BARIERA, Fan Fiction, Beyblade


BARIERA

Kai Hiwatari szedł sobie spokojnie ulicami Moskwy, gdy nagle obok z piskiem opon zahamowała czarna furgonetka. Z pojazdu wyskoczyło trzech zamaskowanych mężczyzn. Kai w szoku przystanął. Faceci, o dziwo, nie rzucili się na pobliski bank, ale na niego właśnie. Chłopak zachował jednak resztki zdrowego rozsądku i jak nakazuje instynkt samozachowawczy, zaczął uciekać. A że był wysportowanym osiemnastoletnim chłopakiem, wiał bardzo szybko. Problem tkwił w tym, że faceci mieli samochód, nawet jeżeli była to stara, zdezelowana furgonetka. Ponieważ zamaskowani na nogach dogonić go nie mogli, pojechali za nim swoim wehikułem (tj. furgonetką).
Chłopak uciekał, ile sił w nogach, ale samochody na ogół poruszają się szybciej niż ludzie. Facetom udało się złapać Kaia i wpakować do nieszczęsnego pojazdu.
-Siedź tu i milcz! - zawołał któryś. - Jedziemy na lotnisko.
"Mój Boże..." - pomyślał Kai. - "Wywiozą mnie gdzieś w nieznane i nie wiadomo co zrobią"
Nie było jednak dla niego ratunku.

***

Podróż samolotem Kai ścierpiał jakoś. Dopiero, gdy wysiedli na lotnisku, zrobiło mu się niedobrze. Byli w Japonii. To horror. Na parkingu czekała na nich czarna furgonetka.
-Boże - westchnął Kai. - Znowu...
-Milcz - powiedział jeden z bandytów. - I wsiadaj.
Kai spokojnie wsiadł do pojazdu. Nie bał się.

***

Furgonetka zatrzymała się. Drzwi się otworzyły. Stanął w nich jeden z bandytów.
-Wysiadaj.
Kai wyszedł z auta. Było już ciemno. I tak rozpoznał to miejsce. Zresztą nagle zajaśniało i rozległa się wielka kakofonia.
-STO LAT, STO LAT, NIECH ŻYJE, ŻYJE NAM!!!!- ryczało kilka głosów, każdy w innej tonacji, przy akompaniamencie nienastrojonej gitary.
-Boże drogi... - westchnął Kai przerażonym głosem i popatrzył po twarzach przyjaciół. Tyson ryczał, Kenny piszczał, Hilary śpiewała, Max się śmiał, a Ray się zataczał ze śmiechu. Po zakończeniu śpiewu Tyson ryknął tubalnym głosem:
-STO LAT TO ZA MAŁO...
-Przestań... - jęknął Kai. - Błagam...
-No dobra - zachrypiał Tyson. - Kai, sprowadziliśmy cię tu...
-To wasza robota - odburknął Kai.
-Aby uczcić należycie twoje osiemnaste urodziny. Jako że nie przyjechałbyś sam, musieliśmy użyć nadzwyczajnych środków. Zważ, że kosztowało to nas trochę pieniędzy.
-Materialista - prychnął Max.- Kai, pozwól, że złożymy ci życzenia i wręczymy ci prezenty.
Każdy po kolei składał Kaiowi życzenia. Kenny uścisnął kapitanowi rękę, Hilary musiała mu się rzucić na szyję, Max powtórzył gest Kenny'ego (plus przyjacielskie poklepanie po plecach). Z Rayem wymienili się męskim uściskiem, zaś przed Tysonem Kai musiał się uchylić, aby ten nie przewrócił go całym impetem. Tyson był jednak niezrażony i po wielu próbach i upadkach udało mu się dorwać Kaia.
-Kai!!!! Składam ci życzenia!!!! Dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności, powodzenia w dorosłym życiu, nowych zwycięstw, mało porażek...
Tyson wygłosił tyradę długą na pięć minut, mogącą być zapisaną na jednej stronie A4.
-...dużo dzieci, fajnej laski...
-Kończ - jęknął Kai.
-... no i wszystkiego, czego sobie życzysz!!!! - zakończył Tyson. - A teraz zdmuchniesz świeczki i chodź na imprezę.
Tort dla Kaia był nietypowy, ponieważ wyglądał jak pizza, którą zresztą był. Oczywiście z mnóstwem dodatków i pikantnym sosem pomidorowym.
-Taka, jaką lubisz - powiedział Tyson. - Ray się sprodukował w kuchni. I dalej się produkować będzie. Mamy też szampana, wódkę, piwo, soki, wodę mineralną...
-Poproszę to ostatnie... - powiedział Kai.
-Nie ma mowy, wznosimy toast! - wrzasnął Max, nalewając wszystkim szampana.
-Ale wy jesteście nieletni - jęknął Kai.
-Toteż ja piję wodę mineralną - powiedziała Hilary. - A oni się muszą wyżyć. Faceci.
Toast wzniesiono, toast wypito, kieliszki potłuczono (powód tłuczenia bliżej nieznany). Ray siedział w kuchni, przychodząc co chwila w piciem, jedzeniem itp. Tyson i Max przecenili swoją wytrzymałość na alkohol i po około trzech godzinach zataczali się już nieźle (nie wspomnimy o Kenny'm, który po piątym kieliszku zwalił się pod stół).
Ray wszedł z tacą z wodą mineralną.
-A gdzie wódka? - zapytał Tyson. - My chcemy... hik! Pić! Hik!
-Nie czkaj - burknął Ray. - Wódkę już wypiliście...
-Chcę szampana - odparł Tyson.
-Na tej tacy jest tro... - zaczął Ray, ale nie skończył, bo Max podstawił mu nogę. Zawartość tacy wylądowała na Kaiu, zaś Ray, chroniąc się przed niechybnym rozbiciem się o podłogę, wsparł się na ramieniu przyjaciela. Kai uratował go przed głośną i efektowną glebą, podtrzymując go ręką. Jego "dziękuję" zostało jednak zagłuszone przez głośne "BUAHAHAHAHAHA" w wykonaniu Tysona i Maxa.
-Kończmy tą imprezę - jęknął Kai. - Idźcie spać...
Przy pomocy Hilary i dziadka Tysona sytuację udało się opanować. Zapadła przyjemna cisza. Kai wymknął się cichcem do parku. Ray zauważył to i poszedł za nim.

***

Niedaleko był park. Kai usiadł tam nad pamiętną rzeczką. Tam się wszystko zaczęło... Cała znajomość z Tysonem... Potem on pojawiał się często. Powstali Bladebreakersi. Zbitek ludzi z różnych stron świata. Tyson - chyba najbardziej zwariowany kumpel w dziejach. Max- spokojny i zawsze pogodny. Kenny - niezastąpiona podpora drużyny. I Ray... Ktoś, kto był inny niż reszta. Zupełnie inny. Przynajmniej Kai tak go postrzegał. I dzisiaj można to było zauważyć. Dużo mniej infantylny. Tak. To chyba to go wyróżnia. Tylko to? Może coś więcej?
-Nad czym myślisz? - odezwał się głos. Ray.
-A tak sobie rozmyślam - odparł bezsensownie Kai. - Miło mi, że zrobiliście dla mnie tą imprezę. Szkoda tylko, że cały czas siedziałeś w kuchni. Prawie nic się nie bawiłeś.
-Ktoś gotować musiał - uśmiechnął się Ray. - Jeśli chciałeś pogadać, to mamy chwilę czasu teraz.
-Pogadać można zawsze przez telefon - zakpił Kai. - Za to powspominać już nie...
-Ale chyba więcej wspomnień łączy cię z Tysonem - powiedział Ray, przysiadając się wreszcie.
-Szczególnie z pijanym Tysonem - odgryzł się Kai. - Co to za wspomnienia...
-Przecież to twój przyjaciel...
-Taki sam jak większość... Akceptuje, lecz nie rozumie.
-Podejrzewasz mnie o rozumienie? - zapytał Ray, patrząc gdzieś w przestrzeń. - Dzieli nas przepaść, której nigdy żadnemu z nas nie udało się przeskoczyć.
-Może... kiedyś... - powiedział Kai, odwracając głowę w stronę Raya. On uczynił to samo. Popatrzyli sobie głęboko w oczy.
-Może kiedyś nadejdzie chwila - szepnął Kai. - W której wszystkie bariery zostaną usunięte.
-Bariery? - zdziwił się Ray.
-Granica, której nigdy nie pozwoliłem nikomu przekroczyć. Do której nikt dotąd się nie zbliżył...
-Czegoś się boisz? - zapytał Ray, spoglądając znów w przestrzeń.
-Pewnie tak. Tylko sam nie wiem czego.
-Boisz się - Ray odwrócił głowę. - Boisz się, że ktoś odczyta twoje uczucia, zobaczy, co masz w myślach, zrozumie, czego najbardziej pragniesz... I tworzysz barierę, której nawet twoim przyjaciołom nie pozwalasz pokonać...
-Ray... Chyba tak jest...
-Jestem najbliżej prawdy? - zapytał kociooki. - Chociaż jesteśmy zupełnie inni? Ukrywasz to, co czujesz... A jednak chyba udało mi się to wyczytać.
Kai odwrócił głowę. Nie mógł dłużej patrzeć w oczy przyjaciela.
-Czego jeszcze się boisz? Ludzi? Tego, że cię wyśmieją? No?
Kai milczał.
-Odwróć się i spójrz mi prosto w oczy - zażądał Ray. - No już...
Kai milczał. Nie odwrócił się. Poczuł natomiast, że ręce Raya same odwracają jego głowę. Ponownie patrzył chłopakowi w oczy. Tym razem widział tam coś innego, niż poprzednio.
-Zdaje się - szepnął Ray drżącym głosem. - Że obaj odczuwamy to samo, tylko ja nie potrafię zinterpretować tego odpowiednio...
Kai milczał nadal. Wolałby tego nie zrozumieć. Ray natomiast kontynuował.
-Żyłem w jakimś złudzeniu, w czymś co nie było prawdą. Dopiero niedawno to zrozumiałem. I uświadomiłem sobie co naprawdę czuję.
-Ray...
-Kai, nic nie mów. Ja nie mogę tego dłużej dusić w sobie. Nie teraz. Już nie mogę...
-Ray, błagam, nie... Proszę cię...
-Tylko czy mi uwierzysz? Czy w ogóle kiedykolwiek komuś wierzyłeś?
-Ray!!! Nie kończ... Ja rozumiem...
-Ale zrozumienie to nie wszystko...
-I nie tylko rozumiem - Kai przełknął ślinę. - Ray... Ja cię kocham...
Patrzyli sobie prosto w oczy. Żadne bariery już nie istniały. Ich usta spotkały się w długim, namiętnym pocałunku. Byli blisko, blisko jak nigdy w życiu. I jak nigdy w życiu okazywali to, co czują. Nie przeszkadzało im nawet to, że zaczął delikatnie kropić deszcz. Przytuleni, oboje wiedzieli, że robią coś, co zakazane. I obu ich to nie obchodziło. Nie w tej chwili.
Przerwali na chwilę. Leżeli obok siebie, patrząc sobie głęboko w oczy.
-Wolny - szepnął Kai. - Dopiero teraz czuję się wolny, a nie jak zaszczute zwierzę w klatce... Chociaż przez chwilę...
Ray przysunął się bliżej Kaia i przytulił się do niego, jak najmocniej mógł. Kai odwzajemnił uścisk. Ujął w dłonie twarz przyjaciela morką od deszczu i patrzył mu przez chwilę głęboko w oczy. Mówiły tylko dwa słowa - ale za to mówiły wyraźnie.
Długo jeszcze leżeli razem, w uścisku, obdarowując się pocałunkami, patrząc sobie w oczy, szepcząc do ucha. Te kilka godzin w deszczu zbliżyło ich do siebie bardziej, niż kilka lat znajomości.
Bariera została usunięta.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jesień to piękny czas, Fan Fiction, Beyblade
T R E N I N G, Fan Fiction, Beyblade
Oko za oko, Fan Fiction, Beyblade
Światełko na końcu tunelu, Fan Fiction, Beyblade
Księżyc, Fan Fiction, Beyblade
Kociak, Fan Fiction, Beyblade
Droga do nikąd, Fan Fiction, Beyblade
Jak ja kocham cię, Fan Fiction, Beyblade
Pociąg do miłości, Fan Fiction, Beyblade
Forever Yours, Fan Fiction, Beyblade
nocą, Fan Fiction, Beyblade
Bez ciebie znikam, Fan Fiction, Beyblade
Festiwal Gwiazd, Fan Fiction, Beyblade
Mogę w to uwierzyć, Fan Fiction, Beyblade
Przyciąganie, Fan Fiction, Beyblade
Gdy coś we mnie umiera, Fan Fiction, Dir en Gray
Sweet, Fan Fiction, Dir en Gray
Zagubiona, Fan Fiction, Zagubiona miłość, #Rozdziały#
Umysł typowo humanistyczny, Fan Fiction, Dir en Gray

więcej podobnych podstron