ŚW TARSYCJUSZ, Św


Św. Tarsycjusz

(15 sierpnia

Tarsycjusz żył w Rzymie za panowania cesarza Decjusza. Cesarz okrutnie prześladował chrześcijan, którzy oddając życie za Chrystusa pragnęli na drogę do wieczności posilić się Chlebem Eucharystii. Zanoszono im potajemnie Komunię Świętą do więzień. Pewnego dnia w katakumbach kapłan odprawiał Mszę świętą. Obok niego klęczał Tarsycjusz. Gdy w czasie Przeistoczenia przyszedł na ołtarz Pan Jezus, chłopiec modlił się do Niego gorąco: "Kochany Zbawicielu, Tyś umarł za nas na krzyżu, daj, żebym nie miał strachu, gdy będę musiał dla Ciebie cierpieć, a może i umrzeć.

Gdy skończyła się Msza święta, do chłopca podszedł kapłan i zapytał go:

- Powiedz, Tarsycjuszu, czy jesteś odważny?

Tarsycjusz ze zdziwieniem podniósł oczy na pytającego, jakby chciał zapytać, dlaczego stawia takie dziwne pytanie.

- Ty zaniesiesz Pana Jezusa chrześcijanom do więzienia. Oni tęsknią za Nim. Tylko Jezus może ich pocieszyć. Pójdziesz i zaniesiesz im Komunię świętą.

- Ale... ale dlaczego... ja mam to zrobić? - wyjąkało dziecko.

- Ja nie mogę pójść - powiedział ze smutkiem kapłan. -

Z wielką chęcią poszedłbym do nich. Ale jeśliby żołnierze mnie poznali, to musiałbym zginąć i nie mielibyście już księdza. Bylibyście sami tylko... Ale ty jesteś jeszcze małym chłopcem..., na ciebie nikt nie zwróci uwagi..., straż nie zauważy nawet, że niesiesz Pana Jezusa... Powiedz, odważysz się pójść?

Oczy chłopca zajaśniały: pójdę, cóż złego może mi się stać, gdy Pan Jezus będzie ze mną?..

Ksiądz włożył Hostie do małej torebki, na której był wyszyty krzyż. Tarsycjuszowi trochę drżały ręce, gdy brał ją i chował pod płaszczem.

- Niech Bóg cię strzeże, mały Tarsycjuszu! Postaraj się dojść szczęśliwie.

Tarsycjusz kiwnął głową. Jego twarz jaśniała ze szczęścia, że może nieść Pana Jezusa.

Na ulicy spotykał wielu ludzi. Także wielu pogan, którzy nienawidzili Jezusa i drwili z Niego. "Gdybyście wiedzieli: kogo ja niosę! - myślało dziecko. - Wy Go nienawidzicie, ale On jest między wami i błogosławi was wszystkich...". A później tak zaczął mówić do Pana Jezusa:

- Kochany Jezu... Ty musisz ich naprawdę pobłogosławić..; Oni przecież nic nie wiedzą o Tobie. Także Gajusa, Lina i Marka, moich kolegów. Oni też Cię nie znają... A teraz uważaj, by mnie nie spotkali, bo od razu chcieliby wiedzieć, dokąd idę... A tego nie mogę przecież powiedzieć. Ty rozumiesz to, kochany Jezu. I bawić się z nimi też teraz nie mogę, ponieważ niosę Ciebie...

Mały Tarsycjusz szedł szybko ulicą, na której mieszkali; jego rodzice. Nie oglądał się ani w prawo, ani w lewo.

Nagle ktoś zawołał z ogrodu: - Hej, Tarsycjuszu! - Obejrzał się przerażony. Tam z tyłu stali oni, cała trójka. Patrzyli w jego kierunku. Zaniepokojony skinął im głową i ruszył dalej.

- Poczekaj trochę! - zawołali. - Co się tak spieszysz?

Zaczęli biec za nim. Tarsycjusz już słyszał ich kroki. Są wyżsi i mogą szybciej biec.

- Hej, Tarsycjuszu, hej!

- Teraz nie mam czasu! - zawołał chłopiec przez ramię, nie odwracając się wcale.

- Schwytaliśmy ptaka, popatrz, tutaj! - powiedział Marek.

Tarsycjusz zawahał się przez chwilę. "Będą męczyć ptaka - pomyślał. - Marek jest taki okrutny..." Miał ochotę stanąć, wziąć na chwilę ptaszka do obejrzenia, a potem puścić wolno... "Ale ja przecież nie mogę - zastanowił się. - Mam coś ważniejszego do zrobienia". Położył ręce na torebce ukrytej na piersiach, jakby broniąc jej przed kimś.

Już go dopędzili.

- Patrz, młody wróbel. Za wcześnie wyfrunął z gniazda. Tarsycjusz stanął. Zobaczył, jak ptaszek drży w ręku Marka.

- Puść go.

- O to ci chodzi - zaśmiał się brzydko Marek. - My jemu ładnie raz-dwa-trzy ukręcimy głowę. Patrz, tak.

Tarsycjuszowi z oburzenia napłynęły łzy do oczu.

- Jaki okropny jesteś, Marku! - krzyknął. - Jak ty tak możesz?

- Co tak krzyczysz?! - burknął Marek i rzucił na ziemię zabitego ptaka. - Ale co ty tu masz? Dlaczego trzymasz ręce tak kurczowo na piersiach? Pokaż to! Czy dlatego tak szybko

I uciekałeś?

Teraz zbliżyli się do niego również Linus i Gajus:

- Prędko, pokazuj! - zawołali. .

- Nie, nie - krzyknął Tarsycjusz. - Pozwólcie mi iść!

- Aleś zdenerwowany! - zadrwił Gajus. - Czy masz coś cennego? Pokazuj!

Usiłował oderwać mu ręce, ale Tarsycjusz ściskał swój płaszcz jakby klamrami.

- Co on tam może ukrywać? Rzecz zaczyna mnie pasjonować - odezwał się Marek. - Pokazuj natychmiast, albo dostaniesz pięścią. Nie chcesz? To masz!

Uderzył Tarsycjusza w twarz. Mały zatoczył się. Krew zaczęła mu lecieć z nosa.

- Masz, jeszcze raz! - uderzenia posypały się jak grad.

Tarsycjuszowi, jak zwierzątku ściganemu przez sforę psów, udało się w pewnym momencie wyrwać i uciec. Jednak Marek był bez litości. Wziął kamień i wycelował w uciekającego. Trafił. Tarsycjusz poczuł gwałtowny ból w skroni i upadł na ziemię.

- Jezu, pomóż mi... Oni nie mogą Cię znaleźć! - wyszeptał. Leżał twarzą do ziemi i wciąż trzymał kurczowo zaciśnięte na piersi ręce.

- O mój Jezu, nie wiem, czy długo wytrzymam... Ale oni nie mogą Cię zabrać! - modlił się. Przeczuwając niebezpieczeństwo otworzył torebkę... wziął Hostie... - Ja Cię przyjmę do mojego serca, tam będziesz bezpieczny - wyszeptał ledwie dysząc. Włożył Hostie do ust i spożył. Teraz rozluźniły się jego ręce. Zbawiciel już bezpieczny... O, jak to dobrze. Myśli zaczęły mu się plątać.

Gdy trzech wyrostków dopadło go, zauważyli torebkę z krzyżem.

- On jest chrześcijaninem... o przeklęty chrześcijanin! - wrzeszczeli i deptali nogami po krzyżu. Ale torebka była już pusta. Jezus przyszedł do serca małego Tarsycjusza, który leżał

śmiertelnie blady na ulicy.

Wtem nadjechał na koniu jakiś żołnierz, oficer. Ujrzawszy leżące dziecko, stanął przerażony. Gdzież on widział tę małą, jasną twarz? To jest przecież... Zgadza się, dziś rano ten chłopiec klęczał przy ołtarzu. Co oni zrobili temu małemu biedakowi?

- Zostawcie go natychmiast! Precz! - zawołał i smagnął biczem trzech wyrostków.

- Tarsycjuszu..., ty krwawisz..., a tu torebka z krzyżem... poszarpana... i pusta! Gdzie są Hostie?

Tarsycjusz jeszcze raz otworzył oczy.

- Pan Jezus jest u mnie... w sercu... - wyszeptał. Potem znów zamknął oczy. Już nie poruszył się. Jego serce przestało bić. Umarł za Pana Jezusa.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Św.TARSYCJUSZ, Bałagan - czas posprzątać i poukładać
Nowenna do św Józefa opr ks Tarsycjusz Sinka CM
św TARSYCJUSZ
NIEDZIELA ŚW RODZINY C
34Idiopat sw zapal bl nacz
POżary wewnętrzne cz X ewakuacja z budynków zL IV (N SW)
2c zakres sw sektorze wodno sciekowym suez4
Filozofia św TOMASZA
Nowenna do Ojca Pio, Ojciec Pio, Św. Ojciec PIO
W imię Ojca i Syna i Ducha św 1, katecheza, NABOŻEŃSTWA, adoracje
nabożeństwo dzieci komunijnych, I Komunia Św. - pomoce, akcesoria itp, I Komunia święta
Małżeństwo o jakim marzymy 29-41, DOKUMENTY NP KOŚCIOŁA ŚW I NIE TYLKO
Modlitwa Sw Tomasza z Akwinu, Anioły, angelologia
Małżeństwo o jakim marzymy 1-10, DOKUMENTY NP KOŚCIOŁA ŚW I NIE TYLKO
List od Jezusa II, DOKUMENTY NP KOŚCIOŁA ŚW I NIE TYLKO
KAZANIE na dzień św katarzyny, Polonistyka, staropolka, średniowiecze
Komentarz- ofiarowanie darów, I Komunia Św. - pomoce, akcesoria itp, I Komunia święta
dzienniczek sw faustyny, ADONAI, DZIENNICZEK
Traktat św. Grzegorza z Nyssy, prezentacje, WSZYSTKIE PREZENTACJE, OAZA, Prezentacje cd, Prezentacje

więcej podobnych podstron