Mocarstwo czy beczka prochu? http://wyborcza.pl/2029020,76842,8277179.html?sms_code=
Mocarstwo czy beczka prochu?
Andrzej Lubowski 2010-08-23, ostatnia aktualizacja 2010-08-20 18:23:51.0
Współczesne Chiny to dowód na to, że przynajmniej w krótkim okresie da się pogodzić wzrost gospodarczy z
polityczną opresją. Ale zdumiewające sukcesy Pekinu nie gwarantują świetlanej przyszłości
Gdy kruszyła się "żelazna kurtyna", na Chiny przypadało dwa procent światowego eksportu; mniej niż na Kanadę,
Południową Koreę, czy Szwajcarię, i pięć razy mniej niż na Japonię. Dziś to druga po Stanach Zjednoczonych potęga
gospodarcza świata, lider światowego eksportu, kraj o nadwyżce w bilansie handlowym przekraczającej ćwierć biliona
dolarów, dwóch bilionach dolarów rezerw walutowych i zapierającym dech tempie wzrostu gospodarczego.
Paradoksalnie, komunistycznym Chinom drogę do potęgi utorował upadek komunizmu. yródła chińskiego cudu to mariaż
taniej pracy Chińczyka i kapitału, który dopiero po upadku komunizmu odważył się wejść do Chin. Według szacunków
UNCTAD (United Nations Conference on Trade and Development), firmy zagraniczne zainwestowały w Chinach około
500 miliardów dolarów. Z 200 największych chińskich eksporterów w ubiegłym roku, 153 to firmy z obcym kapitałem.
"Czy kogokolwiek obchodzi jakiego koloru jest kot, tak długo jak łapie myszy?" - brzmi często cytowane pytanie
arcypragmatycznego Deng Xiaopinga, faktycznie rządzącego Chinami po śmierci Mao, który dramatycznie odwrócił
kierunek rozwoju kraju i otworzył go na Zachód. Deng odstapił do ortodoksji w sferze gospodarczej, ale nie pozwolił
kwestionować partyjnej dyktatury. Porażka Gorbaczowa i upadek sowieckiego imperium utwierdziły go w przekonaniu, że
liczy się przede wszystkim gospodarka, a odrobina demokracji nie prowadzi do niczego dobrego, więc o alternatywie dla
partyjnego monopolu władzy nie ma mowy.
W 2001, gdy Chiny przyjęto do Światowej Organizacji Handlu, do Kraju Środka ruszyli z Zachodu nie tylko producenci
tekstyliów, odzieży i mebli, ale obrabiarek i części samochodowych, programów komputerowych, aparatury lotniczej i
elektroniki. W pierwszym półroczu amerykański import towarów "wysokiej technologii" z Chin był o 41 miliardów wyższy
niż amerykański eksport. Nie dlatego, że Chiny dokonały rewolucyjnego skoku technologicznego, ale dlatego, że ten
import to towary wytwarzane w Chinach przez amerykańskie firmy. Między Stanami Zjednoczonymi a komunistycznymi
Chinami wytworzyła się swoista symbioza: Ameryka daje Chińczykom pracę, a więc spokój społeczny, a w zamian
amerykański konsument dostaje tanie towary, zaś amerykańskie korporacje zyski, o które trudno byłoby gdzie indziej.
Ogromna nadwyżka chińskiego eksportu nad importem - od 2001 do 2008 roku skoczyła z 50 do 260 miliardów euro -
oznacza, że reszta świata kupując chińskie towary tworzy miejsca pracy w Chinach, często tracąc własne. Teza, że
Chiny to motor światowego rozwoju jest po prostu chybiona. Ci którzy ją lansują, zdają się nie rozumieć, że ten motor,
póki co, napędza tylko siebie.
W batalii o światowe rynki Chiny umiejętnie wykorzystują luki i brak precyzji w regułach handlu międzynarodowego,
zręcznie walczą z oznakami protekcjonizmu wśród niektórych ze swych partnerów, jednocześnie sztucznie utrzymując
niski kurs własnej waluty. Do niedawna oskarżano je głównie o dumping - sprzedaż poniżej kosztów produkcji - a
adresatem takich skarg były konkretne chińskie firmy. W tym roku do Komisji Europejskiej dotarła pierwsza oficjalna
skarga na subsydia, jakimi rząd Chin wspiera krajowych eksporterów.
Wzrost aspiracji, ale nie rebelia
Wiosną i wczesnym latem tego roku przez Chiny przetoczyła się fala strajków. Dosięgły głównie znanych firm
zagranicznych i dlatego pewnie odbiły się szerokim echem poza Chinami. Symbolem zmian na rynku pracy stała się
tajwańska firma Foxconn, która produkuje między innymi iPhona, iPoda, komputery Della oraz telefony Noki i Motoroli i
zatrudnia w Chinach ponad 800 tysięcy ludzi. Zrobiło się o niej głośno, gdy 10 jej pracowników w mieście Shenzhen w
południowych Chinach popełniło samobójstwo. Zdaniem ekspertów nie był to protest przeciwko warunkom pracy. Firma
należy do liderów w tej dziedzinie: zapewnia stołówki, kliniki, bibliotekę, obiekty sportowe, nawet porady psychologa. Ale
wymagania młodych robotników są wyższe, niż poprzedniej generacji. Gorzej sobie radzą ze stresem, monotonią,
brakiem jasnych perspektyw. Mniej są skłonni porównywać się z tymi, którzy na wsi zostali. Z fabryk Foxconn średnio co
miesiąc odchodzi 20 tysięcy pracowników, których trzeba zastąpić. Foxconn, podobnie jak inne firmy zagraniczne,
zaoferował wysokie podwyżki.
Demonstracje na rzecz poprawy warunków pracy to nic nowego; oficjalne dane chińskie mówią o dziesiątkach tysięcy
każdego roku, a rzeczywista liczba może być wyższa. Na początku lat 90. dzikie strajki w odpowiedzi na brutalne
traktowanie w japońskich i koreańskich fabrykach doprowadziły do przyjęcia pierwszego prawa pracy. Niemal 10 lat
pózniej dziesiątki milionów chińskich robotników protestowały, gdy pozbawiła ich pracy restrukturyzacja przedsiębiorstw
państwowych. Od tamtego czasu zmieniła się sytuacja na rynku pracy. W wyniku karkołomnego tempa wzrostu produkcji
na chińskim wybrzeżu zaczyna brakować wykwalifikowanych pracowników. Podniosła się jednoczesnie świadomość
praw pracowniczych.
Partyjni liderzy rozumieją świetnie siłę wielkoprzemysłowej klasy robotniczej, możliwość transformacji tłumu nieznajomych
w "klasę" - świadomą swych interesów. Ale robotnicy fabryk chińskiego wybrzeża póki co nie pokazali "świadomości
klasowej", nie widać zalążków niezależnego ruchu związkowego.
Płace minimalne zaczęły podnosić także rządy lokalne. Mają one częściowo przynajmniej niwelować rosnące ostatnimi
laty rozpiętości w poziomie dochodów między wybrzeżem, a środkiem kraju, co budzi w partii obawy o długofalowe
konsekwencje polityczne. Coraz częściej mówi się i o tym, że Pekin wspiera podwyżki płac, aby stymulować krajową
konsumpcję i zmniejszyć zależność kraju od taniego eksportu.
Już w przyszłym roku spadnie znacznie liczebność grupy wiekowej 15-29. Przynajmniej w dzisiejszych centrach
przemysłowych, przez które przewala się lawina około 130 milionów migrantów ze wsi, zarabiających średnio 200
dolarów miesięcznie, trzeba będzie więcej płacić. Ze wzrostem płac rynek wewnętrzny, wygłodniały, stanie się bardziej
lukratywny. Wzrost dochodów społeczeństwa chińskiego może przynieść korzyści wszystkim. Droższe towary chińskie to
potencjalna ulga dla rywali z innych krajów azjatyckich, a także Afryki czy Ameryki Aacińskiej. Rosnące koszty w
tradycyjnych centrach będą zachęcać do inwestycji wewnątrz kraju, co zmniejszyłoby społeczne koszty migracji i dało
lepszą szansę na godziwe życie rodzinne. Wreszcie bardziej zamożny i chłonny rynek wewnętrzny Chin to ogromna
szansa dla producentów z całego świata. Zagraniczne firmy, które przyszły zwabione tanim pracownikiem, pozostaną dla
masy klientów.
Płace w miastach wybrzeża zbliżają się już do poziomu Tajlandii czy Filipin. Są trzykrotnie wyższe niż w Wietnamie,
którego atrakcyjność dla inwestorów zagranicznych rośnie wraz ze wzrostem kosztów w Chinach, choć Wietnam Chinom
1 z 3 2010-10-12 00:55
Mocarstwo czy beczka prochu? http://wyborcza.pl/2029020,76842,8277179.html?sms_code=
nie zagrozi, bo jest za mały.
Ostatnie podwyżki nie pozbawią Chin statusu "fabryki świata". Mogą natomiast, zdaniem chińskich optymistów, skłonić
do zmian w strukturze produkcji - zwiększyć zainteresowanie bardziej zaawansowanymi technologiami. Jako zródło
inspiracji podaje się Południową Koreę, która przyjmując proeksportową strategię rozwoju jednocześnie inwestowała w
edukację pracowników, ich zdolności innowacyjne i tworzyła bodzce dla przepływu ludzi ze wsi do centrów
przemysłowych.
Władze Chin, nie zaniedbując szkolnictwa, stawiają ogromne pieniądze na inne rozwiązanie. Przez 30 lat miliony ludzi z
biednych wsi wędrowało w poszukiwaniu lepszego losu do prosperujących miast na wybrzeżu. Dziś nowa faza
urbanizacji próbuje odwrócić te logikę: rząd chce przybliżyć miasto chłopom w chińskim interiorze. Zamienia wiejskie
drogi w autostrady, i stawia parki przemysłowe tam, gdzie kiedyś stały nędzne chałupy. Buduje nowe miasta w nadziei,
że ściągną do nich miliony ludzi spragnionych lepszych szans. W zamyśle władz ta urbanizacja to wehikuł wzrostu
opartego o popyt wewnętrzny - więcej materiałów budowlanych, więcej maszyn drogowych, a potem, więcej mebli i
pralek do nowych mieszkań - a także szansa na lepszą edukacje i opiekę zdrowotną, i lepsze zarobki bez potrzeby
migracji. Szacuje się, że w najbliższych 30 latach ludność miast wzrośnie o około 400 milionów. Do tych nowych miast ma
także wrócić trochę ludzi z wybrzeża, którzy ze wsi pojechali do fabryk, by lepiej zarobić. Niektórzy wrócą po to, by dać
dzieciom szanse na naukę: hukou, dowod osobisty", przywiązał chłopa do komuny, w której mieszkał, także po to, by
miast nie zalała lawina biednego chłopstwa. Jeśli ją opuścił, tracił świadczenia.
Ta masowa urbanizacja budzi jednak uczucia dalekie od entuzjazmu z rozmaitych powodów. Towarzyszy jej
przejmowanie ziemi od chłopów po narzuconych cenach i gigantyczna korupcja. Wieśniacy zadają sobie pytania: czy to
dobry interes, zważywszy, że płaca będzie niższa niż na wybrzeżu?
Chiński model nie do powielenia
Dziś dostrzec można dwa skrajne sposoby widzenia współczesnych Chin. W myśl pierwszego, gdy Deng Xiaoping zdjął z
gospodarki ideologiczne kajdanki, ruszyła na podbój świata potęga nie do powstrzymania. W myśl drugiego,
komunistyczne Chiny to nic innego jak gigantyczna arcytania fabryka zatrudniająca biednych, pozbawionych zdolności do
innowacji ludzi, w warunkach politycznej i ekologicznej deprawacji.
Chińskie sukcesy stały się przedmiotem zazdrości wielu krajów rozwijających się. Mnożą się zatem pytania nie tyle o
polityczną i społeczną cenę chińskiego modelu, ale o to, czy ten model da radę utrzymać na dłuższą metę, i czy da go się
powielić.
O ile pierwsze pytanie budzi kontrowersje, o tyle drugie jest prostsze. Chiński model nie jest do powielenia, bo reformy
ostatnich 30 lat wynikają z unikalnego splotu chińskiej kultury, demografii, i filozofii rządzenia. Jest on także wynikiem
szczególnych okoliczności historycznych, o skali nie wspominając. Gwałtowne przyśpieszenie poprzedził gwałtowny
wstrząs społeczny, jakim była brutalna rewolucja kulturalna. Pokazała ona setkom milionów ludzi w bolesny sposób skalę
potencjalnych represji i utrwaliła w zbiorowej świadomości szacunek dla stabilizacji.
Kilka lat temu w Chinach sprzedano miliony egzemplarzy powieści "Bracia" chińskiego pisarza Yu Hua. Powieść odwołuje
się zarówno do tragicznych doświadczeń Rewolucji Kulturalnej jak i dekadencji dzisiejszego chińskiego kapitalizmu.
Ciarki przechodzą po plecach, gdy autor serwuje graficzne opisy wkładania przez strażników więzniowi politycznemu
zapalonych papierosów do odbytu czy samobójstwo człowieka umęczonego torturami, który wbija sobie gwózdz w mózg.
Yu Hua nie pozostawia wątpliwości, że to właśnie wynaturzenia Rewolucji Kulturalnej stworzyły moralne podłoże pod
dzisiejszy chiński turbokapitalizm - wyjałowiły wrażliwość, zabiły skrupuły. Pokazuje, jak szaleństwo Rewolucji przeistacza
się w szaleńcze ekscesy materializmu. Dzisiejsze Chiny to jego zdaniem kraj w uścisku politycznego autorytaryzmu, orgii
konsumpcjonizmu i moralnej deprawacji.
Osiągnięcia transformacji budzić muszą respekt. Setki milionów wydobyły się z nędzy, gwałtownie wzrosła indywidualna
konsumpcja. Spadła umieralność niemowląt. Powszechny jest dostęp do oświaty i ochrony zdrowia. Chiny stały się
największą na świecie reklamą autorytarnego kapitalizmu. Promują wartości i normy, które stanowią wyzwanie dla
fundamentów zachodniej demokracji. Rządzącym oferują władzę bez legislacji i wścibskich mediów; masom - pracę, dach
nad głową i wizję lepszej przyszłości, z góry zakładając, że poprawa środowiska naturalnego, warunków pracy i
świadczeń społecznych ustępuje priorytetowi szybkiego wzrostu. Nie ma obietnic publicznej debaty ani wolności słowa,
wiary i stowarzyszeń. Masy mają szanować władzę i nie mieszać się do polityki. Zdecydowana większość blisko
półtoramiliardowego kraju to akceptuje. Chińskie osiągnięcia budzą podziw nie tylko w krajach biednych, którym marzy
się solidny system edukacji i opieki zdrowotnej. Chiny niezle sobie poradziły ze skutkami kryzysu finansowego 2008 roku.
Eksport ucierpiał, i choć początkowo miliony robotników - migrantów straciły pracę, to szybko wszystko wróciło do normy.
Rząd odkręcił kurki państwowych banków i pakiet stymulacyjny ruszył z kopyta bez debat właściwych demokracjom.
Zachodnie demokracje uwikłane często w niekończące się debaty, zazdroszczą niekiedy decyzyjności chińskiego
autorytaryzmu, choć rzadko o tym otwarcie mówią. Ale to kolejny mit. Brak charyzmatycznego i niekwestionowanego
lidera, takiego jak Mao, a potem Deng, zwalnia procesy decyzyjne. Rząd centralny ma kłopoty, aby swe ustalenia wcielać
w życie w terenie. Szybki wzrost tylko spotęgował poczucie niepewności w kierownictwie, które jest świadome, że musi
uciekać do przodu, że społeczeństwo jest lepiej poinformowane, wie więcej o świecie i ma nieustannie rosnące aspiracje.
Rząd nie wypuszcza z rąk kontroli nad mediami, wydaje tyle na policję i bezpieczeństwo wewnętrzne co na obronę, a
mimo tego zaskoczyła go skala etnicznych protestów w Tybecie i Xinjiangu. Gdy w 1989 roku studenci wyszli na Plac
Tiananmen w Pekinie i na ulice 132 innych miast, kierownictwo partii różniło się w opiniach jak zareagować. Można tylko
spekulować, co by się stało, gdyby nie to, że wojsko posłuchało rozkazów Denga Xiaopinga, który zresztą nie był już
członkiem Biura Politycznego. Podziały w kierownictwie stały się impulsem do rewolucyjnych zrywów w innych
autorytarnych reżimach i Chiny mogą podzielić ten los.
Ulubiony temat futurologów
Spekulacje na temat przyszłości Chin to jedno z najbardziej frapujących dziś intelektualnie zajęć. George Friedman w
książce "Następne 100 Lat. Prognoza na XXI Wiek" przewiduje erozję ich pozycji. Pisze, że ponieważ nie wykształciły one
jak dotąd silnego rynku wewnętrznego, każde osłabienie popytu zewnętrznego może doprowadzić do destabilizacji kraju,
którego różne części niewiele ze sobą łączy. Interesy Szanghaju i innych ośrodków przemysłu na chińskim wybrzeżu
zależą bardziej od tego co się dzieje w Los Angeles, Nowym Jorku czy Londynie, niż od Pekinu czy dalekiego interioru.
Reżim opiera się o dwa filary: jeden to ogromna biurokracja, a drugi to kompleks wojskowo-policyjny. Trzeci filar, jakim
była ideologia, praktycznie zniknął. Lojalność albo się kupuje, albo do niej zmusza. W przypadku poważnego kryzysu
gospodarczego, który pociągnie za sobą nieuchronnie napięcia społeczne, rząd odwoła się do nacjonalizmu i ksenofobii.
Chińczycy tradycyjnie nie mają zaufania do obcych, i tak jak Mao winą za słabości i nędzę Chin obciążył obcych, tak
stanie się w przyszłości.
2 z 3 2010-10-12 00:55
Mocarstwo czy beczka prochu? http://wyborcza.pl/2029020,76842,8277179.html?sms_code=
Friedman widzi dla Chin trzy możliwe scenariusze: pierwszy, mało prawdopodobny, to kontynuacja astronomicznego
tempa wzrostu; drugi, to nawrót do daleko posuniętej centralizacji w obliczu napięć wynikających ze zwolnienia tempa
wzrostu; zaś trzeci, to osłabienie władzy centralnej w wyniku różnic interesów między poszczególnymi prowincjami.
Rozwój Chin jest pełen wewnętrznych sprzeczności. Szybki wzrost gospodarczy jedne z nich łagodzi, inne rodzi lub
potęguje. Rosną wprawdzie nakłady na "zielone technologie", ale efekty póki co są mizerne, czego zresztą władze nie
ukrywają. Z danych ogłoszonych przez Ministerstwo Ochrony Środowiska w końcu lipca wynika, że 43 procent rzek
monitorowanych przez państwo ma wodę tak zanieczyszczoną, że człowiek nie powinien w ogóle wchodzić z nią w
kontakt. Według Banku Światowego 16 spośród 20 najbardziej zanieczyszczonych miast świata to miasta chińskie. Do
tego dochodzą więzienia dla opozycji politycznej, brak tolerancji religijnej, gigantyczna korupcja i nagminne gwałcenie
własności intelektualnej. W zeszłym roku Chiny wykonały więcej wyroków śmierci niż reszta świata razem wzięta. Mają
także najwyższy na świecie wskaznik samobójstw wśród kobiet; są jedynym krajem, gdzie przekracza on wskaznik
samobójstw wśród mężczyzn, i jednym z nielicznych, gdzie samobójstwa są częstsze na wsi niż w miastach. Przyczyn
badacze chińscy upatrują w łatwym dostępie na wsi do trucizny na szczury, a także w niedostatku lecznictwa
psychiatrycznego.
Scenariusz upadku komunistycznych Chin wydaje się niewyobrażalny. Ale kto przewidział w 1980 roku, roku Olimpiady w
Moskwie, że Związek Radziecki w 1991 roku będzie dogorywać? Gordon G. Chang, autor wysoko cenionej w kręgach
naukowych książki "The Coming Collapse of China" (Nadchodzący Upadek Chin), za motto użył słów Leona Trockiego,
że rewolucja jest niemożliwa, dopóki nie stanie się nieunikniona.
Chińskie wyższe uczelnie opuszcza rocznie sześć milionów absolwentów. Czy fabryka świata da im pracę zgodną z
wykształceniem i aspiracjami? Co się stanie, jeśli nie da?
Czy Chiny są "skazane" na ewolucję w stronę demokracji? Boa Tong, były dyrektor Biura Reform Politycznych KC
Komunistycznej Partii Chin, najwyższy rangą funcjonariusz partyjny uwięziony za sprzeciw wobec represji na Placu
Tianamen, (siedem lat więzienia za "zdradę tajemnic państwowych i rozpowszechnianie kontrrewolucyjnej propagandy")
za pobożne życzenie uznał tezę, że partia zmierza w stronę socjaldemokracji. Jego zdaniem u korzeni choroby społecznej
współczesnych Chin leży nadal "deficyt demokracji" wynikający z władzy absolutnej partii. "Deficyt demokracji - powiada
Bao Tong - zawsze będzie zródłem społecznej niestabilności, dokładnie tego, czego przywódcy chińscy, nowi i starzy, z
taką desperacją starali się uniknąć."
Chiny na pewno czekają zmiany. Nie sposób dziś przewidzieć, czy będą one ewolucyjne, czy też azjatyckiego giganta
dosięgną dramaty i konwulsje. Zachód spogląda dziś na Chiny jako zródło dynamiki. Ale Pekin pozostaje w defensywie.
Boi się, czy wzrost będzie wystarczająco szybki, aby uniknąć bólu na tyle silnego, że przełoży się on na dramatyczny
wybuch społecznego niezadowolenia.
Andrzej Lubowski - publicysta i ekonomista, na stałe mieszkający w USA
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl - http://wyborcza.pl/0,0.html Agora SA
3 z 3 2010-10-12 00:55
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Czy istnieją podziemne światyHeller Czy fizyka jest nauką humanistycznąRzym 5 w 12,14 CZY WIERZYSZ EWOLUCJIChlopiec czy dziewczynkaSZKLANE CZY WĘGLOWE WŁÓKNA W KOMPOZYTACH POLIMEROWYCHGoralu czy ci nie zal txt03 poeta czy malarzidB67RELIGIA W CZASIE CZY POZA NCzy obraz narodu i społeczeństwa polskiego w twórczości ~A19Wspólny projekt czy wspólneustalenie czy jest wypadekChcesz czy nie StachurskyChłopiec czy dziewczynka (płeć dziecka)1 A Nowaczyk, Czy można zrozumieć Hegla (Uwagi profana)więcej podobnych podstron