Leżała bezwładnie na ziemi skąpo porośniętej chwastami. Jakby tylko na chwilę
przysnęła, jakby tylko na chwilę chciała odpocząć od męczącego życia. Jej gęste i
puszyste blond włosy stały się posłaniem dla zbroczonej gęstą krwią twarzy. Zwiewna
tunika zakrywała jej nienaganne ciało, na nieskazitelnej skórze jawiły się ślady walki.
Ręce spowite tysiącami ran spoczywały na ziemi podtrzymując głowę, tylko przysnęła...
Zbliżyłem się do niej, dłoń delikatnie przyłożyłem do jej szyi, poczułem lekkie wibracje,
po chwili jej powieki zaczęły trzepotać niczym skrzydła motyla w słoneczny dzień. Żyłą,
po chwili całkowicie otworzyła oczy, błękit jej zrenic przyprawił mnie o dreszcze,
jakbym zobaczył w nich to co przeżyła, jakbym poczuł ostrze miecza na swojej skórze.
Delikatnie chwyciła mnie za rękę, poczułem ciepło, tylko tyle mogła mi dać, tylko tyle jej
zostało. Miałem wrażenie, że ciągle chce mi coś powiedzieć, lecz nie ma sił aby wydusić z
siebie ani słowa. Ostatni eliksir, wyprawa była męcząca, pełna niebezpieczeństw
czających się na każdym kroku, mimo to nie pozostawiłem jej bezbronnej, nie
pozostawiłem jej na pastwę losu, na kły wilka, na ostre pazury niedzwiedzia.
Odkorkowałem fiolkę, słońce chowało się już za horyzontem, świat oświetliły ostatnie
lekko pomarańczowe promienie, nie miałem zbyt wiele czasu. Podtrzymując jej głowę
podałem jej moją ostatnią deskę ratunku, choć do najbliższej karczmy było jeszcze
daleko. Stawiała lekki opór, lecz tak na prawdę wiedziała że chcę jej pomóc, kiedy
wypiła całą zawartość eliksiru wzmocniła uścisk dłoni, wzięła głęboki oddech i
własnymi siłami próbowała podnieść się z kamienistej ziemi.
- Jeszcze nie - oznajmiłem ze spokojem gdy jej rany zaczęły się zamykać a
płynąca z nich krew gęstnieć.
Jej głowa znów wylądowała na ziemi, widziałem jak z minuty na minutę
odzyskuje siły. Na jej twarzy powoli zaczął malować się wdzięczny uśmiech, błękit jej
oczu wydawał się żywszy. Równinę zaczął ogarniać mrok.
- Co się stało? - zapytałem.
Kobieta usiadła, jej bujne włosy zakrywały większość jej twarzy opadając na
ramiona.
- Elein, jestem Elein, oni.. Napadli mnie i - chwyciłem ją za rękę, mogłem się
domyślić jaką krzywdę wyrządziła jej banda zwyrodnialców. Wędrowni bandyci...
Podałem jej rękę.
- Jedzmy stąd, robi się już ciemno.
Wstała, eliksir zadziałał szybciej niż mogłem się tego spodziewać, mój koń skubał
kępkę zielonej trawy niedaleko, trzymając Elein podążałem powoli w stronę jednego z
najlepszych koni z królewskiej stajni. Miała coraz więcej sił, prawie samodzielnie
wdrapała się na wierzchowca który zawiezie ją do oazy spokoju z dala od przemocy
która już na zawsze zostawiła piętno na jej duszy. Kopyta powoli zaczęły uderzać o
podłoże, chwyciła mnie mocno, obejmując tak, że z trudem mogłem oddychać, nie
zwróciłem jednak na to uwagi, czułem, że ma we mnie oparcie i ufa mi. A ja nie mogłem
tego zaufania zawieść.
***
W moich uszach rozległ się delikatny szelest. Elein otworzyła oczy przeciągając
się lekko na swoim łóżku. Siedziałem na masywnym dębowym krześle, plecy bolały
mnie od drewnianego oparcia na którym spoczywały całą noc ze względu na jedno
łóżko. Zdążyłem już przynieść śniadanie. Kobieta przez chwilę lustrowała otaczającą ją
przestrzeń jakby nie wiedziała gdzie aktualnie się znajduje i jak się w owym miejscu
znalazła. Kiedy jej oczy natrafiły na moją postać, uśmiechnęła się delikatnie. Widziała we
mnie dobrego człowieka który uratował ją przed pożarciem ciemności nocy, pożarciem
które nie jedno miało imię. Wstała, rany które szpeciły jej dłonie były już tylko lekkimi
bliznami, eliksir wciąż działał i również na to miał pomóc. Elein zasiadła do stołu na
którym gościło już sporo jedzenia.
- Dlaczego nie znam jeszcze imienia mojego wybawcy? - zapytała odgarniając
kosmyki włosów z nieskazitelnej już twarzy.
- Może dlatego, że o nie jeszcze nie pytałaś - powiedziałem zimnym tonem nie
zdając sobie sprawy z tego, że może to zabrzmieć nieco wrogo.
Jej mina zrzedła.
- Przepraszam - skinąłem głową. - Jestem Cerdic.
Elein uśmiechnęła się kącikiem ust ale nie był to już uśmiech taki jak sprzed
chwili. Wzięła do ręki kromkę świeżego chleba rozlewając przy tym wino do dwóch nie
najczystszych kubków. Machnęła ręką w geście zaproszenia, nie musiała długo czekać,
wstałem jak tresowany pies u po chwili siedziałem już z nią przy małym stoliku za jej
łóżkiem.
- Gdyby nie ty, pewnie już bym nie żyła - powiedziała kładąc rękę na mojej
spoczywającej obok talerza na którym zdążył już wylądować spory kawałek sera.
- Żaden kłopot - powiedziałem gdyby była to tylko mała przysługa, nie lubiłem
obnosić się z moim altruizmem.
Jej dotyk mnie dekoncertował, patrzyła mi głęboko w oczy jakby były tam spisane
wszystkie informacje na mój temat, patrzyła tak przez chwilę, pózniej odsunęła rękę i
zabrała się za jedzenie.
***
Karczmarz był wyjątkowo miłym człowiekiem, choć nie był zbyt zamożny to parę
moich wcześniejszych wizyt sprawiło że kiedy chciałem zapłacić a sakiewka
niespodziewanie zaczęła świecić pustkami machnął ręką zamykając z impetem księgę
rachunkową. Elein wyszła z pokoju ostatni raz patrząc na miejsce w którym spędziła
poprzednią noc. Nie musiałem jej poganiać, doskonale wiedziała że czeka mnie długa
podróż a sama nie chciała być balastem. Zamknęła drzwi i spojrzała na mnie, kiwnąłem
głową i udała się do wyjścia, grzecznie pożegnałem karczmarza i podążyłem za nią.
Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, uderzyła nas fala wiatru niosącego zapach morza. Niebo
było zachmurzone, słońce próbowało się przebić przez warstwę gęstych kłębów lecz
bezskutecznie. Ulica tętniła życiem. Mój ogier wydawał się być odrobinę
zniecierpliwiony co chwilę prychając i uderzając kopytami o ziemię.
- Musisz już jechać, prawda? - Elein spojrzała na mnie z smutnym wyrazem twrzy.
- Tak, król... - nie zdążyłem dokończyć zdania kiedy rzuciła mi się w objęcia.
- Jesteś dobrym człowiekiem - wyszeptała mi na ucho po czym delikatnie
aczkolwiek zdecydowanie dotknęła swoimi pełnymi ustami moich. Poczułem ciepło
emanujące z jej wnętrza, obraz rzeczywistości stał się niewyrazny, po chwili całkiem
zniknął. W kłębach ciemności ujrzałem równiny, te same równiny na których znalazłem
wczoraj ranną kobietę, ku mojemu zdziwieniu pełna życia spacerowała lustrując
powierzchnię ziemi w poszukiwaniu potrzebnych ziół. Ujrzałem też trzech mężczyzn
wyłaniających się z pobliskich krzewów, zdążali oni w stronę Elein, próbowałem ich
powstrzymać, wszystko wydawało się takie realne, myślałem, że mogę odmienić bieg
wydarzeń. Jeden z nich przeciął sztyletem jej skórę na ramieniu, drugi z nich chwycił ją
w talii i uderzał z całej siły, upadła bezwładnie na ziemię, pózniej trzeci z nich podniósł
kamień i uderzył ją w głowę, tak, że straciła przytomność, wyciągnął nóż i bawił się nią
jakby była upolowaną zdobyczą, kawałkiem mięsa... Zamknąłem oczy, nie mogłem
patrzeć na to cierpienie, było gorsze niż w moich wyobrażeniach. Zatarty obraz
rzeczywistości zaczął nabierać ostrości. Czułem delikatne usta Elein. Chwyciła mnie za
rękę kończąc wizję, odrywając się ode mnie. Ostatni raz poczułem jej ciepło.
- Żegnaj - wydusiłem kiedy odchodziła.
- Chciałeś powiedzieć, do zobaczenia - błysk w jej oczach był jednoznaczny, to nie
było nasze ostatnie spotkanie...
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Brown Fredric To jeszcze nie koniec (opowiadanie)2003 To jeszcze nie koniec chodnikaOcalić życie to jeszcze nie wszystko04 10 Styczeń 2000 To nie koniecBankructwo państwa to nie koniec świata (wersja do druku)Chromosom Y się regeneruje Wyglada na to iż nie jest on strukturą szczątkowąmdlaczego jeszcze nie masz dziewczynyDlaczego jeszcze nie masz dziewczynydlaczego jeszcze nie masz dziewczyny(PEŁNA WERSJA)33 14 Marzec 2000 Czeczenia jeszcze nie zginęłaTo już jest koniec LiroyTo może być koniec KRUS u! Przez Unię Europejską16 metod antykoncepcyjnych, których jeszcze nie wypróbowałaśczy to jeszcze kosciol katolickiNa dobry poczatek i jeszcze lepszy koniecBędzie koalicja PO SLD To się nie opłacadlaczego jeszcze nie masz dziewczyny (2)więcej podobnych podstron