200401 3397

background image

Nie boi si´ duchów

, ale jest przesàdny: unika czar-

nych kotów, zawsze najpierw wk∏ada r´kawiczk´
na prawà r´k´, nie operuje trzynastego w piàtek.
Lubi hazard (jeÊli poker, to tylko na pieniàdze: „Gra
o zapa∏ki to nie poker”), a do tego dobre papiero-
sy i kaw´ (kiedyÊ wypija∏ nawet kilkanaÊcie fili˝a-
nek dziennie). Nad wino i piwo stawia whisky oraz
alkohole czyste, zamiast chudego drobiu zje golon-
k´ (ale bez skóry). Gdyby nie chodzi∏o o Zbigniewa

Relig´, najs∏ynniejszego polskiego kardiochirurga,
cz∏owiek z tak wieloma s∏aboÊciami nas∏ucha∏by
si´ zewszàd màdrych rad: zacznij o siebie dbaç,
nie ryzykuj, szanuj serce. Profesor, który w grudniu
skoƒczy∏ 65 lat, jest wcià˝ w doskonalej kondycji,
co nawet jego samego zaczyna nieskromnie dzi-
wiç. „Moja kariera chirurga ju˝ si´ powoli koƒczy,
mam tego ÊwiadomoÊç – mówi. – Ale tkwià we mnie
tak du˝e pok∏ady energii, ˝e ch´tnie je wykorzystu-

j´ poza salà operacyjnà. Na przyk∏ad w polityce.
Wybory prezydenckie? KiedyÊ stanowczo je wyklu-
cza∏em, dziÊ moja odpowiedê brzmi: o tym te˝ trze-
ba myÊleç”.

Gdyby o tym nie pomyÊleli inni, Religa nigdy by

si´ politykà nie zainteresowa∏. I choç ten maria˝
trwa od 10 lat ze zmiennym na razie szcz´Êciem, to
bioràc pod uwag´ wi´kszoÊç jego udanych decyzji
˝yciowych podejmowanych za namowà osób trze-
cich (do studiów medycznych zmusili go rodzice,
o wyborze kardiochirurgii zadecydowa∏ przypa-
dek), trudno przewidzieç, czy tak˝e kariera politycz-
na nie zaprowadzi kiedyÊ profesora na szczyty.

W 1993 roku zadzwoni∏ prezydent Lech Wa∏´sa

i powiedzia∏: „Zapraszamy do wyborów i Bezpar-
tyjnego Bloku Wspierania Reform (BBWR)”. Z tej
listy zdoby∏ mandat senatora z najwi´kszà liczbà
g∏osów w Polsce (503 tys.). „Wtedy, kiedy wi´kszoÊç
˝ycia sp´dza∏em przy stole operacyjnym, Êwiat
by∏ dla mnie prosty i jasny, a ja chcia∏em robiç
coÊ dobrego dla innych. Nauczy∏em si´, ˝e do tego
trzeba mieç stanowisko. I teraz chc´ mieç to stano-
wisko, aby móc decydowaç. Przy stole operacyj-
nym mog´ pomóc jednemu cz∏owiekowi, w polity-
ce pomaga si´ tysiàcom”.

Niedawno stanà∏ na czele komitetu za∏o˝yciel-

skiego nowej partii centroprawicowej i ma nadzie-
j´, ˝e to przedsi´wzi´cie oka˝e si´ du˝o bardziej
udane ni˝ BBWR czy partia „Republikanie” (oby-
dwu ugrupowaniom przewodniczy∏ w latach
1994–1995). Analitycy polskiej sceny politycznej
nie dajà mu jednak na to wi´kszych szans. Mo˝e
wi´c prof. Religa do rzàdzenia bez lekarskiego
fartucha po prostu nie jest stworzony? Ilekroç
musia∏ odpowiadaç na pytanie, co jest dla niego
wa˝niejsze – medycyna czy ˝ycie partyjno-klubo-
we – zawsze stawia∏ na pierwszym miejscu medy-
cyn´, a mimo to sala operacyjna od dawna by∏a
dla niego za ciasna. „Nie znam ˝adnego kardiochi-
rurga, na przyk∏ad w Stanach Zjednoczonych, któ-

Król kier

Kardiochirurg, mened˝er, polityk. Trzy wcielenia lekarza, który we wszystkim
chcia∏by byç najlepszy.

PAWE¸ WALEWSKI

Sylwetka

KRZYSZTOF MILLER/Agencja Gazeta

ZBIGNIEW RELIGA:

Z POTRZEBY SERCA

n

Urodzi∏ si´ w 1938 roku jako jedynak. ˚ona Anna jest lekarkà, syn Grzegorz

równie˝ sk∏ada∏ przysi´g´ Hipokratesa. Tylko córka Ma∏gorzata wy∏ama∏a si´
z klanu medyków i zosta∏a sinologiem.

n

Po wyjeêdzie z Warszawy do Zabrza w 1984 roku w ciàgu 10 lat

zrewolucjonizowa∏ polskà kardiochirurgi´: pierwszy wprowadzi∏ do praktyki
klinicznej transplantacje serca, pneumatyczne komory wspomagania serca
i biologiczne zastawki w∏asnego pomys∏u.

n

W 1992 roku za∏o˝y∏ Fundacj´ Rozwoju Kardiochirurgii, w latach 1997–1999

by∏ rektorem Âlàskiej Akademii Medycznej, od 2001 roku kieruje Instytutem
Kardiologii w Warszawie-Aninie, ale i tak uwa˝a, ˝e na zarzàdzaniu zna si´
s∏abiej ni˝ na sercu i wierzy w swoich zast´pców od ekonomii.

n

Od 10 lat jest równie˝ politykiem: dwukrotnie senatorem (obecnie z listy Blok
Senat 2001), w latach 1994–1995 by∏ szefem BBWR i partii „Republikanie”,
niedawno stanà∏ na czele komitetu za∏o˝ycielskiego nowej partii centroprawicowej
tworzonej przez SKL-Ruch Nowej Polski oraz dawny RS AWS.

18

ÂWIAT NAUKI STYCZE¡ 2004

background image

ry mia∏by podobne aspiracje do moich – przyznaje. – Ale tam
funkcjonuje model medyka, który zarabia pieniàdze. U nas
wcià˝ na piedestale jest Judym – lekarz spo∏ecznik – i tego
nie zmieni´”.

Móg∏ zostaç w Stanach Zjednoczonych dwukrotnie w la-

tach siedemdziesiàtych, ale zdecydowa∏ si´ na powrót, argu-
mentujàc w jednym z wywiadów: „W USA by∏bym jednym z
wielu, tu mog∏em byç pierwszy”. Kto wie, czy w Ameryce nie
uda∏oby mu si´ to szybciej – ju˝ na studiach, gdy trafi∏ jako
wolontariusz na oddzia∏ chirurgii, szybko zaczà∏ operowaç i
odkryto w nim talent zabiegowca, ale na zawodowà samo-
dzielnoÊç czeka∏ a˝ do 48 roku ˝ycia. W tym celu musia∏ nawet
zamieniç Warszaw´ na dziewicze Zabrze, gdzie otrzyma∏ szan-
s´ stworzenia nowego oÊrodka kardiochirurgicznego. „W Sta-
nach to nie do pomyÊlenia. Tam m∏ody lekarz ju˝ po pi´ciu
latach jest w pe∏ni wykwalifikowanym chirurgiem. Dostaje sa-
modzielne stanowisko konsultanta w jakimÊ szpitalu, sam de-
cyduje, kiedy i jak operowaç swoich pacjentów”.

Anglosaski model kszta∏cenia lekarzy tak przypad∏ do gustu

Relidze, ˝e gdziekolwiek pojawia si´ jako szef – czy na Âlàsku,
czy w Warszawie – przy stole operacyjnym roi si´ od m∏odych
lekarzy. Na tym zbudowa∏ swojà zawodowà pozycj´, a niewy-
kluczone, ˝e przyczyni∏ si´ tym równie˝ do rozwoju krajowej
kardiochirurgii. Gdy w 1984 roku wyje˝d˝a∏ do Zabrza, by
przystàpiç do pierwszej udanej transplantacji serca, mieliÊmy
w Polsce tylko siedem oÊrodków kardiochirurgicznych. Teraz
jest 22 i w dziewi´ciu kierownikami sà jego uczniowie.

Lubi ich nazywaç „szko∏à Religi”. Z podobnà satysfakcjà od-

nosi si´ do swoich nauczycieli i lekarzy, którzy przed nim two-
rzyli zr´by tej specjalnoÊci: profesorowie Wiktor Bross, Leon
Manteuffel, Jan Moll, Wac∏aw Sitkowski. I w∏aÊnie nazbyt za-
chowawcze podejÊcie tego ostatniego – a by∏ to ostatni szef Re-
ligi! – do pomys∏u przeszczepów serca, a w∏aÊciwie kategorycz-
na odmowa, zadecydowa∏o o tym, ˝e porzuci∏ Warszaw´ dla
Zabrza, by móc realizowaç swoje marzenia. O kardiochirur-
gach rówieÊnikach nie wypowiada si´ natomiast wcale, jakby
nie mia∏ niczego do powiedzenia. Za to jeden z nich swojego ry-
wala nazywa krótko: „Gwiazdor z ambicjami”.

Relidze to nie przeszkadza. Lubi zarówno wspó∏pracowaç z

mediami, jak i przed nikim nie ukrywa ambicji. Czy˝by, b´dàc
jedynakiem, wyniós∏ jà z rodzinnego domu (ojciec nauczyciel,
ceniony „dyro” z warszawskiego liceum Czackiego)? Temu
akurat zaprzecza: „Rodzice nauczyli mnie, ˝e inni sà te˝ wa˝-
ni. Ambicji nauczy∏a mnie szko∏a. W gimnazjum mog∏em jako
jedyny nie zdaç matury, bo nie przyk∏ada∏em si´ wtedy do na-
uki. I to by∏o dla mnie tak silne prze˝ycie, ˝e na studiach za-
czà∏em si´ bardzo staraç. Tak mi zosta∏o do dzisiaj”.

W 1985 roku o pierwszej transplantacji serca mówi∏a ca∏a

Polska, bo w marazmie lat osiemdziesiàtych od tego sukcesu
polskiej medycyny mogli odcinaç kupony wszyscy, w∏àcznie z
rzàdem. Ale tak naprawd´, choç krok by∏ milowy, oznacza∏o
to dopiero poczàtek Êcigania si´ ze Êwiatowà czo∏ówkà. Pi´ç
lat póêniej Religa przeprowadzi∏ pierwszà na Êwiecie (nie-
udanà) prób´ przeszczepienia cz∏owiekowi serca Êwini, trzy
lata póêniej wszczepi∏ pierwsze polskie komory wspomaga-
nia serca, w 1995 roku (po siedmiu latach przygotowaƒ) wy-
kona∏ pionierskà operacj´ wstawienia biologicznej zastawki
w∏asnego pomys∏u. Nie by∏oby tych przedsi´wzi´ç, gdyby nie

powo∏a∏ Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii, która do dzisiaj jest
czymÊ na kszta∏t platformy wspó∏pracy lekarzy z in˝yniera-
mi i biomechanikami oraz skarbonki zbierajàcej pieniàdze na
realizacj´ kolejnych pomys∏ów swojego za∏o˝yciela.

„Ja do pracy in˝ynierów si´ nie wtràcam, bo si´ na tym nie

znam – podkreÊla Religa. – Nie zaprojektowa∏bym kszta∏tu
komory ani nie stworzy∏bym prototypu sztucznego serca. Ale
przy zastawce pracowa∏em solidnie. Siedzia∏em z innymi, ry-
sowa∏em, szy∏em”. Efekty tej wspó∏pracy sà takie, ˝e Polska na-
le˝y dziÊ do Êcis∏ego grona krajów posiadajàcych w∏asne za-
stawki biologiczne. Sztuczne komory z Zabrza wykorzystujà
lekarze z pi´ciu klinik w Polsce oraz z Buenos Aires (oprócz
nas sprzedajà je na Êwiecie tylko Amerykanie, Niemcy i Ja-
poƒczycy). Jako pierwszy kraj w Europie mamy swojego ro-
bota kardiochirurgicznego, z którym mo˝na ju˝ przystàpiç do
prób na zwierz´tach. Religa jest zachwycony: „Jeszcze niedaw-
no mówi∏o si´ «wielki chirurg – du˝e ci´cie», a dziÊ zale˝y
nam na tym, by ci´cia w ogóle nie by∏o. WejÊcie robotów na
sal´ operacyjnà, choç kosztowne, jest dobrodziejstwem dla
chorych, poniewa˝ redukuje do minimum uraz operacyjny”.

Ciekawe, ˝e sam jednak nigdy ˝adnej operacji nie wykona∏

za pomocà maszyny (twierdzi, ˝e w∏aÊnie z powodu wysokich
kosztów takiego zabiegu), co nie przeszkadza mu byç entu-
zjastà robotyzacji, zw∏aszcza w chirurgii serca. Nie wszystko
si´ uda∏o: „Nie spe∏ni si´ ostatnie moje zawodowe marzenie.
Nie zdà˝´ wszczepiç w pe∏ni implantowanego polskiego sztucz-
nego serca, z którym pacjent b´dzie móg∏ wróciç do domu”.
Zabrzaƒski prototyp takiego serca powsta∏ w Fundacji sie-
dem lat temu, jednak by koncepcja sta∏a si´ realna, trzeba na
ten cel wydaç ju˝ teraz 25 mln z∏ (mo˝e byç w ratach: 5 mln
i dwa razy po 10, ale w tym roku Fundacji uda∏o si´ zebraç
jedynie 200 tys. z∏). „Z takimi funduszami nie ruszymy. To jest
technologia na poziomie rakiety lecàcej na Marsa” – mówi.

Sztuczne serce by∏oby mo˝e ostatnim, ale na pewno nie

pierwszym marzeniem Religi, które musi zapisaç po stronie
niezrealizowanych pomys∏ów. W jego ˝yciorysie sà jeszcze
dwie pora˝ki, i to na skal´ ogólnopolskà. Jednà z nich by∏

WOJCIECH SURDZIEL/Agencja Gazeta

SALUS AEGROTI SUPREMA LEX

– zdrowie chorego najwy˝szym

prawem. T´ najwa˝niejszà w medycynie zasad´ prof. Zbigniew Religa
próbuje od 10 lat realizowaç tak˝e w polityce.

STYCZE¡ 2004

ÂWIAT NAUKI

19

background image

krótki ˝ywot BBWR, z którego Religa chcia∏ w po∏owie lat
dziewi´çdziesiàtych stworzyç najwi´kszà parti´ politycznà.
Kompletne fiasko. Druga pora˝ka to Mi´dzynarodowe Cen-
trum Medycyny, które mia∏o powstaç w latach 1994–1996 na
granicy Zabrza i Gliwic – wspania∏y szpital za 250 mln dola-
rów, utworzony w pustym gmachu wzniesionym w epoce gier-
kowskiej. Wokó∏ tych pieni´dzy wybuch∏a wielka wrzawa,
gdy˝ sponsor, bli˝ej nieznana francuska firma Europeane de
Conseils aux Etats, zosta∏ w mediach posàdzony o ch´ç uczy-
nienia z tej inwestycji pralni brudnych pieni´dzy. Religa
postawi∏ wszystko na jednà kart´: „Postawi´ tu szpital naj-
lepszy w Êrodkowej i wschodniej Europie”. Inni natychmiast
sprowadzali to do pobudek ambicjonalnych: „Chce wybudo-
waç swój pomnik”.

Ca∏y szum reklamowy poszed∏ na marne. „Po prasowej na-

gonce Francuzi wycofali si´ z Polski – relacjonuje dziÊ Religa.
– B´dàc rektorem Âlàskiej Akademii Medycznej, przejà∏em t´
inwestycj´ i nawet uda∏o si´ jà w∏àczyç na list´ inwestycji cen-
tralnych. Za pierwsze pieniàdze Francuzi opracowali cudow-
ne plany doskona∏ego szpitala. Od tamtej pory wszystko sta-
n´∏o z braku funduszy. To by∏ naprawd´ dobry projekt, wcià˝
bardzo go ˝a∏uj´”.

Mo˝na si´ domyÊlaç, ˝e niezakoƒczona inwestycja przypra-

wia o ból g∏owy obecnego rektora Âlàskiej Akademii Medycz-
nej, bo Religa od trzech lat z powrotem jest ju˝ w Warszawie
i choç w 1995 roku zarzeka∏ si´ w jednym z wywiadów, ˝e
nie chce i na pewno nie b´dzie dyrektorem szpitala, dziÊ man-
dat senatora i wcià˝ czynnie uprawiany zawód chirurga dzie-
li z dyrektorskim fotelem w Instytucie Kardiologii. Nowa ro-
la, ale nie mniej eksponowana – mened˝er. Tym tytu∏em
obdarzono go jeszcze w Zabrzu, gdy z myÊlà o zbiórce pie-
ni´dzy dla swojej Fundacji zaczà∏ organizowaç s∏ynne kon-
certy „Serce za Serce” z udzia∏em m.in. Placida Dominga,
José Carrerasa, Monserrat Caballe. Wtedy po raz pierwszy

Polacy mogli zobaczyç tych artystów na ˝ywo. Ale obecna ro-
la Zbigniewa Religi jako mened˝era ró˝ni si´ od tamtej, bo
nie tylko musi umieç zbieraç pieniàdze, lecz równie˝ je jak
najrozsàdniej wydawaç. „W naszej ochronie zdrowia marno-
trawi si´ strasznie du˝o – powtarza∏ nieraz, patrzàc na to z
pozycji lekarza i kierownika kliniki. – Z fotela dyrektorskie-
go sprawa wyglàda jeszcze gorzej, zw∏aszcza gdy trzeba rzà-
dziç szpitalem w czasach finansowego krachu”.

„Moje mened˝erskie decyzje to sà nieraz po prostu decyzje

lekarskie, podyktowane odpowiedzialnoÊcià za chorych” – ar-
gumentuje. Klinik´ wad zastawkowych serca zastàpi∏ klinikà
leczenia niewydolnoÊci (wad zastawkowych jest coraz mniej,
niewydolnoÊci – przybywa), klinik´ kardiochirurgii przeniós∏
do Anina z innego szpitala (tamtejsze warunki sali operacyj-
nej by∏y wysoce nieodpowiednie). To wszystko przynios∏o
oszcz´dnoÊci. By∏oby ich wi´cej, gdyby Instytut nie zatrud-
nia∏ 1160 ludzi. „Z punktu widzenia szpitala, który utrzy-
muje si´ z tego, co zarobi z Narodowego Funduszu Zdrowia,
powinniÊmy t´ liczb´ zmniejszyç – przyznaje dyrektor. – Ale ten

oÊrodek powinien prowadziç dzia∏alnoÊç naukowà, szko-
leniowà, rozwijaç nowe technologie. Dla takich celów pra-
cowników nie jest za du˝o”.

Wszyscy wiedzà, ˝e ka˝dy szpital z dyrektorem Religà za-

wsze bardziej na tym wygra, ni˝ straci. Gdy tylko jakiÊ urz´d-
nik wstrzyma finansowanie albo spóêni si´ z pieni´dzmi, mo-
˝e byç pewien, ˝e wkrótce b´dzie musia∏ t∏umaczyç si´ z tego
w mediach. Relidze pan nie p∏aci? Instytut ma zbankru-
towaç? „Wszystko, co robi´, to z myÊlà o chorych. Moment
uzyskania dyplomu lekarza oznacza∏ podpisanie si´ pod przy-
si´gà Hipokratesa. Zawsze powtarzam swoim wspó∏pracow-
nikom: lojalnoÊç obowiàzuje wobec pacjenta, nie wobec sze-
fa”. Czy w to wierzà? Ró˝nie. Wolà go niczym nie denerwowaç,
bo wtedy naprawd´ jest nieprzyjemny – porywczy i gwa∏tow-
ny, nieraz ordynarny. „Denerwuje mnie w pracy jedno: nie-
wykonywanie obowiàzków wzgl´dem chorego, niedopatrze-
nie, brak wydanych zleceƒ. Moje ambicje nie sà natomiast
ura˝one, gdy ktoÊ zaproponuje lepsze rozwiàzanie od mojego.
Ale niech mi o tym powie, podyskutujemy”.

W odró˝nieniu od wielu chirurgów nie jest w stanie wypro-

wadziç go z równowagi lekarz, który nie radzi sobie przy sto-
le operacyjnym. Woli zasugerowaç mu zmian´ specjalnoÊci, by
nie zmarnowa∏ swojego zawodowego ˝ycia, ni˝ ganiç za dwie
lewe r´ce. Na w∏asnà drog´ zawodowà wszed∏ przypadkiem
i wybór od razu okaza∏ si´ s∏uszny, byç mo˝e inni nie majà
takiego szcz´Êcia? Gdyby ktoÊ kaza∏ mu w przesz∏oÊci byç po-
∏o˝nikiem, te˝ by tego nie wytrzyma∏ (podczas studiów zdarzy-
∏o mu si´ zemdleç na sali porodowej). Ale na poczàtku karie-
ry chirurga, gdy nieznane by∏o krà˝enie pozaustrojowe, musia∏
zamykaç otwór w przegrodzie mi´dzyprzedsionkowej w wa-
runkach hipotermii (chorego tu˝ przed otwarciem klatki pier-
siowej trzymano w wannie z lodem, by obni˝yç temperatur´
cia∏a do 30°C i nie dopuÊciç do niedotlenienia mózgu), mia∏
najwy˝ej 5 min na dostanie si´ do serca i wykonanie ca∏ego
zabiegu. I jakoÊ nie mdla∏, choç t´tno skaka∏o do 200. Astro-
lodzy nie byliby tym zdziwieni. Religa urodzi∏ si´ wszak pod
znakiem Strzelca, wi´c w serce od urodzenia powinien umieç
trafiaç.

n

20

ÂWIAT NAUKI STYCZE¡ 2003

Sylwetka

PODEJÂCIA DO CHORYCH

i wspó∏pracowników nauczy∏ si´ w Stanach

Zjednoczonych. Powtarza im: „LojalnoÊç wobec szefa jest rzeczà
wa˝nà, ale w medycynie wa˝niejsza jest lojalnoÊç wobec pacjenta”.

KRZYSZTOF MILLER/Agencja Gazeta


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
200401 3400
200401 3417
200401 3402
200401 3387
20040119214811 DSWFXSTHHNBQL2BDNN7IJUC7HUALWHLO5MFWTGA
20040116174804 ZG2GLHETGHKFMJE3BCKFPH2PDIT6I4IXDNXXUQA
200401 3416
200401 3389
200401 3401
200401 3419
20040126170127
20040115181017
200401 3380
200401 3390

więcej podobnych podstron