Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 18

background image

ROZDZIAŁ 18


Następnego ranka, kiedy Elena się obudziła, Damona już nie było, jego koc leżał porządnie
złożony w nogach jej łóżka. Meredith z zaspanymi oczami, cicho ubierała się na poranny
trening i jedynie skinęła Elenie głową; Elena nauczyła się dawno temu, że Meredith była nie
do życia przed swoją pierwszą filiżanką kawy.
Bonnie, która nie miała zajęć, aż do popołudnia, wyglądała jak guz, zakopana pod swoją
pościelą.
Z pewnością Meredith powiedziałaby coś, gdyby zobaczyła Damona na podłodze, pomyślała
Elena, kiedy upuściła bułkę na stołówce, którą chwyciła przed zajęciami. Może Damon
jednak nie został w ich pokoju. Elena przygryzła wargę, myśląc o tym i kopiąc małe kamienie
po drodze na zajęcia. Myślała, że chciał zostać po to, żeby czuwać nad jej bezpieczeństwem.
Czy to w porządku, że jej się to podobało, a potem, kiedy odszedł, na samą myśl o tym, czuła
jeszcze większy ból w sercu? Przecież nie chciała, żeby Damon był w niej zakochany,
nieprawdaż? Czy to nie było częścią powodu, dla którego zawiesiła swój romans ze Stefanem,
po to, żeby ona i Damon mogli wyplątać się z ich wzajemnych relacji? Ale…
Jestem okropnym człowiekiem, zdała sobie sprawę.
Zastanawianie się nad swoją sytuacją zajęło Elenie całą drogę na zajęcia z historii południa,
gdzie gryzmoliła w zeszycie do czasu, kiedy profesor Campbell- James- wszedł do klasy.
Odchrząknął głośno, gdy szedł do przodu klasy, a Elena niechętnie odwróciła swą uwagę od
jej problemów.
James wyglądał inaczej. Niepewny siebie, Elena wywnioskowała. Jego oczy nie wydawały
się tak jasne, jak to zwykle bywało, a on wydawał się jakiś mniejszy.
- Było kolejne zaginięcie- powiedział cicho.
Niespokojny bełkot przebiegł po klasie, a on podniósł rękę.
- Tym razem ofiarą, i myślę że w tym momencie możemy już mówić o ofiarach, to nie był
jakiś tam student mieszkający w kampusie, ale niestety to student z tej klasy. Courtney
Brookes zaginęła; ostatnio była widziana zeszłej nocy, kiedy wracała do akademika.
Rozglądając się po klasie, Elena próbowała sobie przypomnieć, która to była Courtney
Brookes.
Wysoka, cicha dziewczyna z włosami w kolorze karmelowym, pomyślała, i zauważył puste
miejsce dziewczyny. James podniósł rękę ponownie, uciszając rosnącą wrzawę
przestraszonych i podekscytowanych głosów.
- W związku z tym- powiedział powoli- Myślę, że dzisiaj musimy odłożyć naszą dyskusję o
czasach kolonialnych i opowiem Wam trochę o historii College’u Dalcrest.
Rozejrzał się po zdezorientowanych twarzach studentów.
- Widzicie, to nie pierwszy raz, kiedy niezwykłe rzeczy dzieją się w tym kampusie.
Elena zmarszczyła brwi i patrząc na swych kolegów, widziała zamieszanie odzwierciedlone
na ich twarzach.
- Uczelnia Dalcrest, jak wielu z was niewątpliwie wie, została założona w 1889 roku przez
Simona Dalcrest, z myślą o edukacji synów bogatej powojennej arystokracji Południa.
Simona Dalcrest chciał, żeby Dalcrest zostało uznane za „Harvard Południa”, i że on i jego
rodzina będą stali na czele intelektualizmu i nauki w zbliżającym się nowym stuleciu. Tak to
bardzo często jest opisywane w oficjalnej historii uczelni. Mniej znany jest fakt, że nadzieje
Simona zostały rozwiane w 1895 roku, kiedy jego dziki dwudziesto jednoletni syn, William
Dalcrest, został znaleziony martwy z trzema innymi osobami w tunelach pod szkołą.
Wyglądało to na samobójstwo. Niektóre materiały i symbole znajdujące się w tunelach
sugerowały pewne związki z czarną magią. Dwa lata później żona Szymona, Julia Dalcrest,
została brutalnie zamordowana w budynku, w którym obecnie znajduje się administracja;
Tajemnica otaczająca jej śmierci nigdy nie została wyjaśniona.

background image

Elena rozejrzał się po swoich kolegach z klasy. Skąd mieli o tym wiedzieć? Broszury uczelni
wspominały, kiedy i przez kogo szkoła została założona, ale nic o samobójstwach i
morderstwach. Tunele pod szkołą?
- Julia Dalcrest jest jednym z co najmniej trzech różnych duchów, które nawiedzają kampus.
Inne duchy to duch siedemnastoletniej dziewczyny, która utonęła, znowu w tajemniczych
okolicznościach, podczas wizyty na potańcówce w 1929 roku. Mówi się, że ona wędruje,
zawodząc po korytarzach McClellan House, pozostawiając kałuże wody ściekającej z niej.
Trzecim, jest dwudziesto jednoletni chłopiec, który zniknął w 1953 roku i którego ciało
znaleziono trzy lata później w piwnicy biblioteki. Jego ducha podobno widziano
wchodzącego i wychodzącego z pomieszczeń w bibliotece, biegającego i oglądającego się z
przerażeniem, jakby ktoś go ścigał. Istnieją także pogłoski o kilku innych tajemniczych
zdarzeniach: w 1963 roku zniknęła na cztery dni studentka i pojawiła się, mówiąc, że została
porwana przez elfy.
Nerwowy chichot przebiegł przez klasę, a James machając palcem upomniał swoją widownię.
Wydawało się, że ożywił się trochę, stał się na chwilę tamtym starym Jamesem.
- Chodzi o to- powiedział- że Dalcrest to miejsce niezwykłe. Poza elfami i duchami, doszło tu
do mnóstwa udokumentowanych nadzwyczajnych zdarzeń, a każdego roku powstaje coraz
więcej plotek i legend na temat kampusu. Tajemnicze zgony. Tajne stowarzyszenia.
Opowieści o potworach.
Zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na nich.
- Błagam Was, nie stańcie się częścią legendy. Bądźcie mądrzy, jest niebezpiecznie,
trzymajcie się razem. Zajęcia skończone.
Studenci spojrzeli po sobie niepewnie, zaskoczeni nagłym zwolnieniem ich z pozostałej pół
godziny zajęć. Niezależnie od tego, zaczęli zbierać swoje rzeczy i wychodzić z klasy parami
lub trójkami. Elena chwyciła torebkę i pobiegła do przodu sali.
- Profesorze- powiedziała- James.
- Ach, Elena- powiedział- Mam nadzieję, że uważałaś na moich zajęciach dzisiaj. To ważne,
aby młode dziewczyny miały się na baczności. Młodzi mężczyźni także, oczywiście. Bez
względu na wszystko, uczelnia nikogo nie dyskryminuje.
Z bliska wyglądał blado, był zmartwiony i wydawał się starszy, niż był na początku
semestru.
- Byłam bardzo zainteresowana tym, co opowiadałeś o historii Dalcrest- powiedziała- Ale nie
mówiłeś nic o tym, co dzieje się teraz. Jak sądzisz, co tu się dzieje?
Twarz profesora Campbella była pomarszczona, a jego jasne oczy patrzyły obok niej.
- Cóż, moja droga- powiedział- trudno powiedzieć. Tak, bardzo trudno- oblizał nerwowo usta-
Spędziłem dużo czasu w tej szkole, wiesz, lata. Ale nie wystarczająco, żebym mógł w to
wszystko uwierzyć. Po prostu nie wiem- powiedział cicho, jakby mówił do siebie.
- Jest coś jeszcze, o co chciałam zapytać- powiedziała Elena, a on spojrzał na nią uważnie-
Poszłam obejrzeć zdjęcie, o którym mi mówiłeś. Twoje i moich rodziców, kiedy byliście
studentami. Na tym zdjęciu, mieliście wszyscy taką samą odznakę. Była niebieska i w
kształcie litery V
Była na tyle blisko Jamesa, że czuła, jak jego ciało wstrząsnęło się z zaskoczenia. Jego twarz
straciła ponure zamyślenie i zrobiła się pusta.
- Och, tak?- powiedział- Obawiam się, że nie mogę sobie przypomnieć, co to było. Pewnie to
Elizabeth coś takiego nam zrobiła. Zawsze była bardzo twórcza. Teraz, moja droga, naprawdę
muszę iść.
Pożegnał się i uciekł pospiesznie z klasy pomimo, że kilku studentów próbowało go
zatrzymać pytaniami.
Elena przyglądała się jak odchodził, czując, jak jej brwi same podnoszą się z zaskoczenia.
James wiedział więcej, niż mówił, to było pewne. Jeśli nie chciał jej powiedzieć- a ona się nie

background image

poddawała tak po prostu- dowie się tego gdzie indziej. Te odznaki były znaczące, jego reakcja
to potwierdziła.
Jaka tajemnica może być związana z odznakami? James wspominał coś o tajnych
stowarzyszeniach?

- Po śmierci moich rodziców- Samantha opowiadała Meredith- Mieszkałam z ciotką. Ona
także pochodziła z rodziny łowców, ale nic o nich nie wiedziała. Ona chyba nie chciała
wiedzieć. Trenowałam sztuki walki i wszystko, czego mogłam nauczyć się samodzielnie, ale
nie miałam nikogo, kto by mnie trenował.
Meredith świeciła latarką po ciemnych krzakach przed budynkiem muzycznym i pomachała
dookoła. Nie było niczego, poza roślinami.
- Odwaliłaś kawał dobrej roboty, ucząc się sama- powiedziała do Samanthy- Jesteś mądra,
silna i ostrożna. Musisz tylko zaufać swojemu instynktowi.
To był pomysł Sananthy, żeby razem patrolować kampus po zachodzie słońca, aby sprawdzić
miejsca, w których zaginiona dziewczyna Courtney, była widziana ostatniej nocy, sprawdzić,
czy czegoś nie znajdą.
Na początku wieczoru, Meredith czuła się silna, gotowa do walki u boku swojej siostry
łowcy. Ale teraz, choć to było ciekawe patrolować z Samanthą, zobaczyć życie łowcy jej
oczami, zaczynała się czuć, jakby po prostu wędrowały bez określonego celu i rezultatu.
- Policja znalazła jej sweter gdzieś tutaj- powiedziała Samantha- Musimy poszukać tu
wskazówek.
- Okay- Meredith powstrzymała się od powiedzenia, że policja była tu już z psami, szukając
wskazówek i to byłoby ogromne szczęście, gdyby one coś znalazły. Skierowała światło
latarki na trawę i ścieżkę- Może lepiej by było, gdybyśmy tu przeszły w dzień, kiedy lepiej
widać.
- Chyba masz rację- powiedziała Samantha, wyłączając swoją latarkę- Dobrze, że jesteśmy tu
w nocy, nie sądzisz? Możemy chronić ludzi podczas patrolowania. Mamy sytuację pod
kontrolą. Ubiegłej nocy, na przykład, odprowadziłyśmy bezpiecznie Bonnie.
Meredith poczuła migotanie niepokoju. Co, gdyby nie przyszły? Czy Bonnie mogłaby być tą,
która zaginęła, zamiast Courtney?
Samantha spojrzała na Meredith, słaby uśmiech pojawił się w kąciku jej ust.
- To nasze przeznaczenie, prawda? Po to przyszłyśmy na świat.
Meredith uśmiechnęła się do niej, zapominając o jej chwilowym niepokoju.
Kochała entuzjazm Samanthy w stosunku do polowania, jej ciągłe dążenie, do bycia lepszą po
to, żeby walczyć z ciemnością.
- Nasze przeznaczenie- zgodziła się.
Gdzieś na końcu dziedzińca, ktoś krzyknął.
Meredith zaczęła biec bez chwili zastanawiania. Samantha była kilka kroków za nią, starając
się nadążyć.
Musi popracować nad swoją szybkością, skomentowała w myślach ta część Meredith, która
zawsze robiła notatki.
Krzyk, przeraźliwy i przestraszony, nadszedł ponownie, trochę z lewej strony. Meredith
zmieniła kierunek i popędziła w tamtą stronę. Gdzie? Była blisko, ale nie mogła nic zobaczyć.
Ś

wieciła swoją latarka po ziemi, szukając jakichchś śladów. Tam. W pobliżu, na ziemi, dwie

ciemne postaci pokładały się, jedna przygwoździła drugą do ziemi.
Wszyscy zamarli na chwilę, a następnie Meredith popędziła w ich kierunku, krzycząc:
- Przestań! Puszczaj! Puszczaj!- i sekundę później ten, który przygwoździł drugą postać do
ziemi, wstał i zaczął uciekać w ciemność.
- Czarna bluza z kapturem, czarne dżinsy- powiedziała cicho, zapamiętując fakty- Nie można
stwierdzić, czy to chłopak, czy dziewczyna.

background image

Osoba, która leżała, dziewczyna, wzdrygnęła się i krzyczała, kiedy Meredith przebiegła obok
niej, ale Meredith nie mogła się zatrzymać. Samantha z nią była, więc jej pomoże. Meredith
musiała złapać uciekającą postać. Jej długie kroki pokonywały odległość, ale nie była
wystarczająco szybka. Nawet, kiedy biegła najszybciej, jak tylko mogła, człowiek w czerni
był szybszy. Zobaczyła przebłysk jakiejś bladości, kiedy tamten człowiek spojrzał na nią,
oglądając się, a potem zniknął w ciemności. Meredith pobiegła dalej, szukając go, ale nic nie
mogła znaleźć. W końcu zatrzymała się. Dysząc, próbując złapać oddech, przejechała
ś

wiatłem latarki po ziemi, szukając jakiegoś tropu. Nie mogła uwierzyć, że jej się nie udało,

ż

e pozwoliła napastnikowi uciec.

Nic. Żadnego śladu. Była tak blisko, a wciąż wszystko co wie, to to, że osoba, która
zaatakowała dziewczynę, miała czarne ubrania i szalenie szybko biegała. Meredith zaklęła
i kopnęła w ziemię, a potem zaczęła wracać. Zbliżała się spokojnie do ofiary.
Podczas, gdy Meredith gonił napastnika, Samantha pomogła dziewczynie się podnieść, a teraz
tamta przylegała skulona do Samanthy, wycierając oczy chusteczką. Potrząsając głową w
stronę Meredith, Samantha powiedziała:
- Ona niczego nie widziała. Myśli, że to był człowiek, ale nie widziała jego twarzy.
Meredith zacisnęła pięści.
- Nie widziałam niczego. Był zbyt szybki…- jej głos się urwał w chwili, gdy uderzyła ją jakaś
myśl.
- Co jest?- spytała Samantha.
- Nic- powiedziała Meredith- On uciekł.
Odtwarzała w swoim umyśle ten chwilowy przebłysk bladych włosów, jaki zauważyła, kiedy
napastnik na nią spojrzał.
Ten odcień bladości- widziała go gdzieś bardzo niedawno.
Przypomniała sobie Zandera, jego twarz zwróconą ku Bonnie. Jego biało-blond włosy były w
tym samym niezwykłym odcieniu. To nie był wystarczający powód, żeby o tym powiedzieć
wszystkim. Chwilowe spostrzeżenie przez nią tego koloru, jeszcze o niczym nie świadczy.
Meredith odepchnęła tę myśl, ale kiedy popatrzyła znów w ciemność, owinęła się ramionami,
czując nagły chłód.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 14
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 38
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 30
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 34
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 21
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 42 i EPILOG
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 37
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 25
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 7
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 8
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 23
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 13
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 17
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 19
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 40
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 41
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 6
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 33
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 35

więcej podobnych podstron