Pociąg do miłości, Fan Fiction, Beyblade


„Pociąg do miłości”


Słońce chowało się już za linią horyzontu, tworząc coraz to barwniejsze niebo, zlewające się delikatnie w pasma: pomarańczowe, czerwone, różowe i fioletowe, a na końcu lazurowe. Z drugiej strony, coraz jaśniej lśnił biały księżyc na jasnobłękitnym nieboskłonie. Różowe chmurki leciały powoli, prawie że nie popychane przez zefir. Chociaż właśnie ta lekka morska bryza mierzwiła niebieskie włosy chłopca, który odpoczywał tutaj od codzienności szarego życia. Blask zachodzącego słońca oświetlał jeszcze, jego zamknięte powieki. Błękit zamieniał się w głęboki granat, który zaczął pokrywać się srebrnymi gwiazdami. Różowe obłoczki także zmieniły swój kolor na ciemny. Niechętnie otworzył swe oczy, koloru krwi. Podniósł swój tułów do pionu i spojrzał przed siebie. Morze, niedawno jeszcze w lekkim zielonym odcieniu, teraz czarne jak węgiel, nawet jeśli białe bałwany nadal przybywają do brzegu z falami. Piasek, który ledwie co mienił się złotem w słońcu, teraz bardziej przypominał biel. Dotknął palcami szmaragdowej trawy, na której siedział. Czując jej wilgotność, wiedział, że rosa już osiadła na niej. Mewy próbowały się przekrzyczeć pośród wieczornej ciszy. Wieczór. Powinien wracać. Nie chciał, ale powinien. Podniósł się na nogi z ubolewaniem, że musi już iść z tego wspaniałego miejsca. Przeszedł się jeszcze brzegiem. Jego nieosłonięte stopy dotykane były, przez chłodną, morską wodę. Delikatne, orzeźwiające, przyjemne. W ciemnościach odnalazł wzrokiem wyjście na plażę. W oddali światła miasta. Przy wyjściu założył buty, które do tej pory niósł w ręce i ruszył dalej deptakiem, skąpanym w jasnym świetle lamp ulicznych. Sklepy i bary nadal były otwarte, a to dlatego, że było jeszcze trochę turystów. Już bez dzieci, które wciąż domagały się czegoś, lub krzyczały. Bez pupili, które w parku ganiały za patykami. Było o wiele luźniej niż za dnia. Ale i tak... i tak było ich tutaj jak dla niego za dużo. Nadal słyszał ich śmiechy, wesołe rozmowy. To go denerwowało. On tak nie chciał... nie dlatego, że nie potrafił. Gdyby chciał mógłby się cieszyć. Ale z czego? Przecież w jego życiu nigdy nie było nic szczęśliwego, nic z czego mógłby się cieszyć. No może jedna rzecz... ale i tak zbyt nieziemska by być realną. Dotarł przed jasnokremowy budynek. Hotel. Nogi już go same tutaj przyniosły. Znał tę drogę na pamięć. Tak wiele dni już tutaj był i przez tak wiele codziennie rano chodził właśnie na plażę, a wracał dopiero późnym wieczorem. Nie... On wcale nie lubił głośnych miejsc takich, jakim była plaża. Ale nie mógłby przez cały dzień siedzieć w hotelu... A co gorsza, siedzieć z nimi. Max Mizuhara, wesoły blondynek o pogodnych, niebieskich oczach. Takao Kinomiya, impulsywny żarłok i idiota, który zawsze musi zwracać na siebie uwagę, posiadający granatowe włosy i niebieskie oczy. Kyoujyi, brązowowłosy chłopak, który prawie nigdy nie rozstaje się ze swoim laptopem, typowy informatyk. No i ostatni... ale za to najgorszy... Rei Kon. Złote oczy, bardziej przypominające kocie niż ludzkie, czarne długie i lśniące włosy, zazwyczaj związane w długi ogon... można by nawet pokusić się o stwierdzenie „koci ogon”. Ale kiedy nie miał ich związanych, rozpuszczone wyglądały jeszcze piękniej... jak czarne fale. No właśnie... Falowały za nim przy każdym kroku. Przy każdym kroku, który był postawiony ze wrodzoną w sobie gracją.

 Potrząsnął głową i wrócił do rzeczywistości. Wszedł po marmurowych schodach i przeszedł przez wielki i bogato urządzony hol, aż dotarł do windy. Jakoś nie miał dzisiaj ochoty iść na najwyższe - 10 piętro tego hoteliku. Wszedł do elewatora i nacisnął odpowiedni guzik. Jak tylko drzwi się zamknęły, maszyna ruszyła powoli. Płytko, bez żadnych zgrzytów, ale w końcu to był najlepszy hotel w tym miasteczku, więc czego można się było spodziewać? Wyszedł na swoim piętrze, po stanowczo za długiej jak dla niego jeździe na górę. Ruszył korytarzem i doszedł do ostatnich drzwi. Otworzył je i szybko wślizgnął się do środka apartamentu. Po czym zamknął drzwi i spostrzegł jedynie, że światło w pokoju nadal jest zapalone. A najgorsze było to, że w kuchni także było jasno.

 To znaczyło, że jak tylko wejdzie spostrzeże czarnowłosego chłopca siedzącego przy stole i czekającego na niego. Ich spojrzenia jak zwykle się spotkają... czerwień i złoto. A potem Rei wstanie, po to by przygotować dla niego posiłek. Nie zamienią nawet słowa. Wszystko odbędzie się w kompletnej ciszy, przerywanej jedynie dźwiękami przygotowywanego jedzenia... W tym nieznośnym milczeniu. I jak tylko chłopiec zrobi tą kolację, pójdzie do łazienki przy ich wspólnym pokoju i weźmie prysznic, zostawiając Kaia samego by mógł zjeść w spokoju. W spokoju, którego w tych chwilach tak bardzo nienawidził, a z którym nie potrafił nic zrobić. On jak tylko zje i umyje talerz po sobie, także pójdzie do pokoju. Zobaczy jak w ciemności, złotooki odpoczywa na swoim łóżku. Jak przytula się do poduszki, a jego klatka piersiowa porusza się rytmicznie. A czerwonooki będzie mógł się na niego tylko patrzeć. W końcu i tak sam pójdzie się umyć, a kiedy wróci także położy się na swoim posłaniu, ale nie będzie mógł zasnąć. Będzie dalej wpatrywał się jak Rei śpi snem niezmąconym. Aż w końcu i jego powieki także będą zbyt ciężkie, i on także zapadnie w letarg. I tak aż do rana. A rano... a rano znów wstanie wcześnie, zje śniadanie przygotowane przez czarnowłosego chłopca. A potem wyjdzie z hotelu i nie będzie go cały dzień. Oczywiście czas ten spędzi na plaży... chociaż nawet nie wie po co tam się włóczy. A najgorsze jest to, że znów nie zamieni słowa ze złotookim. Wszystkim coś powie, nawet zwykłe „dzień dobry” czy mruknięcie na powitanie, tylko nie jemu. Rei także nie rozpocznie rozmowy, bo wie, że to nie ma sensu.
Wszedł do kuchni jak na skazanie. Rozejrzał się dookoła `A może jednak nie dostanę kolacji.' Pomyślał. Spojrzał na śpiącego chłopca, którego główka leżała na stole. Jako poduszki użył swego ramienia, a w zaciśniętych palcach był jego dysk. `Pewnie go czyścił, albo trenował ostatnio.' Na twarzy niebieskowłosego pojawił się lekki uśmiech, ale zaraz zniknął, gdy przypomniał sobie swoją myśl... „trenował”. Wyjął z kieszeni Dranzera, płytka z feniksem błysnęła. Przez cały czas jak tutaj byli, tylko raz spróbował ćwiczyć... Ale zaniechał tego, bo za każdym razem gdy wypuszczał dysk w celu treningu, widział w swym umyśle złote oczy i czarne włosy, należące do nikogo innego, jak do Reia. Do tego miłego chłopaka i wspaniałego bladera. Właśnie po to nie rozmawiał z nim i tyle czasu spędzał na głośnej plaży... Tylko po to, by zapomnieć. Ale nawet, gdy leżał na piasku... pamiętał. W końcu udało mu się znaleźć sposób na spędzanie czasu... Grał, nadal grał w beyblade. Ale już nie po to by trenować, ale dla samej zabawy. Bawił się nawet z dziećmi, ale wobec nich nie wykorzystywał aż tak dużo mocy... bo nie chodziło mu o szybką wygraną, a już prędzej o zabicie czasu.
Schował dysk i znów skierował swój wzrok na chłopca. Wiedział, że później będzie tego żałował, ale wziął go na ręce, a dysk wsadził mu do kieszeni. Miał jego aksamitną skórę pod swoimi palcami. Czuł ciepło, które biło od niego. Najchętniej nigdy nie wypuściłby go z tych objęć, gdyby tylko mógł sobie na to pozwolić. Stał cały czas w jednym miejscu i przyciskał do siebie śpiącego chłopca. W końcu ruszył do ich pokoju. Tu w odróżnieniu od kuchni i salonu, było ciemno. Musiał chwilę poczekać, aż przyzwyczai wzrok do nowych warunków. Udało mu się wychwycić miejsce, gdzie stało łóżko Reia. Podążył w jego stronę, wolnym, umiarkowanym krokiem. I robił to tylko po to, by mieć go przy sobie jak najdłużej. Ale wszystko ma swój początek jak i koniec. Położył go ostrożnie na łóżku, jednak nie odszedł od niego. Powinien, ale nie mógł. Usiadł przy nim i pokręcił z politowaniem dla siebie głową. Odwrócił się i miał zamiar wstać, ale coś stanowczo pociągnęło go do siebie. Chwilkę potem widział jedynie złoto... Złoto, które wpatrywało się w niego z uwagą. Zrozumiał... Rei się obudził i popchnął go tak, że teraz leży na łóżku. Nic nie powiedział... bał się za bardzo słów, które mogły przejść przez jego gardło. Mógł się tylko wpatrywać w jego twarz, która teraz wydawała się jak u anioła. Nagle wszystko się skończyło, czarnowłosy zeskoczył z łóżka i ruszył w kierunku jeszcze otwartych drzwi do salonu. Niebieskowłosy chłopak walczył chwilę z sobą, ale poddał się...

- Gdzie idziesz?! - Rzucił gniewnie w stronę oddalającego się chłopaka.

- Zrobić ci kolację... po całym dniu włóczęgi musisz być głodny. - Odpowiedział wesoło, nie przerywając podążania w wyznaczonym kierunku.

 Nie wytrzymał tego... Jego głos było jak dla czerwonookiego zbyt dużym ciężarem. Plus jeszcze ta troska i bezinteresowność. Kai także zeskoczył z łóżka, ale nie podążył za Reiem.

- Mam dość!!!!! Mam cię po prostu dość!!!

 Złotooki zatrzymał się w połowie drogi i spojrzał niepewnie na kapitana. Coś mu tu stanowczo nie pasowało... Ten spokojny i cichy chłopak, który prawie wszystkim rzuca kąśliwe komentarze... krzyczy? W dodatku bez konkretnego powodu. `Co mu zrobiłeś Rei?' Odezwał się cichuteńki głosik w jego głowie, który najprawdopodobniej bał się odpowiedzi, tak samo jak osoba do której skierowano pytanie.

- Uważasz mnie za małe dziecko, czy jak?!!! Uważasz, że nie potrafię sobie zrobić głupiej kolacji?!!! Nie prosiłem cię o to, byś przez ten cały czas na mnie czekał i przyrządzał mi posiłek!!! Więc, po jaką cholerę to robisz?!!!

 Kociooki zląkł się straszliwie, nie potrafił znaleźć sensownej odpowiedzi na to pytanie. A nawet jeśli taka istnieje, bo w końcu musi istnieć... to przecież nie powie mu w tej chwili, że się o niego martwi. Jego usta zaczęły się układać na słowo „Kai”, ale żaden dźwięk nie wydobył się z nich.

- Zabrakło ci języka w gębie?!!! No to może ja ci pomogę! Jak dla mnie to nie jesteś tu w ogóle potrzebny!!! Mógłbyś nawet odejść teraz, mi to nie zrobi różnicy!!!

 Dopiero teraz Kai uspokoił się trochę... i zdał sobie sprawę co powiedział.

- Jak chcesz!!! Nigdy więcej mnie już nie zobaczysz!!! - Po tych słowach Rei złapał swoją torbę, przebiegł przez salon mijając trójkę zaspanych chłopców, ściągnął płaszcz z wieszaka i go na siebie zarzucił, a na końcu zatrzasnął za sobą drzwi. Kai nawet nie zdążył na to zareagować... Nie chciał przecież tego, nie chciał go zranić. Stał tam osłupiały i może by postał nawet parę minut, gdyby granatowłosy chłopiec nie wyrwał go z tego stanu:

- Kai, co się stało? Czemu Rei wybiegł i wziął ze sobą torbę?

Takao patrzył się na niego pytającymi oczkami, z resztą tak samo patrzył się blondyn, który koło niego stał.

- Nie wasz interes. - Odpowiedział im swoim naturalnym tonem, jednakże sposób, w jaki zatrzasnął drzwi przed nosem granatowłosego, na pewno nie był zbyt spokojny.

 Usiadł ciężko na łóżku i ukrył twarz w dłoniach. Nie chciał płakać, nie mógł. Chociaż to, co zrobił było podłe. `Przecież Rei nic nie zrobił... To nie jego wina, że patrzenie na niego sprawia mi ból, że chciałbym cały czas patrzeć na niego, a nie mogę. To nie jego wina, że go... kocham...'

 Spojrzał na zegarek, który stał na szafeczce przy łóżku. Czerwone cyferki wskazywały na 23.05.
br>
 Dotarł... Chciał stąd wyjechać jak najszybciej. Podszedł do kasy i zapytał się drżącym głosem:

- Przepraszam, kiedy będzie najbliższy pociąg?

- O 23.35 kochaniutki, a wyjeżdża o 10 minut później. - Odpowiedziała mu miła starsza pani, która siedziała przy okienku.

- Poproszę jeden bilet ulgowy.

 Tak zawsze było we współczesnych czasach, wymiana pieniądza na różne dobra. Teraz też się tak odbyło. Czarnowłosy chłopak zabrał bilet i poszedł usiąść na ławce. Spojrzał na zegarek, który miał na ręce - 23.10. Szybkim krokiem zajęło mu dotarcie na dworzec około dziesięć minut... pozostało mu tylko czekać.


 23.30 - Mieniły się czerwonym światłem, cyfry, które dla niego nic nie znaczyły. A jednak... Półgodziny nie robił nic, tylko myślał... nawet nie wiedział o czym, ale doszedł do jednego wniosku... Jeśli go straci nie wybaczy sobie tego nigdy, nawet jeśli on nie odwzajemni jego uczuć. `Trzeba zebrać wszystko do kupy... powiedział, że już go nigdy nie zobaczę... pewnie zamierza wyjechać stąd... tylko jak?' Minuty upływały, a teraz były one coraz ważniejsze. `Nie wynajmie samochodu, tutaj nie jeżdżą autobusy, nie ma też lotniska... dworzec kolejowy' Przeleciał mu przez umysł jedyny pomysł, jaki pozostał.

 Wybiegł z apartamentu, chwytając w biegu kurtkę. Nie miał ani chwili do stracenia.


 Pociąg przyjechał właśnie na peron... Złotooki chłopiec bez namysłu wszedł do przedostatniego wagonu. Znalazł wolny przedział i usiadł przy oknie, torbę położył koło siebie. Patrzył na granatowe niebo, na którym widniały srebrne światła nocy - gwiazdy i księżyc. Po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Dopiero teraz, jak był bezpieczny, jak już wszystko było gotowe i czekał na odjazd. Dopiero teraz pozwolił sobie na okazanie, jak bardzo mu przykro, że musi opuścić drużynę. Że musi opuścić jego... ale on tego chciał przecież... Powiedział, praktycznie to wywrzeszczał, że nie jest tam potrzebny. Spróbował sobie odpowiedzieć na pytanie, „Czemu?”. Czemu codziennie na niego czekał, a jak przychodził robił mu kolację? Czemu próbował ukazać się w jego oczach, jako osoba wartościowa? Czemu całymi dniami trenował, aby mu kiedyś dorównać?... Doskonale znał odpowiedź na te pytania... a była ona tylko jedna: „Kocham cię, ty zimny draniu, Kaiu Hiwatari” Wyszeptał prawie niesłyszalnym głosem.


Zapomnij

Bo nie ma po co pamiętać

Zapomnij

Tak będzie łatwiej

Zapomnij

To już nigdy wróci

Zapomnij

Nawet jeśli nie chcesz

Nawet jeśli nadal kochasz

Zapomnij


 `Zapomnę.' Odpowiedział sobie w myślach. `Nawet, jeśli będzie trudno.' A błękitne kryształki, poleciały jeszcze większym strumieniem.

- Ty idioto... no i czemu płaczesz? - Usłyszał głos nad sobą. Znał go, pamiętał go tak dobrze.

- Co tu robisz? Nadal chcesz, na kimś się wyżyć? - Wysyczał przez zęby w odpowiedzi.

- Nie idioto... gdybym chciał krzyczałbym na Takao... ciebie chcę przeprosić.

- Przeprosić? - Dopiero teraz spojrzał się w jego oczy. Były spokojne, smutne... a jednak szczęśliwe.

- Tak idioto... przeprosić... za moje słowa i za to, że podniosłem na ciebie głos... nie chciałem... nie byłeś niczemu winny...

- I co? Poprosisz mnie bym wrócił?! Niby czemu miałbym po takim traktowaniu?! W dodatku już 3 razy nazwałeś mnie idiotą. - W złotych oczach można było dostrzec złość... i to wielki gniew.

- Chcesz wiedzieć, czemu, tak się zachowywałem przez te ostatnie dni? Czemu z tobą nie rozmawiałem? I czemu na ciebie naskoczyłem?

- Przydałoby się... - Rei nawet jeśli chciał coś jeszcze powiedzieć... nie mógł. Poczuł ciepłe i miękkie usta na swoich. Pocałunek. Czarnowłosy zaczął odwzajemniać pieszczotę, a pocałunek stawał się głębszy i bardziej namiętny. W końcu ich usta rozłączyły się.

- Bo cię kocham idioto i nie mogłem znieść tego, że chociaż jesteś tak blisko mnie... jesteś równocześnie o wiele dalej niż inni... taki nierealny. - Dodał już ciszej

- I to wszystko dlatego, że mnie kochasz? - Ze złotych oczu znów zaczęły spływać łzy.

- Tak idioto... i nie obchodzi mnie, czy czujesz do mnie to samo... a teraz chodź... zanim ten pociąg ruszy. - Wyjął chusteczkę i ocierał nią niebieskie, słone kropelki z twarzy Reia.

Usłyszeli zgrzyt kół... Za późno... W tej chwili właśnie kolejka odjeżdżała ze stacji.

- No pięknie... a ja nie mam biletu. - Mruknął kapitan.

- No cóż... a następna stacja dopiero za godzinę... mamy przynajmniej czas na wyjaśnienie kilku spraw. - Kai już wiedział... nie wiedział jak... ale wiedział i to było najważniejsze. Uśmiechnął się.

- A musimy do nich wracać?

- Niestety tak... ale wiesz co?

- Co?

- Ja też cię kocham. - Ich usta znów się złączyły w gorącym pocałunku, uchylili wargi i zaczęli walczyć językami o dominacje. W końcu Kai wygrał i teraz eksplorował każdy zakamarek pyszczka Reia. Jednak, kiedy zaczęło brakować im tlenu rozłączyli się.

- Byłeś tak nieziemski, że wydawałeś się nierealny... nadal taki jesteś... tylko, że teraz jesteś mój. - Na twarzy Kaia pojawił się uśmieszek, ale zniknął po chwili, kiedy czerwonooki obdarzył złotookiego jeszcze jednym namiętnym pocałunkiem.

A pociąg dalej jechał, by dotrzeć na miejsce docelowe podróży.

 



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Droga do nikąd, Fan Fiction, Beyblade
Jesień to piękny czas, Fan Fiction, Beyblade
T R E N I N G, Fan Fiction, Beyblade
Oko za oko, Fan Fiction, Beyblade
Trzeci wymiar miłości, Fan Fiction, Dir en Gray
Światełko na końcu tunelu, Fan Fiction, Beyblade
Księżyc, Fan Fiction, Beyblade
Kociak, Fan Fiction, Beyblade
Jak ja kocham cię, Fan Fiction, Beyblade
Zwyczajna miłość, Fan Fiction, Dir en Gray
Forever Yours, Fan Fiction, Beyblade
nocą, Fan Fiction, Beyblade
Bez ciebie znikam, Fan Fiction, Beyblade
Festiwal Gwiazd, Fan Fiction, Beyblade
BARIERA, Fan Fiction, Beyblade
Mogę w to uwierzyć, Fan Fiction, Beyblade
Przyciąganie, Fan Fiction, Beyblade
Zagubiona, Fan Fiction, Zagubiona miłość, #Rozdziały#
Miłość Gorąca Jak Benzyna Płonąca, Fan Fiction, Dir en Gray

więcej podobnych podstron