10 28 Sierpień 1999 Błędni rycerze Proroka




Archiwum Gazety Wyborczej; Błędni rycerze Proroka












WYSZUKIWANIE:
PROSTE
ZŁOŻONE
ZSZYWKA
?







informacja o czasie
dostępu


Gazeta Wyborcza
nr 201, wydanie waw (Warszawa) z
dnia
1999/08/28-1999/08/29,
dział ŚWIĄTECZNA, str. 16
Fot. REUTERS
[pagina] KAUKAZ
WOJCIECH JAGIELSKI
Błędni rycerze Proroka
Na Kaukazie wojujący islam zjednoczył wizjonerów i awanturników, okrutnych
wojowników i obrotnych przedsiębiorców, religijnych fanatyków i cynicznych
polityków. Szamil Basajew, Chattab, Nadir Szach - portrety kaukaskich wodzów
kreśli WOJCIECH JAGIELSKI
Blade słońce podnosiło się powoli nad górami, budząc do życia wioskę
Szodroda, ukrytą w dolinie między grzbietami Kaukazu. Kobiety kończyły dojenie
krów, a rozczochrane dzieciaki wybiegły na uliczki, obmyślając zabawy na nowy
dzień. Senność poranka przerwało nagłe pojawienie się pasterzy. Zdyszani,
przekrzykując się nawzajem, opowiadali o partyzantach maszerujących przez
przełęcz w kierunku wioski.
Popędzając juczne osły, szli pieszo, z karabinami i skrzynkami z amunicją.
Nie kryli się, jakby w ogóle nie obawiali się spotkania z żołnierzami
patrolującymi granicę. W południe byli już w wiosce. Nikt ich nie zatrzymywał.
Na wieść o nadciągającym oddziale miejscowi milicjanci wrzucili karabiny do
bagażników samochodów i z piskiem opon odjechali w stronę najbliższego
miasteczka.
Partyzanci byli przyjaźni. Zebrali ludzi na rynku i oznajmili im, że przybyli
z gór, by ich wyzwolić. Dowódca mówił o niesprawiedliwości, złodziejstwie
urzędników, a także o Wszechmogącym, który wynagrodzi wieśniakom krzywdy i
upokorzenia. - W imię Wszechmogącego ogłaszam oto wioskę wolną i niezależną od
odległej stolicy, która zapomniała o Bogu!
Brodaty komendant obiecał też, że partyzanci nie uczynią ludziom nic złego.
Zakazał nawet swoim żołnierzom zrywać jabłka w wiejskich sadach. - Przystańcie
do nas i żyjcie według przykazań Najwyższego - wzywał mieszkańców Szodrody. -
Możecie jednak odejść, jeśli boicie się śmigłowców, które niechybnie pojawią się
tu, jak tylko rozniesie się wieść o nas. Albo jeśli nie jesteście jeszcze
gotowi, by żyć tak, jak przykazał Wszechmogący.
Wyglądał na rozczarowanego, gdy godzinę później posępni mieszkańcy wyruszyli
w drogę, porzucając wioskę, nad którą powiewała samotna zielona flaga,
zawieszona przez partyzantów na minarecie meczetu.
W poszukiwaniu dumnej przeszłości
Do niedawna zielone sztandary budziły wśród nieufnych kaukaskich górali
niezrozumienie, wrogość, a nierzadko rozbawienie. Nawet w Czeczenii, która dziś uważana jest za twierdzę
muzułmańskiej rewolucji na Kaukazie.
Latem 1994 r. - zaledwie na kilka miesięcy przed najazdem Rosji, który
obrócił republikę czeczeńską w zgliszcza i cmentarzyska, a jej mieszkańców
uczynił zagorzałymi wyznawcami Allaha - w Groznym opowiadano dowcipy o
prezydencie Dżocharze Dudajewie, uchodzącym dziś za bohatera narodowego,
świętego męża czy wręcz Bożego Posłańca, budzącego dumny naród z letargu.
- Jesteśmy najprzykładniejszymi muzułmanami na świecie - mówi na jednym z
wieców zachwycony Dudajew. - Jesteśmy tak religijni, że modlimy się trzy razy
dziennie!
- Nie, Dżochar, nie trzy, ale pięć - cicho podpowiada wiceprezydent Selim
Chan Jandarbijew, zawstydzony, że jego zwierzchnik, choć składał przysięgę na
Koran, nie ma pojęcia, iż zgodnie z muzułmańskim obrządkiem wierni modlą się
pięć razy dziennie.
- A jak się komuś podoba, to modli się i pięć razy. Taka u nas swoboda -
wykrzykuje niczym nie speszony Dudajew.
Przed wojną w czeczeńskiej stolicy wódka lała się strumieniami, a dyskotekowa
muzyka z knajp czynnych przez całą noc zagłuszała zawodzące śpiewy muezzinów,
wzywające rodaków na modlitwę w meczetach.
Podbici przed wiekami przez słowiańskich najeźdźców Czeczeni zapadli na chorobę wszystkich zniewolonych
ludów. Poczuli się gorsi od swoich pogromców i zapragnęli naśladować ich we
wszystkim. Islam, tradycja, dawne obyczaje stały się czymś wstydliwym,
zasługującym jedynie na zapomnienie. Ale, choć ochoczo zstępowali z kaukaskich
gór, na rosyjskich równinach też nie czuli się dobrze. Słowianie, których tak
bardzo starali się naśladować, uważali ich za gorszych. Rak kompleksu niższości
toczył coraz głębiej czeczeńską świadomość. Nie stali się Rosjanami - ale nie
byli już dawnymi góralami, wiernymi tradycjom. Ani dobrymi muzułmanami.
Nastoletni chłopcy, których po upadku imperium ojcowie zaczęli wysyłać w
pielgrzymki do Mekki oraz na naukę do krajów arabskich, wracali teraz do domów i
wyśmiewali nie tylko dorosłych. Także duchownych prowadzących modły w meczetach.
"Modlicie się nie tak, jak trzeba, grzeszycie na każdym kroku, nie jesteście
muzułmanami, ale poganami" - wytykali starszym.
Kim więc jesteśmy? - zastanawiali się po cichu Czeczeni.
Wątpliwości rozproszyli ostatecznie Słowianie, którzy przystąpili do remontu
rosyjskiego państwa. Świeżo zdobyta wolność miała stać się udziałem tylko
Słowian. Podbite ludy, po staremu, miały im służyć. Dla mieszkańców Kaukazu, po
staremu, pozostawała jedynie pogarda. Rosyjski prezydent krzyczał do swoich
gubernatorów: "Bierzcie tyle wolności, ile dacie radę udźwignąć!". Ale kiedy
Czeczeni spróbowali posmakować swobody, Kreml
wysłał przeciwko nim wojsko. Nie jesteście i nigdy nie będziecie nam równi -
mówili Rosjanie. - Ale też nigdy nie pozwolimy, byście odeszli wolni.
Czeczeńscy górale postanowili zdobyć wolność za wszelką cenę. Wojna z Rosją
na dobre wyleczyła ich z kompleksu niższości wobec Słowian. A wiara w Allaha,
której wstydzili się przez tyle lat, stała się nagle opoką. "Jesteśmy
muzułmanami, jesteśmy inni niż wy" - dumnie odpowiadali Słowianom.
Koran i kałasznikow
Wojna w Czeczenii sprawiła, że na Kaukazie
pojawiła się cała armia mistrzów, którzy zapragnęli uczyć tamtejszych górali
zapomnianej wiary w Allaha.
Do młodych mułłów, wykształconych w bliskowschodnich uniwersytetach, którzy
rzucili wyzwanie starym duchownym, skompromitowanym kolaboracją z Rosją i
komunizmem, dołączyli mudżahedini - błędni rycerze dżihadu (świętej wojny).
Ściągali z całego świata, by walczyć z niewiernymi.
Pierwszym bitewnym polem, na którym spotkali się muzułmańscy wojownicy, był
Afganistan, gdzie Kreml zainstalował bezbożny reżim. Nigdy wcześniej mudżahedini
nie tworzyli pułków i nie ruszali na wojny, by wesprzeć swoich braci. Nie było
mudżahedinów ani na półwyspie Synaj, ani w górach Libanu. Były jedynie formacje
terrorystyczne, zajmujące się uprowadzaniem samolotów i podkładaniem bomb.
Na początku lat 80. tysiące ochotników z całego świata arabskiego zjechało w
góry i pustynie Hindukuszu wesprzeć afgańskich współwyznawców w walce z
najeźdźcą. Dziesięcioletnia wojna nauczyła ich nie tylko żołnierskiego
rzemiosła, ale też rozbudziła poczucie misji i braterstwo broni. Wracając z
Afganistanu do swych domów w Algierze, Kairze, Chartumie, zabierali ze sobą
rewolucyjną, czystą, niczym nie zmąconą wiarę w Sprawę.
Wystarczyło więc parę miesięcy, by w swoich krajach poczuli się obcy i
niepotrzebni. Szara codzienność szybko wydała się im nieznośna, a skorumpowani
dyktatorzy, lekceważący przykazania Mahometa - równie nienawistnymi wrogami, jak
niewierni, z którymi bili się w Afganistanie. Sfrustrowani mudżahedini
wypowiadali im wojny. Ginęli w potyczkach z żołnierzami, trafiali do więzień,
ścigani przez tajne policje. Albo ruszali w świat w poszukiwaniu nowych,
sprawiedliwych wojen, na których znów mogliby spotkać dawnych towarzyszy broni.
Czuli się zdradzeni przez cały świat i chcieli z całym światem walczyć, ufni w
ostateczne zwycięstwo. Nawet śmierć, która - jak zapewniali ich mułłowie -
otworzy im bramy do Raju, wydawała się lepsza niż życie w upodleniu i nędzy.
Tak powstała armia muzułmańskich błędnych rycerzy, pojawiających się
wszędzie, gdzie wyznawcy Allaha toczą wojnę z niewiernymi. Po Afganistanie był
Kaszmir, potem Tadżykistan. Gdy wybuchła wojna w Czeczenii, mudżahedini pojawili się także na Kaukazie.
Nieliczni, co prawda, gdyż do dziś w świecie islamu mało kto wie o maleńkiej,
zagubionej w górach republice.
Pierwsi wylądowali na Kaukazie potomkowie Czeczenów, Inguszów, Awarów i Czerkiesów, którzy przed
wiekami musieli uciekać na Bliski Wschód przed rosyjskimi represjami.
Mohadżirowie - uciekinierzy, bo tak nazwano ich w Turcji, Jordanii, Syrii i
Libanie, wracali, by się mścić na butnych Słowianach. Przywozili nie tylko broń
i doświadczenia bojowe. Także pieniądze i wiarę, którą zarazili mieszkańców
Kaukazu.
Islam mudżahedinów jest religią wojenną. Nie ma w niej miejsca na dysputy
teologów czy mistyczną głębię. Wszystko sprowadza się do kilku wskazań, jak żyć
i modlić się, by zapewnić sobie wieczność. Prostota tego katalogu sprawiła, że
zagubieni kaukascy górale coraz częściej zaczęli przyjmować go za własny.
"Czytajcie Świętą Księgę" - mówili mudżahedini, z których wielu zdobyło nawet
duchowne wykształcenie, pozwalające prowadzić modły. "Naśladujcie we wszystkim
Proroka. Postępujcie jak On, ubierajcie się nawet jak On. A wtedy Prawda
zwycięży".
Ta niezwykła rzeczowość religii, drobiazgowo regulującej najdrobniejsze
szczegóły codzienności, a przez to zwalniającej od męki dokonywania wyboru,
stała się niezwykle atrakcyjna dla zbłąkanych mieszkańców rosyjskich kolonii na
Kaukazie i Azji Środkowej. Przez całe wieki byli ubezwłasnowolnieni.
Niespodziewana wolność okazała się dla wielu wyzwaniem zbyt trudnym; nie
potrafili się poruszać w świecie, w którym zabrakło jasnych autorytetów i
wyrazistych drogowskazów.
A w dodatku okazało się, że wierność nowej religii przynosi także korzyści w
życiu doczesnym.
Na wojnach oddziały przybyszów z Arabii miały najlepszą broń, co zapewniało
bezpieczeństwo. Biły się mężnie, co gwarantowało bohaterską sławę. W tych
formacjach płacono najwyższy żołd, co zapewniało dostatek. Na wsparcie i
zapomogi zawsze mogli liczyć wierni, którzy przychodzili się modlić do meczetów
zbudowanych przez Arabów.
Na Kaukazie dziwiono się: skąd u Arabów takie zainteresowanie ich losem?
Dlaczego saudyjscy bogacze zaczęli nagle wydawać miliony, by nawrócić górali, a
raczej przypomnieć im starą religię? By przekonać ich, żeby modlili się tak, a
nie inaczej? Przecież i tak chwalili tego samego Boga!
W górskich aułach huczało od plotek.
Jedni mówili, że Saudom - mieszkańcom ojczyzny Mahometa i strażnikom
najświętszych miejsc islamu - zależy po prostu na tym, by muzułmanie na całym
świecie naśladowali ich, chwaląc Imię Pańskie. Oskarżani przez muzułmańskich
rewolucjonistów o zdradę idei Proroka, konserwatywni Saudowie walczyli po prostu
o pierwszeństwo w świecie islamu. Ale te argumenty tylko niewielu kaukaskim
góralom trafiały do przekonania.
Podatni na spiskową teorię dziejów łatwiej wierzyli pogłoskom, że Saudyjczycy
wyświadczają jedynie przysługę ich starym przyjaciołom, Amerykanom, którym nie
wystarczyło rozbicie Związku Radzieckiego i postanowili rozbić także Rosyjską
Federację. A który szanujący się muzułmanin, mudżahedin, przyjmie brudne dolary
od Amerykanów? Co innego, gdy pieniądze, na zlecenie z Waszyngtonu, dają
Saudyjczycy. Przerabiano już przecież ten scenariusz w Afganistanie.
Samowola miejscowych władców, bezprawie i nędza, jakie stały się udziałem
mieszkańców Kaukazu, a także desperackie poszukiwanie jasnego celu w życiu -
wszystko to sprawiło, że górale coraz chętniej zaczęli się przysłuchiwać
przybyszom, których nazywano wahabitami.
Dlaczego tak was nazywają? - pytali.
- Jesteśmy bowiem uczniami Mohammeda ibn Abdel Wahaba - odpowiadali. -
Mędrca, który wraz z saudyjskim wodzem Mohammadem ibn Saudem rozpoczął przed
wiekami zwycięską wojnę o czystość islamu i zjednoczenie całej Arabii, ojczyzny
Proroka.
Basajew - Waleczne Serce
"Nie potrzebujemy już niepodległości Czeczenii.
Dziś naszym celem jest wolny Kaukaz" - ogłosił czeczeński komendant Szamil
Basajew na posiedzeniu szury w dagestańskiej wiosce Ansaltas, którą cztery dni
wcześniej zajął bez jednego wystrzału.
Szura, wielka rada partyzanckich komendantów i mułłów, ogłosiła Basajewa
emirem Kaukazu, a Czeczenię i sąsiedni Dagestan -
republiką muzułmańską, rządzącą się Bożymi przykazaniami.
Dwa tygodnie później Basajew rozkazał swoim partyzantom wycofać się z
Dagestanu do Czeczenii. Oświadczył jednak, że nie
jest to kapitulacja, ale "początek rewolucji, która przyniesie Kaukazowi wolność
i Prawdę". I dodał: - Prawdziwa wojna nawet się jeszcze nie zaczęła. To, co
było, to zaledwie ćwiczenia.
Na burzliwym Kaukazie wojenny, czysty islam zjednoczył w niezwykłym sojuszu
desperatów i marzycieli, wizjonerów pragnących zmieniać świat na lepszy i
awanturników nie potrafiących znaleźć sobie miejsca poza bitewnym polem,
okrutnych wojowników i obrotnych przedsiębiorców, religijnych fanatyków i
cynicznych polityków, którzy uznali, że pod zielonymi sztandarami najprędzej
zdobędą władzę.
Dla Basajewa, najsłynniejszego z kaukaskich watażków, islam wydaje się być
zarówno polityczną strategią, głęboką wiarą, jak i filozoficzną koncepcją.
Życiorys tego 34-letniego przywódcy mógłby posłużyć za krótki kurs najnowszej
historii tego regionu, tamtejszej polityki, obyczajowości i religii. W kastowym
społeczeństwie kaukaskim, w którym przynależność do rodu i plemienny kodeks
honorowy wyznaczają miejsce w życiu, człowiek taki jak Szamil - wywodzący się z
mniej znaczącego klanu - już w dniu narodzin skazany był na margines.
W dzieciństwie, które spędził w rodzinnym osiedlu Wedeno w wysokich górach,
nie wyróżniał się niczym szczególnym. Nie odznaczył się ani w szkole, ani w
wojsku, gdzie służył nawet nie jako żołnierz, tylko strażak na lotnisku. Brak
zajęcia, brak pieniędzy, brak przyszłości. Taki żywot wiodła większość Czeczenów w górskich aułach.
Pierwszy ważny zwrot w życiu przyszłego emira nastąpił, gdy po zakończeniu
służby wojskowej pojechał do Moskwy i zdał egzaminy na wydział agronomii. Lata
80. w Moskwie były czasem rozkwitu tamtejszej mafii czeczeńskiej, która jako
pierwsza skorzystała z dobrodziejstw wolnego rynku. Stając się pierwszymi
beneficjentami nowego ustroju, gangsterzy, przemytnicy i spekulanci na zawsze
oszpecili jego wizerunek w oczach Rosjan.
Mafia oznaczała przygodę i wielkie pieniądze, życie na krawędzi, ale także
zabawę, kobiety, wino. Nauka nudziła Szamila. Zamiast chodzić na wykłady, zaczął
spotykać się z żołnierzami mafii.
Wrócił do kraju późnym latem 1991 r., gdy w Moskwie zawalił się pucz Janajewa
i rządy Gorbaczowa. W oficjalnych biografiach Basajewa można spotkać wzmiankę,
że podczas sierpniowego przewrotu zgłosił się na ochotnika, by bronić
rosyjskiego parlamentu.
Gdy wracał do Groznego, w stolicy dokonywała się rewolucja. Tłum na placu
Lenina wypędzał z prezydenckiego pałacu moskiewskiego namiestnika Dokku
Zawgajewa, a na jego fotel szykował się już generał-lotnik Dżochar Dudajew,
którego czeczeńscy nacjonaliści ściągnęli z dalekiej Rygi.
Rosyjscy przywódcy, którzy u siebie zaczęli antykomunistyczną krucjatę,
niespodziewanie stanęli w obronie Zawgajewa i zagrozili wojną. To wtedy Basajew
po raz pierwszy trafił na czołówki gazet. Na lotnisku w rosyjskich Mineralnych
Wodach uprowadził samolot do Turcji, żądając, by Rosja trzymała się z dala od
Czeczenii. Od tej pory często podejmował
desperackie operacje terrorystyczne.
Pierwsza połowa lat 90. to epoka krwawych, barbarzyńskich wojen na
południowych rubieżach rozpadającego się sowieckiego imperium. Basajew zgłosił
się na ochotnika do Abchazji, gdzie Czeczeni
pomagali Abchazom w wojnie secesyjnej przeciwko Gruzji. Został komendantem
wszystkich oddziałów kaukaskich wolontariuszy. Podlegli mu żołnierze odznaczyli
się okrucieństwem w walce i chciwością przy podziale łupów.
Z Abchazji, gdzie został ranny, Basajew wyruszył na kolejną wyprawę zbrojną -
do Górnego Karabachu, gdzie z kolei Ormianie toczyli wyzwoleńczą wojnę przeciwko
Azerom. Walcząc tym razem przeciw separatystom, Szamil przegrał z kretesem.
Z Karabachu wyjechał do afgańskiej prowincji Chost na kursy wojskowe u
tamtejszych mudżahedinów - ponoć wcześniej żołnierskie nauki pobierał też w
Turcji.
Wrócił do kraju, który szykował się już do wielkiej wojny z Rosją. Wyruszył
na tę wojnę jako jeden z wielu partyzanckich komendantów. Dwa lata później
kończył ją jako zwycięzca i narodowy bohater, czeczeński William Wallace,
"Waleczne Serce".
Jego oddział wyróżniał się żelazną dyscypliną i brawurowym męstwem, a Szamil
stał się postacią niemal mityczną. Urodzony przywódca, uwielbiany przez
podwładnych. W aułach opowiadano legendy, że pod rosyjskimi bombami, jakie na
początku wojny spadły na Wedeno, zginęły jego żona, dzieci, brat. Że teraz szuka
śmierci, chcąc zemścić się na wrogach. (W rzeczywistości żona Basajewa wojnę
przeżyła bezpiecznie w Suchumi).
Akcją, która zapewniła mu sławę wśród Czeczenów
i wzbudziła nienawiść Rosjan, był zbrojny rajd na południoworosyjskie miasteczko
Budionnowsk w czerwcu 1995 r. Basajew zajął miejscowy szpital i wziął jako
zakładników tysiąc cywili, w tym wielu pacjentów i lekarzy. W ulicznych walkach
wokół kliniki zginęło półtorej setki ludzi. Choć Rosjanie okrzyknęli go
terrorystą numer jeden i do dziś ścigają listami gończymi, Basajew dopiął swego.
W zamian za uwolnienie jeńców rosyjski premier Wiktor Czernomyrdin zgodził się
rozpocząć pokojowe rokowania z separatystami czeczeńskimi.
Szamil przypieczętował swoją sławę w sierpniu 1996 r., kiedy niespodziewanie
odbił z rąk Rosjan czeczeńską stolicę.
Czas pokoju przyniósł mu jednak same rozczarowania. Przegrał wybory
prezydenckie, do których zgłosił się, wierząc, iż sama mołojecka sława
przyniesie mu zwycięstwo. Prezydent Asłan Maschadow powierzył mu wprawdzie tekę
premiera, jednak ten urząd był dla Basajewa kolejnym gorzkim doświadczeniem.
Zwycięska, bohaterska Czeczenia coraz bardziej
przekształcała się w kłótliwy bazar. Pozbawiony realnej władzy, bezsilny i
rozczarowany, Szamil mógł się tylko przyglądać, jak kraj stacza się w przepaść,
jak dawni wojenni bohaterowie intrygują przeciw sobie, korumpują się i obrastają
w tłuszcz. Jak kuchennymi drzwiami wracają stare, rodowe porządki. Zmarnowane
zwycięstwo.
Coraz bardziej zapadał na syndrom arabskich mudżahedinów. Otwarcie wystąpił
przeciw Maschadowowi. Początkowo sprzeciwiał się wprowadzeniu w Czeczenii prawa religijnego, wkrótce jednak zmienił
zdanie - uznał, że tylko islamskie prawo może być lekarstwem na stare bolączki
republiki i tylko z pomocą Koranu można wywołać rewolucję społeczną.
Basajew stał się też zwolennikiem eksportu rewolucji do kaukaskich sąsiadów.
Zrozumiał, że otoczona skorumpowanymi, feudalnymi reżimami, nawet
najsprawiedliwsza, ale odcięta od świata Czeczenia
nigdy nie stanie się państwem prawdziwie wolnym. I że skłócony Kaukaz nigdy nie
będzie suwerenny, jeśli się nie zjednoczy. A zjednoczyć się może tylko pod
sztandardem Proroka.
Znalazł przyjaciół wśród muzułmańskich fundamentalistów w sąsiednim
Dagestanie, położonym między górami Kaukazu a wybrzeżami Morza Kaspijskiego.
Mieszkańcy Dagestanu, w którym mieszka 40 narodów, zmęczeni biedą, beznadzieją,
bezprawiem i despotycznym reżimem, też postanowili szukać pocieszenia i nadziei
w Koranie. Nie wszyscy jednak. Dla Awarów, Darginów, Kumyków i Lezginów Dudajew
wciąż jest bardziej Czeczenem niż muzułmaninem.
Odrzucili go, gdy pojawił się nieproszony w ich kraju i zaczął im mówić, jak
mają żyć.
Kaukascy islamiści wierzą jednak, że nadejdzie dzień, gdy religia weźmie górę
nad sąsiedzkimi i narodowymi więzami i podziałami. - Jeśli dziś twarz Maschadowa
jest wizerunkiem Czeczenii, to Szamil jest jej
duszą - przekonuje Mohammed Tałbojew, jeden z przywódców Awarów. - Jest
uosobieniem wszystkich romantycznych cech kaukaskiego dżygita. Jeśli wcześniej
nie zginie, będzie rządzić Czeczenią.
Zapatrzony w swego wielkiego imiennika, imama Szamila, Basajew dziś myśli nie
o Czeczenii, ale o całym Kaukazie. Na początku XIX
wieku imam Szamil przekonał do zgody krewkich Inguszów, Czeczenów, Dagestańczyków i stworzył na Kaukazie
islamskie państwo, które przez trzydzieści lat odpierało najazdy Rosjan.
Chattab - pieniądze i terror
Wrogowie Basajewa, a tych nigdy mu nie brakowało, twierdzą, że Szamil
przystał do islamistów tylko po to, by zapewnić sobie stały dopływ broni i
gotówki od saudyjskich szejków, których księgowym i ambasadorem na Kaukazie jest
Jordańczyk Chattab.
35-letni Chattab, potomek czerkieskich uciekinierów z Kaukazu, porzucił
studia w Ameryce, by przyłączyć się do dżihadu. Bił się w Afganistanie i
Tadżykistanie. Tam nawiązał nici przyjaźni z arabskimi mudżahedinami, którymi
dowodził Saudyjczyk Osama bin Laden, okrzyknięty przez Amerykanów
najgroźniejszym terrorystą świata. Według CIA Chattab walczył też w innych
wojnach na Bliskim Wschodzie, a także uczestniczył w zamachach terrorystycznych
wymierzonych przeciw Izraelowi i Francji.
Jego przyjaźń z Basajewem zaczęła się jeszcze w czasie wojny czeczeńskiej.
Szamil podziwiał straceńczą odwagę Jordańczyka, który w górskich wąwozach
niszczył rosyjskie kolumny pancerne. Chattab został dłużnikiem komendanta
Szamila, gdy ten uwolnił z jasyru jego żonę, porwaną przez rozbójników.
Po wojnie Chattab pozostał w Czeczenii i w
wysokich górach założył obozy szkoleniowe dla partyzantów i terrorystów z
dawnych prowincji rosyjskiego imperium. Lekcje u brodatego, długowłosego
Jordańczyka pobierali ponoć także zamachowcy z Uzbekistanu i Gruzji, którzy
usiłowali zabić tamtejszych prezydentów Islama Karimowa i Eduarda Szewardnadze.
Na Kaukazie, jak w innych krajach tzw. Trzeciego Świata, władza daje
pieniądze, a pieniądze zapewniają władzę. Bez potężnego sponsora żadne
ugrupowanie opozycyjne nie ma cienia szans na obalenie rządzącej elity.
Pieniądze są też z całą pewnością jednym z powodów ekspansji ruchów islamskich
na Kaukazie i Azji Środkowej. Chattab, kaukaski bin Laden, uważany jest za
głównego sponsora czeczeńskich i dagestańskich wahabitów. To on rozdziela
saudyjskie pieniądze i on rozlicza się z nich z szejkami. Dlatego przyjaźń z
Chattabem jest marzeniem wielu kaukaskich komendantów i polityków.
Takich jak Mowładi Udugow, były dziennikarz, a dziś główny ideolog
czeczeńskiego islamizmu, szara eminencja i wielki manipulator. Udugow nie ma
charyzmy Szamila i z pewnością nie zostanie ani imamem, ani emirem Kaukazu.
Doskonale poradziłby sobie jednak z funkcją kaukaskiego kanclerza.
Z Chattabem przyjaźnić się chce także Salman Radujew - najbardziej
ekscentryczny z polowych komendantów, przezywany "człowiekiem z kulą w głowie".
Radujew twierdzi, że regularnie rozmawia przez telefon z nieboszczykiem
Dudajewem - i chorobliwie zazdrości dżygickiej sławy Szamilowi.
Przy zawieraniu znajomości Jordańczyk jest jednak bardzo wybredny. Chcąc
zachować zaufanie Saudyjczyków, nie może sobie pozwolić na marnowanie ich
pieniędzy.
Nadir Szach - dumny muzułmanin
Nadir Szach Chaciłajew, przywódca dagestańskiego ludu Laków, prezes Unii
Muzułmanów Rosji i poseł do Dumy, jest chyba jedynym rosyjskim politykiem nie
ukrywającym podziwu dla afgańskich talibów, którzy pod hasłami islamskiej
ortodoksji zjednoczyli zrujnowany wojną Afganistan.
"Fundamentalizm oznacza powrót do korzeni, do podstaw wiary. Nie ma w tym
niczego złego" - przekonuje w wywiadach, jakich udziela dziennikarzom w
położonej na wysokości 2,5 tys. metrów rodzinnej wiosce Kuma. Tu kryje się przed
rosyjską prokuraturą, która ściga go listami gończymi za próbę zamachu stanu w
Dagestanie.
Nawet jak na Kaukaz, 40-letni Nadir Szach jest postacią wyjątkowo barwną. W
młodości pisał wiersze i bił się na ringu. Zdobywał mistrzowskie pasy we
wszystkich niemal dyscyplinach walki - zapasach, dżudo, boksie, karate. Zbił
majątek na handlu, a raczej kontrabandzie kawioru i jesiotra. W wielonarodowym
Dagestanie sfery interesów podzielone zostały tak, by żaden naród nie pozostał
bez środków do życia. Zgodnie z międzyplemiennym porozumieniem Lakom przypadło
właśnie rybołówstwo.
Jako człowiek majętny Nadir Szach mógł zająć się polityką. W połowie lat 90.
razem z innymi działaczami muzułmańskimi z Kaukazu, Baszkirii i Tatarstanu
utworzył Unię, która postawiła sobie za cel stworzenie frakcji parlamentarnej
wyznawców Allaha w rosyjskiej Dumie.
W maju ubiegłego roku Nadir Szach wraz ze starszym bratem Mohammedem i
tysiącem uzbrojonych bojowników wzięli szturmem pałac prezydencki w Machaczkale
i wywiesili nad nim zielony sztandar islamu. Bracia twierdzą zgodnie, że nie
zamierzali przejmować władzy - w przeciwnym razie, czy opuściliby po dobroci
zdobyty już pałac? Chcieli jedynie zwrócić uwagę Kremla na korupcję i feudalne
porządki w Dagestanie.
- Jest nas w Rosji prawie 30 milionów, stanowimy prawie 15 proc. ludności
kraju. Dlaczego więc wciąż jesteśmy traktowani jako obywatele drugiej kategorii?
- pyta Nadir Szach. - Islam powinien zostać uznany za oficjalną religię w Rosji.
Muzułmanin powinien sprawować stanowisko wiceprezydenta. Tymczasem czujemy się
obcy we własnym kraju. Odnoszę wrażenie, że Rosjanie wstydzą się nas przed
cudzoziemcami. Wstyd im, że żyją w domu razem z muzułmanami. To jakiś kompleks
niższości. Boją się, że Europa uzna ich za Azjatów, a Rosjanie strasznie nie
chcą za takich uchodzić. Dlaczego się boją? Przecież są Europejczykami.
W górskiej kryjówce Nadir Szach nie ukrywa rozczarowania wobec Rosjan. -
Pomagałem im. Doprowadziłem do spotkania gen. Lebiedzia z Maschadowem w Nowych
Atagach i przerwania wojny w Czeczenii. Uwolniłem
z czeczeńskiej niewoli setki rosyjskich jeńców. Odpłacili mi listem gończym i
odebraniem mandatu poselskiego.
- Rosję interesują jedynie ziemie, a nie ludzie na nich żyjący - uskarża się
Nadir Szach. - Tolerują najbardziej złodziejskie, najbardziej brutalne
dyktatury, byle tylko były im posłuszne. Nie możemy dłużej czekać. Wypowiadamy
rodzimym despotom wojnę. Przegramy niejedną bitwę, ale zwycięstwo należeć będzie
do nas. Wybór, kogo popierać, nas czy tyranów, należy teraz do Kremla.
Do grona swoich przyjaciół Nadir Szach zalicza i Basajewa, i Chattaba. A
także Radujewa. Jego brat Mohammed jest jednym z przywódców założonego przez
Basajewa Kongresu Narodów Czeczenii i Dagestanu,
który stawia sobie za cel utworzenie na Kaukazie jednego muzułmańskiego państwa.
Rosyjskie gazety piszą, że w swojej rodzinnej wsi Nadir Szach zbroi partyzantów
na nową wojnę. Widziano go ponoć z Szamilem w Dagestanie.
Czy takie kaukaskie państwo pozostanie w składzie Rosji?
- Dlaczego nie? - odpowiada Nadir Szach - Jeśli Rosja ogłosi się państwem
muzułmańskim.


[Podpis pod foto]
Salman Radujew, "człowiek z kulą w głowie", i Szamil Basajew, "terrorysta
numer jeden"

(szukano: Czeczenia)
© Archiwum GW, wersja 1998 (1) Uwagi
dotyczące Archiwum GW: magda.ostrowska@gazeta.pl


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
05 10 Sierpień 1999 Liban Kaukazu
28 28 Wrzesień 1999 Operacja chirurgiczna
10 (28)
biologia 10 pp sierpien
10 12 Sierpień 1994 Cena za Czeczenię
2011 10 28 test oxford angielski podstawowa 4
TI 02 10 28 T B pl(1)
TI 99 10 28 T pl
09 23 Sierpień 1999 Traktują nas jak niewolników
07 13 Sierpień 1999 Płomień czy pożoga
TI 99 10 28 T pl(1)
biologia 10 pp sierpien klucz
2014 10 28 Ekonomia menedzerska Gr F
biologia 10 pr sierpien klucz
08 18 Sierpień 1999 Nie z Rosją lecz z Dagestanem

więcej podobnych podstron