majtkowie wyszli na pokład szeroki,
I słychać było szeptane pacierze,
Szarawe kadzidł snuły się obłoki,
W dymach żółtawe płonęły gromnice.
I był to widok pięknością straszliwy,
Gdy majtki, patrząc w umarłego lice,
Cicho brzęczące zrywali kotwice,
I okręt płynął  a Lambro nieżywy
Po raz ostatni wędrował przez morze.
A skoro trzecie zabłysnęło zorze,
Umalowane czerwonemi świty,
Do fal rzucili ciało  i zniknęło...
I dział trzydzieście głęboko westchnęło
Na bezechowe otchłani błękity.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Juliusz SÅ‚owacki Ewangelia Prawdy
Uczucia osobiste i patriotyczne w poezji Juliusza SÅ‚owac~A92
beniowski juliusza słowackiego jako poemat dygresyjny
juliusz slowacki grob agamemnona
Kordian Juliusza SÅ‚owackiego
Juliusz Slowacki Kordian

więcej podobnych podstron