NAUKA REKOLEKCYJNA - GDZIE MOGĘ SPOTKAĆ JEZUSA ?
Pewnego razu św. Jan Chrzciciel stał z dwoma uczniami. Obok przechodził Pan Jezus. Kiedy Jan Go zobaczył, powiedział: Oto Baranek Boży. Gdy to usłyszeli jego uczniowie, dwóch spośród nich opuściło go i poszło za Panem Jezusem. Kiedy Pan Jezus wyczuł, że ktoś idzie za Nim, przystanął, poczekał na nich i zapytał: czego szukacie? Oni odpowiedzieli: Nauczycielu - gdzie mieszkasz? Jezus odpowiedział: chodźcie a zobaczycie. Poszli więc, zobaczyli i tego dnia pozostali u Niego.
Przemawiając do was podczas wczorajszego spotkania, podobnie jak św. Jan, wskazałem na Pana Jezusa i powiedziałem do was: Oto wasz Idol! Myślę, że wielu spośród was uwierzyło moim słowom i zapragnęło pójść za Jezusem. Stawia nas to wobec pytania, które - wydaje mi się - czytam w waszych oczach: Gdzie ja mogę spotkać Jezusa? Czy Jezus ma jakiś dom, jakiś adres, jakiś numer telefonu? Czy po swym zmartwychwstaniu, odchodząc do domu swego Ojca, umówił się gdzieś ze mną na spotkanie?
Jakże mogło by być inaczej! Przecież Pan Jezus nas kocha. A jeżeli tak, to nie może bez nas żyć! Żyje dla nas, tak jak dla siebie żyją ludzie w sobie zakochani. Zresztą nie musimy się tego domyślać, gdyż sam nam to powiedział. Przed odejściem do Ojca zapewniał: A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata. Jeżeli Pan Jezus tak powiedział, to znaczy, że z całą pewnością jest wśród nas. Jest - ale się ukrywa i pragnie, abyśmy Go szukali. Skupmy się, jak potrafimy najbardziej, wytężmy nasz umysł, aby odkryć różne sposoby Jego przebywania z nami.
Pan Jezus jest w tobie. Tak! W tobie. W każdym z nas! Powiedział przecież: Jeżeli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego i będziemy u niego przebywać. Jezus nie żartował. Nie powiedział tego ot tak sobie, dla kaprysu. Powiedział prawdę, ale jej doświadczenie wymaga spełnienia pewnych warunków. Jakich?
Trzeba Go umiłować. Miłować Go zaś znaczy zawierzyć Mu i związać się z Nim przez chrzest święty. Dokonało się to na początku twojego życia, w miłości i wierze twoich rodziców. Kiedy na twoją głowę polała się woda chrztu świętego, w tobie rodziło się nowe życie, życie Jezusa. Ze słów Jezusa wynika, że na tym nie można poprzestać.
Trzeba także zachowywać Jego przykazania, czyli spełniać Jego polecenia zapisane w Ewangelii. Kto spełnia te warunki może być pewny, że w nim obecny jest Jezus. Warunki te spełnił św. Paweł Apostoł, dlatego miał żywe doświadczenie obecności Jezusa w sobie. Świadczą o tym jego słowa: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Podobne doświadczenie miało wielu innych świętych ludzi.
Pan Jezus jest w drugim człowieku. Wynika to jasno z Jego zapewnienia, że cokolwiek uczynimy dobrego lub złego drugiemu człowiekowi, to uczynimy to Jemu samemu.
Doświadczyła tego siostra Faustyna Kowalska. Pewnego razu w furcie klasztornej zjawił się młody jeszcze człowiek, ale wynędzniały, bosy, bez nakrycia głowy, zziębnięty i głodny. Rzecz zrozumiała, że poprosił o coś do zjedzenia. Siostra pobiegła do kuchni, odgrzała nieco poobiedniej zupy, nalała do kubka, ukroiła chleba i zaniosła żebrakowi. Kiedy jednak odbierała od niego pusty kubek, rozpoznała w żebraku samego Pana Jezusa, gdy w milczeniu opuszczał furtę klasztorną. Coś podobnego dawał Pan Jezus do zrozumienia wielu świętym. Wszyscy musimy być jednak o tym przekonani.
Nic zresztą w tym dziwnego. Jeżeli bowiem Pan Jezus może być w nas, to może też być w innych ludziach. Rzecz w tym, że w innych jest dla nas bez względu na to, kim oni są. Mili i kochani jak rodzice, krewni, wychowawcy, nauczyciele, koledzy, koleżanki, czy też niemili i niekochani, jak zbrodniarze, narkomani, alkoholicy, chorzy, kalecy, nędzarze, żebracy. Przede wszystkim nawet ci drudzy gdyż ich to Pan Jezus nazywa „swoimi najmniejszymi braćmi”. Zalicza do nich przecież: głodnych, spragnionych, przybyszów, nagich, chorych, więźniów. Nawet więźniów! A w więzieniach są przecież ludzie, którzy uczynili coś złego.
Pan Jezus jest we wspólnocie swoich wyznawców. Wiemy o tym również od Niego samego, gdyż powiedział: Bo gdzie są dwaj lub trzej zebrani w imię moje, tam Ja jestem pośród nich. Co to jednak znaczy „gromadzić się w imię Jezusa” ?
Gromadzić się w imię Jezusa znaczy gromadzić się z powodu Jezusa, ponieważ się w Jezusa wierzy i Jezusa kocha. „W imię Jezusa” znaczy także dla Jezusa, czyli w tym celu, aby z Nim się spotkać, oddać Mu cześć, wysłuchać Jego słowa, uczestniczyć w Jego ofierze, zjednoczyć się z Nim w Komunii św. A kiedy tak się właśnie gromadzimy? Tak gromadzimy się przede wszystkim wówczas gdy sprawujemy Eucharystię. Wspólnota Eucharystyczna jest znakiem Kościoła, w którym dziś żyje, działa i zbawia nasz zmartwychwstały Pan. Kiedy zgromadzona jest pod przewodnictwem Papieża, jest znakiem Kościoła powszechnego, kiedy natomiast pod przewodnictwem kapłana, jest znakiem Kościoła miejscowego.
W tym Kościele Chrystus nieustannie naucza i nieustannie składa siebie w ofierze pod postaciami chleba i wina. Słychać w nim słowa Jego Ewangelii i Jego własne słowa wypowiadane przez kapłanów: to jest moje Ciało, to jest Krew moja. Ciało i Krew - żywy, zmartwychwstały Jezus. Za nas umiera. Jednoczy się z nami w Komunii św. Kiedy ją przyjmujemy, upodabniamy się do Niego: zaczynamy patrzeć na świat Jego oczyma, myśleć Jego myślami, mówić Jego słowami, kochać Jego sercem.
W tym Kościele dokonuje się również nieustannie odpuszczenie naszych grzechów. Jezus powiedział: którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone. Kiedy więc sumienie nam przypomina, że w takim stanie nie możemy iść do Komunii św., przygotowujemy się do spowiedzi, klękamy przy konfesjonale, wyznajemy grzechy, a Pan Jezus w osobie kapłana nam je odpuszcza. Iść do spowiedzi to iść na spotkanie z Panem Jezusem. Tak też pomyślmy o naszej rekolekcyjnej spowiedzi.
Przychodzi mi w tej chwili na myśl opowiadanie o pewnym bardzo dobrym królu, który zapragnął podzielić się swoim szczęściem z poddanymi. Trudno mu to jednak przychodziło, bo żył oddzielony od nich wysokim murem zamku, w którym mieszkał oraz całym szeregiem ministerstw i urzędów państwowych. Wysłał więc ministrów, lekarzy, nauczycieli, opiekunów społecznych, księży, aby w jego imieniu uszczęśliwili podwładnych, ale oni albo nie umieli wywiązać się należycie z powierzonego im zadania, albo też wykorzystywali swoją misję do osobistego wzbogacenia się. Król postanowił więc sam osobiście udać się w podróż po kraju. Wszędzie witano go uroczyście, odbywały się wspaniałe przyjęcia, manifestacje ku jego czci przerywane okrzykami: Niech żyje król! Ludzie przez jakiś czas zapominali o swym nieszczęśliwym życiu, ale po jego odjeździe odczuwali je jeszcze mocniej. Zmartwiony król ucieka się do ostatniego środka. Rządzenie państwem planuje przekazać pierwszemu z ministrów, a sam zamieszkać wśród ludu, pracować jak oni, wieczorem zaś prowadzić z nimi rozmowy, może w końcu zrozumieją, jak dobrego mają króla i przyjmą ofiarowane im szczęście. Ministrowie chcą go odwieść od tego zamiaru tłumacząc, że uwłaczać to będzie jego królewskiej godności, a skutek będzie niewielki. Cóż bowiem znaczy uszczęśliwienie kilkudziesięciu ludzi, wobec milionów nieszczęśliwych poddanych. Król jednak pozostaje stanowczy: wystarczy - rzecze - że skłonie dwunastu do naśladowania mnie, każdy zaś z nich pocieszy troje ludzi, ci z kolei niech podzielą się swoim szczęściem z innymi, a w ten sposób nadejdzie kiedyś dzień, że wszyscy moi poddani będą szczęśliwi.
Św. Jan napisał o Panu Jezusie: A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. To już nie opowiadanie! To rzeczywistość! Pośród nas jest obecny najlepszy z królów - Jezus Chrystus, aby dzielić się z nami swoim szczęściem. Uwierz Mu na słowo, a jeszcze dziś spotkasz Go w tych znakach, w których czeka na spotkanie z tobą.