57589 PICT2695

57589 PICT2695



552 Część V. Śmierć na opak

Wytworzył się nowy stosunek między umierającym a jego otoczył oparty na uczuciu, ale inicjatywa, jeśli nie decyzja, przysługiwała wciąż choremu. Tutaj stosunek ten utrzymuje się, ale zostaje odwrócony, i pozostaje w zależności od otoczenia. Bohaterka Tołstoja na próżno prote przeciwko traktowaniu jej jak dziecko: sama postawiła się w tej sytu!^’ Później przyjdzie czas, kiedy umierający podda się tej kurateli, bo albo si j nią godzi, albo jej pragnie. Wtedy, a jest to obecna sytuacja, dojdzie do teg0 . obowiązkiem otoczenia jest utrzymywanie umierającego w nieświadom^ Ileż razy słyszeliśmy, że mąż, dziecko, krewny mówią: „Mam przynajmniej satysfakcję: wcale nie czuł (nie czuła), że umiera", co zastąpiło słowa: łłC^ (czuła) zbliżającą się śmierć".

Postanowiono więc udawać. Na temat tych wysiłków wyobraźni Twain napisał opowiadanie, gdzie przedstawił całą sieć kłamstw utkaną dwie szlachetne stare panny, chcące ukryć przed dwiema ciężko chorymi, które pielęgnują, matką i jej szesnastoletnią córką, że obie są umierające.2

W praktyce udawanie to powoduje usuwanie albo opóźnianie sygnałów które alarmowały chorego, a przede wszystkim inscenizacji publicznego aktu jakim dawniej była śmierć, od chwili przywołania księdza. Nawet w rodzinach najbardziej pobożnych i praktykujących ustalił się w początkach wieku XX zwyczaj wzywania księdza dopiero wtedy, gdy jego pojawienie się u wezgłowia chorego nie mogło już zrobić na nim wrażenia, gdyż albo stracił przytomność albo po prostu wyzionął ducha. Ostatnie namaszczenie stało się sakramentem nie umierających, lecz umarłych! Przypadki takie zdarzały się we Francji w latach 1920—1930. Przybyło ich wiele w latach pięćdziesiątych.

Minęły czasy uroczystego pochodu Najświętszego Sakramentu poprzedzanego przez małego ministranta potrząsającego dzwonkiem. Minęły, i to dawno, czasy podniosłych scen przyjmowania komunii przez umierającego i jego otoczenie. Rozumiemy, że na dłuższą metę duchowieństwo nie chciało udzielać ostatnich sakramentów nieboszczykom i że wreszcie odmówiło uczestnictwa w tej komedii, jeśli nawet była ona inspirowana przez miłość. Ten bunt wyjaśnia częściowo, dlaczego Kościół po II Soborze Watykańskim zmienił tradycyjną nazwę „ostatnie namaszczenie", na „sakrament chorych", i to nie zawsze chorych śmiertelnie: dzisiaj niekiedy udziela się go w kościele zupełnie zdrowym starcom. Kościoł nie tylko przypomina, że ostatnie namaszczenie należy przyjmować z całą świadomością, ale również oddziela ten sakrament od śmierci, bo nie stanowi on bezpośredniego do niej przygotowania. W ten sposób Kościół milcząco podkreśla własną nieobecność w chwili śmierci; nie trzeba wtedy „wołać księdza”, bo jak zobaczymy, śmierć przestała być chwilą.

W wieku XIX, gdy z testamentów znikały pobożne zapisy, szczególnej wagi nabrała ostatnia rozmowa: godzina ostatnich pożegnań, ostatnich poleceń, poufnych albo publicznych. Tę intymną i uroczystą wymianę myśli uniemożliwił nakaz utrzymywania chorego w nieświadomości. W końcu umierał

nic nie powiedziawszy. Tak pomarli w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych zeszłego stulecia prawie wszyscy wielcy starcy, nawet świadomi i pobożni, zanim masowo napłynęły wzorce z Ameryki i północno-zachodniej Ii u ropy. „Nawet się z nami nie pożegnała*' — szepnął u wezgłowia matki syn, który jeszcze nie pogodził się z tym upartym milczeniem i może również z tym nowym rodzajem wstydliwosci.

POCZĄTEK MBDYKALIZACJI

Wróćmy jednak do lektury Tołstoja, tym razem do Śmierci Iwana Iliczą, opowiadania napisanego dwadzieścia pięć lat później niż poprzednie.1 Wchodzimy w nowy świat, świat w początkach „medykalizacji". Iwan Ilicz liczy lat czterdzieści pięć, od siedemnastu lat żonaty jest z kobietą przeciętną. Miał czworo dzieci, z których pozostało dwoje, bo dwoje wcześnie zmarło, czym zresztą głębiej się nie przejął. Prowadził banalne i szare życie zdolnego i ambitnego urzędnika, zaprzątniętego myślą o awansie i o tym, żeby być comme il faut (po francusku w rosyjskim tekście). Nosi na łańcuszku brelok z napisem „Respice finem”, rodzaj małego memento mori, jak to było w zwyczaju na Zachodzie od końca XV do XVII wieku. Ale jego religijność wydaje się powierzchowna i nie łagodzi jego egoizmu; „...lekkiego, przyjemnego, wesołego charakteru życia, niezmiennie przyzwoitego i chwalonego przez towarzystwo”, nie mąciło nic prócz trosk pieniężnych i wywoływanych przez nie małżeńskich kłótni. Ale przychodzi sukces, awans, a w jego następstwie przeprowadzka do nowego mieszkania, gdzie mógł zapraszać „posiadające wysoką pozycję towarzyską osobistości”.

Wtedy zaczyna się choroba: niesmak w ustach, ból w boku, nerwowość. Trzeba zasięgnąć fachowej rady: zwracanie się do lekarza stało się w łatach osiemdziesiątych XIX wieku czymś koniecznym i poważnym; inaczej było w czasach rodziny de La Ferronays: dopiero in extremis żona Alberta de La Ferronays zapytała, jak się nazywa choroba, na którą umiera jej mąż. Nie przestając być przedmiotem uwagi, choroba i zdrowie nie zawsze kojarzyły się jeszcze z działaniem i władzą lekarza. Journal cTun bourgeois. de Paris z okresu rewolucji francuskiej4 świadczy, jak bardzo niektórzy troszczyli się o swoje ciało: autor codziennie zapisuje, jaka była pogoda i jego stan fizyczny, czy miał katar lub odpluwał albo miał gorączkę: natura zewnętrzna i natura wewnętrzna. Nigdy jednak nie przychodzi mu do głowy, aby zasięgnąć rady albo zapisać, że poradził się lekarza czy chirurga, chociaż ma ich wielu wśród dobrych znajomych: leczy się sam, to znaczy ma zaufanie do natury.

W powieściach Balzaka lekarz pełni ważne zadania społeczne i moralne: wraz z proboszczem jest opiekunem ubogich oraz doradcą zarówno bogatych, jak biednych. Trochę leczy, ale nie uzdrawia: pomaga umierać. Albo przewi-


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
82983 PICT2694 550 Część V. Śmierć na opak Ale nie ma już charakteru absolutnej powszechności, jakim
PICT2696 554 Część V. Śmierć na opak duje naturalny bieg rzeczy, którego nie powinien zmieniać: panu
PICT2692 Część V ŚMIERĆ NA OPAK
PICT2699 160 Cifić V. Śmierć na opak początkowo nic rozróżniano. Ten świat ma swój idealny wzorzec:
PICT2709 HO Część V. Śmierć na opak głos Alberta albo Aleksandry de La Ferronays; w pełni XX wieku r
PICT2714 590 Część V. Śmierć na opak reformę pogrzebów, która by je uprościła, a jednocześnie wyelim
PICT2709 HO Część V. Śmierć na opak głos Alberta albo Aleksandry de La Ferronays; w pełni XX wieku r
71699 PICT2698 1 1 558 Częić V. Śmierć na opak a łagodnym ruchem konających, którzy zdają się już ca
28753 PICT2705 572 Część V. Śmierć na opak uczucia. Stworzyła ona między nami a innymi ludźmi więzy,
32243 PICT2700 562 Część V. Śmierć na opak z tego, że coraz częściej obejmuje się ją zakazem; zachow
62959 PICT2704 570 Część V. Śmierć na opak społeczeństwa. Społeczeństwo uważa żałobę za zjawisko cho
PICT2708 578 Część V. Śmierć na opak stanowczo przeciwny prawdzie.” (Stanowisku temu towarzyszy skru

więcej podobnych podstron